Społecznik, który startuje w wyborach samorządowych na radnego to szansa, że Rada Miasta będzie bliżej ludzi. A jednak zbierasz baty. Jak myślisz dlaczego?
- Może właśnie dlatego, że jestem społecznikiem a nie działaczem partyjnym wiernie chodzącym na wszystkie zebrania, wiece - pokornie oczekującym na łaskę prezesa? Staram się coś robić i pokazywać, że coś się udaje. Być może zbyt brutalnie niszczy to budowaną od wielu lat narrację, że za Grzymowicza to się nic nie da. Moim zdaniem da się, tylko trzeba się trochę postarać. A od samych słów niewiele się zmieni.
Ludzi zastanawia fakt, dlaczego idziesz do wyborów z komitetem Grzymowicza, mimo iż przewodniczyłeś licznych akcjom krytykującym działania prezydenta.
- Czy naprawdę ich to zastanawia? Ja mam wrażenie, że niektórzy z nich – ci najgłośniejsi - mają swoją prostą odpowiedź i żadne racjonalne argumenty ich nie przekonają. Ale ok. Po pierwsze to jeden z dwóch kandydatów startujących bez partyjno – ideologicznej otoczki. A mnie nie interesuje uprawianie partyjniactwa. Jestem zainteresowany działaniem na rzecz Olsztyna i olsztynian. Interesują mnie proste chodniki, miejsca w żłobkach i przedszkolach, przyjazny klimat dla rodzin i małych przedsiębiorców. Interesuje mnie konstruktywny dialog z mieszkańcami. Wszystkimi, a nie tylko tymi którzy krzyczą najgłośniej. Znacznie ważniejsze jest dla mnie to, by nowobudowana ulica była bezpieczna i przyjazna dla pieszych i rowerzystów. To, czyje imię nadać każdemu z jej pasów ruchu, to sprawa wtórna. Politykę rozumiem jako działanie na rzecz dobra wspólnego, a nie działanie na rzecz dobra partii. Po drugie - jakby nie oceniać tego co powstało - bo wciąż uważam, że tunel przy ul. XV Dywizji powinien nosić imię Ryszarda Ochódzkiego - ogólny bilans 6 lat jest na plus.
Na swoim blogu piszesz, że nie krytykowałeś Grzymowicza dla zasady, a po to, by coś zmienił. Czy już więc zmienił, skoro stanąłeś niejako u jego boku? Co udało się wypracować?
- Olsztyn się zmienił. Wcześniej mieliśmy kompletną stagnację. Wiele się ostatnio mówi o stanie chodników w mieście. Rzeczywiście niektóre z nich są fatalne. Ale to stan, który trwa od co najmniej kilkunastu lat. Za poprzedników nie było pieniędzy na remonty, bo były wydawane na kwiatki, albumiki i plakaciki. Teraz mamy kilka dużych inwestycji i niestety budżet trochę trzeszczy. Nie wszystko zmieni się od razu. Nie będzie tak, że obudzimy się któregoś dnia i całość będzie ładna i piękna. Powoli. Mamy budżet obywatelski, który startował z naprawdę dobrymi założeniami. Mamy dobrą uchwałę o konsultacjach społecznych. Mamy obywatelską inicjatywę uchwałodawczą. Są fajne narzędzia, tylko na razie za bardzo z nich nie korzystamy. Mieliśmy naprawdę dobre konsultacje społeczne dotyczące Zintegrowanego Programu Rozwoju Śródmieścia. To między innymi dzięki nim Piłsudskiego już niedługo przestanie być komunikacyjnym ściekiem. Z miasta w końcu znikają żółte barierki.
Na czym zamierzasz się skupić, jeśli uda Ci się trafić do Rady Miasta?
- Pierwsza sprawa – budżet obywatelski. To potencjalnie bardzo dobre narzędzie konstruktywnej rozmowy mieszkańców i administracji samorządowej. Nie możemy zapomnieć jednak, że to działanie innowacyjne i jeszcze wiele pracy, prób i błędów przed nami. Druga sprawa – widzę w Olsztynie ogromny potencjał na stworzenie miasta przyjaznego rodzinie. Takiego ze zrównoważonym transportem, bezpiecznymi ulicami, przestrzeniami do wypoczynku i rekreacji, dostępnym budownictwem komunalnym, miejscami w żłobkach, przedszkolach. To oczywiście zarys pewnej koncepcji, która jest działaniem długofalowym. Przypominam, że dzięki mojemu wnioskowi udało się wpisać do Strategii Rozwoju Olsztyna działania prorodzinne. Punkt wyjścia już mamy. Trzecia sprawa – wzorem konsultacji dotyczących Śródmieścia – stworzenie przy aktywnym udziale mieszkańców programu rewitalizacji Zatorza. I mam tu na myśli rewitalizację, a nie tylko remont budynków.
Z Jarosławem Skórskim rozmawiała Iwona Kamińska
Komentarze (7)
Dodaj swój komentarz