Data dodania: 2007-05-20 22:33
Lot szybowca przerwany zaraz po starcie
Znany olsztyński pilot Piotr Puchalski, a także siedzący obok niego mieszkaniec Ostródy zginęli w sobotę w katastrofie motoszybowca w lesie za lotniskiem na Dajtkach. Wstępne oględziny wykazały, że przyczyną wypadku mogło być wysunięte podwozie.
Treningowy Ogar SZD-45 wystartował kilka minut przed godz. 14. - Motoszybowiec wzbił się w powietrze, kilkaset metrów przeleciał bardzo nisko nad lasem i nagle runął w drzewa - opowiada jeden ze świadków, którego zastaliśmy na miejscu katastrofy.
Za sterami siedział 57-letni przedsiębiorca z Ostródy, który był współwłaścicielem Ogara. Obok siedział 46-letni olsztynianin Piotr Puchalski, doświadczony pilot, instruktor i prezes olsztyńskiego oddziału miłośników starych szybowców. Obaj byli członkami Aeroklubu Warmińsko-Mazurskiego.
Chwilę później na miejscu katastrofy w gęstym kompleksie leśnym za lotniskiem byli już ratownicy medyczni, strażacy i policjanci. Roztrzaskany motoszybowiec leżał na ziemi pośród drzew w pobliżu jednej ze ścieżek leśnych. Wokół porozrzucane były szczątki jego skrzydeł. Załoga zginęła na miejscu.
Co było przyczyną wypadku? - Ze wstępnych ustaleń wynika, że motoszybowiec zawadził o szczyty drzew lasu znajdującego się na końcu pasa startowego i spadł pionowo w dół. W efekcie kabina pilotów została całkowicie zniszczona - mówi Katarzyna Świątek z biura prasowego wojewódzkiej komendy policji w Olsztynie. - Szczegóły i przyczyny tego wypadku wyjaśni Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Jej członkowie do Olsztyna przyjechali już w sobotę wieczorem.
Na miejscu katastrofy spotkaliśmy też drugiego współwłaściciela rozbitego Ogara. Zapewniał, że motoszybowiec miał niedawno robiony przegląd techniczny i wszystko było w nim sprawne. - Jeszcze dzisiaj rano latałem nim razem z Piotrkiem i wszystko było w porządku - mówił.
Olsztyńscy lotnicy przypuszczają, że przyczyną katastrofy mogły być niezwykle silne zawirowania powietrza. - Kolega, który lata już od 30 lat, mówił, że takich turbulencji jak dzisiaj nie było od dawna - mówił mi inny pilot.
Członkowie Aeroklubu, których spotkaliśmy na miejscu wypadku, mówili też, że motoszybowiec być może nie rozbiłby się, gdyby wyciętych zostało trochę drzew z lasu znajdującego się na końcu pasa startowego. - Bliskość ściany lasu stwarza niebezpieczeństwo podczas startu - tłumaczyli.
Andrzej Pusak, członek komisji analizującej przyczyny sobotniej katastrofy, powiedział Radiu Olsztyn, że nie wolno z góry zakładać, że winę ponosi załoga Ogara. - Badanie wypadku może potrwać długo, nawet rok i dłużej, bo komisję czeka teraz dużo pracy dokumentacyjno-badawczej - tłumaczył. Później członkowie komisji ujawnili, że przyczyną wypadku mogło być wysunięte podwozie.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz