Data dodania: 2006-09-16 00:00
Nie posłuchali Romana Giertycha
Czerwiec: młodzi krzyczą Roman, Roman i biją brawo wicepremierowi Giertychowi. Wrzesień: sąd,
Przed sądem grodzkim stanęli wczoraj młodzi ludzie, którzy w czerwcu siłą zostali wyprowadzeni z konferencji LPR, bo głośno bili brawo i skandowali dla wicepremiera Giertycha okrzyki "Roman! Roman. Partia reklamowała spotkanie jako otwarte.
Obwinieni to: * Sebastian G., uczeń olsztyńskiego liceum, * Maciej K., znany z wielu inicjatyw społecznych, m.in. razem z Borussią oprowadzał uczniów śladami olsztyńskich Żydów, * Kamil S., który za miesiąc zacznie studiować socjologię i * Mikołaj W., student weterynarii.
Całej czwórce policja zarzuciła, że nie chcieli opuścić "konferencji prasowej" Romana Giertycha "mimo że zostali do tego zobligowani przez organizatora Leszka Dąbrowskiego". W rzeczywistości nie była to konferencja prasowa, tylko otwarte spotkanie programowe partii.
Żaden z chłopaków nie przyznał się do winy. - W mieście wisiały plakaty zapraszające wszystkich na spotkanie, to przyszliśmy - mówił Sebastian G. - Na początku spotkania odśpiewano hymn, więc stałem na baczność. I nagle jakiś pan, uczestnik spotkania, zarzucił mi, że nie znam słów hymnu i zostałem siłą wyprowadzony z sali.
Maciej K.: - Zachowywałem się godnie w czasie śpiewania hymnu. Gdy mnie wyprowadzano siłą z sali, jeden z uczestników spotkania uderzył mnie w twarz. Nie wiem, dlaczego to zrobił.
Kamil S. : - Siedziałem na krześle i nagle podeszli do mnie policjanci, wykręcili ręce do tyłu i z bólem prawej ręki zostałem wyprowadzony.
Mikołaj W.: - Jak widziałem, co robią z Kamilem, to sam wstałem i wyszedłem. Nie rozumiem więc, dlaczego obwinia się mnie o to, że nie zrobiłem tego dobrowolnie.
Sprawa zamieszania na partyjnym spotkaniu z Giertychem trafiła do sądu po zawiadomieniu, które złożył na policji Leszek Dąbrowski, dyrektor biura poselskiego posła Edwarda Ośki i szef LPR w powiecie olsztyńskim. Wczoraj Dąbrowski stanął przed sądem jako świadek i wyjaśnił, na czym polegało niewłaściwe zachowanie młodych olsztyniaków.
- Gdy wicepremier wchodził na salę, ci panowie skandowali "Brawo, Roman!" i głośniej niż inni bili brawo - opowiadał. - Nie widziałem, jak oni się zachowywali w czasie hymnu, bo na nich nie patrzyłem - przyznał Dąbrowski.
- A prosił ich pan o opuszczenie sali? - dociekał sędzia Wojciech Kottik.
- Nie. Poprosiłem o ich wyprowadzenie policję. Wicepremier uznał, że ci panowie powinni wyjść, bo zakłócają przebieg spotkania. A oni prośby wicepremiera Giertycha nie posłuchali.
Oprócz Dąbrowskiego sąd przesłuchał wczoraj naszego dziennikarza, który był świadkiem wyprowadzania obwinionych ze spotkania LPR, i kilku policjantów, w tym funkcjonariusza odpowiadającego za zabezpieczenie wizyty Giertycha w Olsztynie. - Gdy powiedzieliśmy oficerom Biura Ochrony Rządu, że na sali czekają na wicepremiera także jego przeciwnicy, BOR kazał zmienić charakter spotkania na zamknięty i my to przekazaliśmy organizatorowi - przyznał policjant.
Sędzia spytał o to Dąbrowskiego. Ten przyznał, że nie przekazał tej informacji zebranym na sali.
Sąd odroczył proces na koniec października. Maciej K. chciał, by na następnej rozprawie zeznawał Roman Giertych. - Jego zeznania nie są najważniejsze, poza tym byłyby kłopoty z wezwaniem go, bo na pewno ma napięty kalendarz - odmówił sędzia.
Obwinionym grozi grzywna, areszt albo ograniczenie wolności.
Dwóch chłopaków, Sebastian G. i Maciej K., było już wcześniej karanych przez sąd grodzki za to, że zamalowywali swastyki na olsztyńskich murach.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz