Data dodania: 2007-05-21 22:08
Nauka jazdy ściga piratów drogowych
Policjanci mają coraz więcej pomysłów na walkę z kierowcami łamiącymi przepisy. Nie wszystkie się podobają. - Stawką jest bezpieczeństwo kierujących - mówią funkcjonariusze.
Policjanci mają ostatnio szeroki repertuar akcji. ** Po drogach jeżdżą nieoznakowane radiowozy z fotorejestratorem. ** Niejeden rodzic ma w pamięci dzień, w którym pod przedszkolem został ukarany mandatem, bo nie przewoził dziecka w foteliku. ** Drogówka czyha na pijanych kierowców już pod ich domami i po popularnych imieninach od samego rana sprawdza kierujących, by żaden prosto z imprezy nie jechał autem do pracy. ** W cywilnym ubraniu wsiadają do autobusów i sprawdzają, czy kierowca nie wozi pasażerów, jak przysłowiowe worki ziemniaków. - W ciągu ostatniego roku złapaliśmy kilku piratów drogowych, na których na internetowych forach skarżyli się internauci - chwali się Mieczysław Wójcik, zastępca komendanta miejskiego policji. - Sporo mandatów wystawiamy też dzięki zdjęciom z monitoringu. A w przyszłości planujemy robić zdjęcia kierowcom, jeżdżącym na czerwonym świetle przez skrzyżowania.
Jednak ostatni pomysł policji wywołał wątpliwości. W ubiegłym tygodniu po ulicach Olsztyna jeździł samochód nauki jazdy. W nim zamiast kursanta siedział egzaminator, a obok policjant. Gdy inny samochód utrudniał jazdę przepisowo poruszającej się "L-ce", np. zajeżdżał jej drogę czy wyprzedzał na pasach, egzaminator z policjantem zatrzymywali pirata drogowego. - Dlaczego w zakorkowanym mieście policja ucieka się do takich metod? Ten pomysł jest idiotyczny - twierdzi olsztynianin w liście do redakcji.
Andrzej Szóstek, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, tłumaczy, że w akcji chodziło o dobro kierujących. - WORD ma też dbać o bezpieczeństwo na ulicach. Chcemy sprawdzać zachowania kierowców wobec osób egzaminowanych - tłumaczy.
Czytelnik twierdzi jednak, że łamane jest prawo, bo samochód z "L" na dachu może prowadzić tylko kursant. Jeśli za kierownicą siedzi ktoś inny, litera "L" powinna być zasłonięta. A jak pisze, w tym przypadku tak nie było. - Przecież podczas egzaminu zdarza się, że egzaminator obleje kandydata i sam siada za kierownicą - odpowiada Szóstek.
Wątpliwości ma też Sławomir Kałwianiec, olsztyński taksówkarz. - Tę akcję można porównać do policjantów wyskakujących z radarem z krzaków - uważa.
Nie broni jednak piratów drogowych, którzy często dają się we znaki kursantom, i nie tylko im. - Jeździmy bardzo źle i niebezpiecznie. Jednak sądzę, że metodą na poprawę bezpieczeństwa jest raczej rozbudowa monitoringu i zwiększenie liczby fotoradarów. Należy się skupić właśnie na tym, a nie takich dziwnych działaniach - mówi Kałwianiec.
Mieczysław Wójcik: - Jeżeli było tak, że egzaminator i policjant jeździli autem do nauki jazdy z odsłoniętą tablicą "L", to Czytelnikowi przyznaję rację. Nie przekroczyli przepisów, jeśli jeździli autem z tablicą "egzamin" - tłumaczy. - Wyjaśnimy to i wyciągniemy wnioski na przyszłość.
Jednak zapewnia, że policjanci nie wycofają się z pomysłu wykorzystywania "elki" do łapania kierowców jeżdżących niezgodnie z prawem drogowym. - Policjant może jeździć nieoznakowanym radiowozem za samochodem nauki jazdy - tłumaczy. - Sama idea postępowania WORD-u i policji jest przecież dobra, bo służy poprawie bezpieczeństwa na naszych drogach.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz