Data dodania: 2007-05-14 19:17
Jest salon Marion Dönhoff
- Między Polaków i Niemców ciągle wchodzą upiory z przeszłości, chcę je wygonić - mówi Renate Marsch-Potocka, mieszkająca od lat w Polsce niemiecka dziennikarka, która na piętrze restauracji należącej do jej syna otworzyła Salon Marion Dönhoff.
Alexander Potocki, syn Renate Marsch przed dwoma laty przeniósł ze Sztynortu do Gałkowa popadający w ruinę XIX-wieczny Dwór Łowczego. W wyremontowanym zabytku urządził stylową restaurację. - Spytałam, czy miałby coś przeciw temu, bym na piętrze dworku urządziła salon poświęcony mojej znajomej i wielkiej orędowniczce pojednania polsko-niemieckiego, hrabinie Marion Dönhoff - opowiada Renate Marsch-Potocka. - Alexander przyklasnął mojemu pomysłowi.
Salon jest w dużym pokoju na piętrze. Na ścianach zawisło wiele zdjęć hrabiny Marion Dönhoff: od pokazujących ją jako małą dziewczynkę ubraną w skromną sukienkę i mocno wypolerowane buty, trzymającą za uzdę ulubionego konia, przez zdjęcia panny, która z siostrą podróżuje białym kabrioletem z czerwonymi siedzeniami przez kraje nadbałtyckie, po zdjęcia z redakcji "Die Zeit" - tygodnika, w którym pisała o polityce i który wydawała. Są też zdjęcia jej rodzinnego majątku Friedrichstein oraz kopie portretów przodków. - To miejsce nie ma być izbą pamięci czy muzeum - zastrzega Renate Marsch. - Ma to być salon, do którego turyści przyjdą poczytać książki, porozmawiać o historii tej ziemi, o jej dziedzictwie. Chcę tu urządzać spotkania i dyskusje - zapowiada. Planu tych ostatnich jeszcze nie ma.
Na sobotnie spotkanie inaugurujące działalność salonu do Gałkowa przyjechali przyjaciele i znajomi hrabiny, a także jej bratanek i zarazem syn chrzestny - hrabia Stanislaus Dönhoff, który zapowiedział, że "chce być dobrym duchem tego miejsca". Adam Krzemiński, publicysta tygodnika "Polityka" i Thoralf Platt, niemiecki dziennikarz mieszkający w obwodzie kaliningradzkim wygłosili pierwsze wykłady. Krzymiński mówił o polityce polsko-niemieckiej kiedyś i teraz, Platt opowiadał o tym, że mieszkańcy Kaliningradu radykalnie zmieniają swój stosunek do niemieckich korzeni miasta, w którym już nie burzy się poniemieckich zabytków, a w modzie jest np. nadawanie restauracjom nazw kojarzonych z czasami Prus Wschodnich.
Wykłady i dyskusja odbywały się w języku niemieckim, jedna z Polek, która chciała, by tłumaczono spotkanie wyszła, gdy usłyszała, że "potem w skrócie się dowie, o co chodziło".
W rozmowie z "Gazetą" Renate Marsch zapewniła, że salon jest i będzie otwarty zarówno dla Polaków, jak i Niemców. - Poprzez urządzane tu spotkania i dyskusje chcę wyganiać upiory z przeszłości, które ciągle wchodzą między nasze narody - mówi organizatorka salonu. - Marion Dönhoff była wielką orędowniczką pojednania między naszymi narodami, nie możemy jej dorobku zaprzepaścić.
Adam Krzemiński: - Ten salon otwierają przedstawiciele pokolenia, które rozpoczęło dialog między Polską i Niemcami, znormalizowało nasze stosunki i doprowadziło do pojednania. Niemcy dają Polakom prezent, opowiadając o historii tej ziemi, w naszym interesie jest, by ten prezent dobrze wykorzystać. Ja się z tej inicjatywy ogromnie cieszę.
Pamięci Marion Dönhoff poświęcone jest też na Mazurach mikołajskie społeczne liceum ogólnokształcące, które przez długi czas korzystało z pomocy materialnej hrabiny.
Hrabina dialogu
Marion Doenhoff urodziła się w 1909 roku w majątku Friedrichstein pod Królewcem. Dzieciństwo i młodość spędziła wśród mazurskiej przyrody. Opisała je po latach we wspomnieniowej książce "Dzieciństwo w Prusach Wschodnich". W czasie II wojny prowadziła rodzinny majątek, razem z bratem żartowała wtedy, że Rosjanie ucieszą się z ich sprzętów i dobytku. Zimą 1945 roku Marion Doenhoff konno uciekła do Niemiec. Szybko związała się z tygodnikiem " Die Zeit", od 1968 do 1972 roku była jego redaktorem naczelnym, a od 1973 roku wydawcą. Za dążenie do polsko-niemieckiego pojednania dostała wiele prestiżowych nagród.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz