Funkcjonariusze Krajowej Izby Skarbowej z Elbląga oraz Straży Granicznej w Braniewie poszli skontrolować jeden z salonów gier komputerowych w Braniewie, który był samoobsługowy. Z relacji celników wynika, że gdy weszli do środka natknęli się na kraty, śluzę, która otwierała się dopiero po pozytywnym zweryfikowaniu gracza oraz wiele kamer monitorujących wnętrze lokalu. W trakcie kontroli nagle uruchomiły się syreny.
- Gdy funkcjonariusze wylegitymowali się do zainstalowanych w lokalu kamer, ze zbiornika na ścianie zaczęła wydobywać się silnie drażniąca substancja chemiczna. Tylko dzięki temu, że krata wejściowa została zabezpieczona przed całkowitym zamknięciem kontrolujący mieli możliwość pokonania śluzy i po wyważeniu drzwi wydostania się na zewnątrz – poinformowała Katarzyna Cwalina, starszy inspektor stanowiska obsługi klienta i komunikacji zewnętrznej Izby Administracji Skarbowej w Olsztynie.
Na zewnątrz zostali strażnicy graniczni, którzy pomogli wydostać się celnikom z zagazowanego pomieszczenia. Celnikowi została udzielona pomoc medyczna, sprawą pod kątem ataku na funkcjonariusza, zajęły się policja i prokuratura.
Jednak okazuje się, że sprawa może mieć drugie dno. Sławomir Mentzen, wiceprezes partii KORWiN uważa, że było zupełnie inaczej, a wina leży po stronie kontrolujących. W braniewskim salonie działały automaty, w których można kupić i sprzedać kryptowaluty. Tzw. bitomaty często padają łupem rabusiów, w związku z tym właściciele takich lokali stosują dodatkowe zabezpieczenia. Te samoobsługowe mają system podwójnych drzwi. Te zewnętrzne otwierają się dopiero po zamknięciu się tych wewnętrznych. Ma to utrudnić ucieczkę z lokalu złodziejowi.
- Niedawno do jednego lokalu tej firmy weszli dwaj zakapturzeni mężczyźni. Chwilę się w środku pokręcili, po czym jeden z nich zablokował wewnętrzne drzwi koszem na śmieci, co spowodowało uruchomienie procedury bezpieczeństwa i włączenie się syreny alarmowej. W tym samym momencie drugi zakapturzony mężczyzna wyjął narzędzie przypominające łom i zaczął dewastować alarm. Wtedy osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo lokalu, mając podgląd z kamery, była już pewna, że ma do czynienia z kolejnym napadem rabunkowym. Włączyła blokadę drzwi, rozpyliła gaz pieprzowy i zadzwoniła na policję zgłosić włamanie. Policja szybko przyjechała na miejsce i znalazła krztuszących się bandytów. Dopiero wtedy okazało się, że na lokal napadli celnicy, którzy w ten nieudolny sposób próbowali przeprowadzić kontrolę, by sprawdzić, czy bitomat nie jest może urządzeniem hazardowym – relacjonuje Sławomir Mentzen.
Według polityka Konfederacji w lokalu doszło do dewastacji. Zabrano też bitomat, stanowiska komputerowe, serwer, routery, zniszczono kamerę monitoringu, zabrano kable, UPS, akumulator, zdemontowano przyciski ze stołów od stanowisk komputerowych, uszkodzono syrenę alarmową i zdewastowano obudowę bankomatu.
- Jeżeli funkcjonariusze nie chcą być traktowani jak bandyci, to niech nie zachowują się jak bandyci. Nikt im nie bronił rozpocząć kontroli w sposób cywilizowany, w mundurach, bez bluzy z kapturem i bez łomu w ręku – podsumowuje Mentzen.
Celnicy tłumaczą, że gdy przychodzą na kontrole umundurowani, to właściciele lokalów przygotowują się do takich wizyt, ukrywają oznaki nielegalnej działalności. Wówczas kontrole nie wykazują nieprawidłowości. Dodatkowo polskie regulacje prawne nie precyzują, jak takie kontrole powinny wyglądać.
Za napaść na funkcjonariusza grozi do 10 lat więzienia.
Komentarze (10)
Dodaj swój komentarz