Polscy paraolimpijczycy są traktowani przez państwo po macoszemu. Aby móc trenować i spełniać się jako sportowcy – muszą na co dzień pracować. Olimpijczycy w pełni sprawni utrzymują się ze stypendiów, nagród i innych państwowych środków.
Suma, jaką otrzymują sportowcy pełnosprawni za swoje medale jest nieporównywalna do tego, co otrzymują paraolimpijczycy. Choć ci drudzy – dają nam zdecydowanie więcej powodów do radości – plasując Polskę w pierwszej dziesiątce krajów pod względem zdobytych medali choćby w tym roku w Londynie, podczas gdy w pełni sprawni olimpijczycy nawet nie mogli o tym marzyć.
Patryk Chojnowski z Ostródy, który zdobył dla Polski złoto w tenisie stołowym – dostanie za swój krążek około 18 tysięcy złotych, podczas gdy sprawny olimpijczyk za złoto otrzymał około 120 tysięcy złotych!
Olsztyńska kolarka – Anna Harkowska, która na swoim koncie ma już trzy srebra ( jazda na torze 3000 m, jazda indywidualna na szosie i ze startu wspólnego) za swój medal dostanie około 12 tysięcy złotych. Sprawni olimpijczycy za srebro w Londynie otrzymali z kolei średnio 80 tysięcy złotych.
Za brąz dla paraolimpijczyka przygotowano nagrodę w wysokości około 9 tysięcy złotych, podczas gdy sprawny sportowiec otrzymał około 50 tysięcy złotych.
Czym spowodowana jest ta rozbieżność? To wina związków, w których zasiadają osoby bez zdolności pozyskiwania sponsorów. W przypadku paraolimpijczyków to również problem mniejszej popularności sportów osób niepełnosprawnych, przez co ciężko zainteresować również firmy chcące stać się sponsorami.
Nie ma jednak przesłanek, które wskazywałyby na możliwość zmiany tej sytuacji w najbliższym czasie.
Jest tylko gorzej – olimpijczycy pełnosprawni również z olimpiady na olimpiadę otrzymują mniejsze nagrody za swoje krążki. W Pekinie za złoto olimpijczyk otrzymał około 240 tysięcy złotych, a więc dwukrotnie więcej niż w Londynie.
To wskazuje jedynie na fakt fatalnego stanu jednostek państwowych odpowiadających za wsparcie sportowców w naszym kraju.
Komentarze (1)
Dodaj swój komentarz