Joanna Adamczyk (podpisująca swoje prace jako Nessa Vardamir – red.) to olsztynianka, grafik komputerowy z niesamowitą pasją, którą dostrzegli mieszkańcy i samorządowcy ze Świdnicy. W Olsztynie, jej rodzinnym mieście, które nabiera dzięki niej koloru – zainteresowanie jej pasją jest niewielkie. Dlaczego?
Dzięki fotografiom, które Pani pokolorowała możemy zobaczyć, jak naprawdę wyglądało nasze miasto tamtych lat, bo kolor nadaje głębi. Skąd u Pani taka pasja? Jak to się zaczęło?
Mój tato kolorował zdjęcia. To była jego pasja. Robił to ręcznie, pędzelkami i specjalnymi farbami. Miał swój specjalny stół ze specjalnym szkłem powiększającym i dużą szafę z chemikaliami, zamykaną na klucz. Próbował mnie uczyć ale wtedy mnie to nudziło. Teraz farby zastąpiłam komputerem i pomna jego „przykazań”.... koloruje. Odpoczywam przy tym.
Na czym polega takie kolorowanie zdjęć, sama dobiera Pani barwy, czy stara się szukać wzorca, by wygląd wszystkich pokolorowanych obiektów zgadzał się z rzeczywistością?
Na czym polega? Na dobieraniu odpowiednich kolorów do odcienia barwy niekolorowej czyli szarej. I w zależności od tego w jakiej technice zostało zrobione zdjęcie ( dagerotypia, ferrotypia, itp. Oczywiście mówię o odbitkach zamienionych na achromat) , i jaki jest stopień utlenienia się oraz uszkodzenia – wybiera się kolory. Czy sama dobieram barwy? To zależy od celu kolorowania. Kiedy fotografie mają charakter edukacyjny, opieram się na wskazaniach historyków, a potem dopasowuje do rodzaju zdjęcia. Tu nie może być żadnego przekłamania. Owszem, jeżeli na zdjęciu jest czerwona róża, a samo zdjęcie jest już utlenione, to nie wolno pomalować jej w kolorze czystej czerwieni. Trzeba kolor też utlenić. Tak miałam przy kolorowaniu gry edukacyjnej „Wrzesień39” wydanej przez IPN. Ciężko mi było przetłumaczyć historykom, barwy cegieł na wypalonych domach, że nie mogą być w takim kolorze jak oni sobie życzyli, gdyż samo zdjęcie było już utlenione. Ta forma barwienia nazywa się „koloryzacją z odzwierciedleniem historycznym”. Na podstawie tych barw ludzie uczą się i zapamiętują. To bardzo odpowiedzialne. Trzymam się tego w momencie kiedy wykonuje to odpłatnie, a gdy robię coś dla czystej przyjemności, to „puszczam wodze fantazji”, choć nie ukrywam, że nadal trzymam się tonacji i w 90% trafiam na kolor. Często też, „zakłamuję” barwę ale tylko po to by wymusić na ludziach, przypomnienie sobie kolorów. Tak zrobiłam ostatnio z budynkiem liceum w Świdnicy. Widząc ciepły odcień szarości, który przypisałabym pod kolor blado miedziany – pomalowałam elewacje na kolor stalowy. Różnica ogromna a reakcja? Wśród osób, które pamiętają z tamtych czasów ( okres PRLu), tylko dwie osoby przypomniały sobie, że budynek był w kolorze „rudym”. I to jest dla mnie nagroda. Udało mi się choć tym dwóm osobom cofnąć się do czasów młodości i przypomnieć, że wtedy też świat był kolorowy. Czasami specjalnie czegoś nie pokoloruje. Jakiejś jednej małej rzeczy i czekam na reakcje oglądających. Takie zdjęcia opisuję, że nie mają odzwierciedlenia historycznego.
Ile spędza Pani czasu przy takim ubarwianiu zdjęcia?
Zależy od szczegółów. Im więcej, tym dłużej. Od 2 godzin do 6.
Ile czarno-białych zdjęć przywróciła już Pani do życia? Liczy Pani?
Sporo. Zdjęć zleconych nie archiwizuje. Nie są moją własnością. Tym samym nie liczę tego. Nie zabiegam o rekord. Ja tylko chcę, żeby każdy z nas mógł zobaczyć świat oczami naszych przodków. Świat, który miał kolory, bez względu na sytuację uchwyconą na fotografii. Zobaczyć przeszłość taką jaką widzieli nasi dziadkowe. Uwielbiam, kiedy pojawia się radość na twarzach ludzi, gdy widzą swoje zdjęcie z dzieciństwa w kolorze. Zdarzały się i łzy, a i nie dowierzania połączone z pytaniem „ To ja mam kolorowe zdjęcie?”. Tak było w przypadku bohaterów filmu „ Pan Samochodzik i Templariusze”, którzy byli na zlocie fanów w Jerzwałdzie, a którym ktoś podsunął moją pracę. Padło wtedy pytanie „ A kto wtedy zrobił nam kolorowe zdjęcie?”. Odpowiedź była prosta: „Nikt. Ono zostało pokolorowane.”
Czy nie myślała Pani o tym, by zorganizować w Olsztynie wystawę, na której pokazałby Pani nam – olsztynianom jak piękny, kolorowy był Olsztyn dawnych lat?
Tak. Myślałam. Tym bardziej, że Olsztyn, moje rodzinne miasto, obchodzi w tym roku rocznicę. Wysłałam parę maili z propozycją nieodpłatnej koloryzacji do odpowiednich instytucji. Bez echa. Przepadły. Kolorowałam więc fotki, takie jakie znalazłam w Internecie i na zasadzie pro publico bono, udostępniałam je w kolorze. Niewiele, bo i niewiele ich jest upublicznionych dla ogółu. Olsztyniacy niechętni są do dzielenia się zdjęciami. Zupełne przeciwieństwo do mieszkańców Świdnicy. Czyste zdjęcia znalazłam na ich portalu miejskim przez przypadek. Ktoś mi pokazał. Zachwyciłam się. Zapytałam o zgodę na wykorzystanie do kolorowania. Redakcja wyraziła zgodę. I tak oto mam więcej fanów, którzy świetnie się bawią wspominając „stare czasy”, w mieście, w którym nigdy nie byłam niż w swoim własnym mieście. Zaznaczam, że zarówno Olsztyn jak i Świdnica mają taką samą historię jako miasto odzyskane po wojnie. Czy można coś w nas zmienić byśmy chcieli zobaczyć to miasto kolorami historii? Tego nie wiem. Ja w każdym razie próbuje...
***
Komentarze (3)
Dodaj swój komentarz