Data dodania: 2004-09-18 00:00
Kolejna stłuczka na rondzie Bema
Nagle usłyszałam wielki huk i zobaczyłam dwa zderzone samochody. Wokół leżało mnóstwo szkła. Ale samego wypadku nie zauważyłam - opowiada starsza pani, która sprzedaje gazety na moście przy ul. Partyzantów.
- Dobrze, że miałam się czym zasłonić, to nie dostałam odłamkami szkła.
Dochodziła godz. 11 w piątek. Po obu stronach ulicy stały tłumy gapiów. Ci, którzy dopiero przyszli, próbowali się dowiedzieć, co się stało.
- Kobieta jechała na Zatorze i tak ją zarzuciło, że aż stanęła odwrotnie - opowiada jeden ze świadków.
- Co pan, na głowę upadł! - komentuje inny świadek. - Na jezdni byłyby ślady.
Jeden z mężczyzn, żeby lepiej słyszeć, stanął nawet na środku jezdni, koło karetki i policjantów. Ostatecznie pomoc lekarzy okazała się niepotrzebna. Stłuczka tylko wyglądała groźnie.
- Ewa W., która prowadziła Nissana Almerę, jadąc w kierunku ul. Limanowskiego nie dostosowała prędkości i straciła panowanie nad kierownicą - informuje Izabela Niedźwiedzka z Komendy Miejskiej Policji. - Samochód przejechał na przeciwległy pas i uderzył w Fiata Dukato. Ten z kolei porysował Opla. Wszyscy kierowcy byli trzeźwi.
Rondo Bema to miejsca, którego kierowcy nie lubią. - Bo jest wąsko i zawsze jest tłok - wyjaśnia powód Tomasz Milewski z Jarot.
Anna Szapiel
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz