Data dodania: 2006-10-25 00:00
Chora w śpiączce na sali sądu
Proces o rekordowe zadośćuczynienie ruszył przed sądem w Olsztynie. Bliscy przebywającej od ponad roku w śpiączce Anety walczą o ponad 3 mln zł od PZU i firmy transportowej, której kierowca spowodował wypadek.
W nocy 5 czerwca 2005 roku Aneta Dębska z ekipą olsztyńskich zawodników jujitsu wracała z mistrzostw Europy, które były we Wrocławiu. 35-letnia kobieta sponsorowała i organizowała ten wyjazd. - Ujechaliśmy zaledwie 30 km, gdy w nasze auto wjechał 37-tonowy TIR - opowiada Wojciech Zalewski, życiowy partner Dębskiej, który też uczestniczył w wypadku. - Aneta od razu straciła przytomność i do dziś jest w śpiączce. Wymaga całodobowej opieki, którą sprawuję nad nią ja i jej mama.
TiR, który spowodował wypadek, należał do firmy z Bieszczad, jego kierowca jest już za to prawomocnie skazany. Firma miała polisę w PZU, dlatego od tego ubezpieczyciela bliscy Anety Dębskiej domagają się pieniędzy na jej leczenie, rehabilitację i utrzymanie. - Dostaliśmy do tej pory od PZU 300 tys. zł zadośćuczynienia, 60 tys. zł na zakup sprzętu rehabilitacyjnego. Ubezpieczyciel przyznał też Anecie rentę 12,5 tys. zł - mówi Wojciech Zalewski. - Więcej płacić nie chce, a renta wpływa nieregularnie, raz wpłaty są co miesiąc, innym razem co kwartał. W jednym z pism odmawiających nam wypłaty, PZU broniło się, że nie płaciło, ponieważ Aneta osobiście nie podpisała pełnomocnictwa dla mnie lub swojej mamy. Dlatego walczymy w sądzie - relacjonuje Zalewski.
Partner i matka chorej chcą, by PZU zapłacił m.in. za * utracone zarobki chorej, która przed wypadkiem prowadziła prężne biuro przewozowo-turystyczne, * utrzymanie dwóch synów chorej i Zalewskiego, który nie może pracować zawodowo, bo ciągle się nią opiekuje. W sumie chcą ponad 3,2 mln zł.
Z racji wysokich roszczeń, reprezentujący Dębską adwokat Paweł Bubnowski wczoraj rozszerzył pozew także na firmę transportową z Dukli. Firma z Dukli nie odpowiedziała na wezwanie przedprocesowe, a PZU uważa, że roszczenia są "rażąco wygórowane". W sądzie pełnomocnik PZU, radca Roman Ancuta, mówił, że ubezpieczyciel wypłacił więcej niż mówią bliscy chorej, ale gdy sędzia pytała o dokładną kwotę, nie był w stanie jej podać.
Sąd dał mu 7 dni na złożenie wyliczeń.
Bliscy Dębskiej przywieźli ją wczoraj na rozprawę. Tłumaczyli, że chodzi im o to, by ubezpieczyciel i sąd zobaczyli, w jakim stanie jest teraz kobieta. Rozprawa odbywała się na trzecim piętrze, a w sądzie nie ma windy. Dlatego wwozili Anetę na górę na specjalnie przywiezionym sprzęcie.
- Powódka nie musiała przyjść do sądu osobiście - zauważyła na początku rozprawy sędzia Beata Charukiewicz. Potem kazała matce chorej, która miała zeznawać jako świadek, opuścić salę rozpraw. Dębska bez opiekunki denerwowała się, kręciła, z oparcia wózka opadała jej głowa - dopóki na salę nie wróciła jej matka, opiekowali się nią dziennikarze.
Sąd przesłuchał wczoraj bliskich Dębskiej i lekarza Anety, prof. Jana Talara, specjalistę od wybudzania ze śpiączki. Uważa on, że chora ma szansę powrotu do zdrowia. - Tyle że w Polsce nie ma teraz ośrodka, który by leczył takich chorych - mówił profesor Talar. Gdy zaczął mówić, jak leczy się takich chorych we Włoszech, sędzia przerwała mu.
Zalewski: - Są szanse na wybudzenie Anety i gdy wygram z PZU, zawiozę ją do kliniki za granicą. Wierzę, że ona wróci do zdrowia.
Następna rozprawa w grudniu.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz