Data dodania: 2006-10-31 00:00
Olsztyn solidarny z Węgrami
Minęło 50 lat od dnia, w którym studenci Wyższej Szkoły Rolniczej i mieszkańcy Olsztyna wyszli na ulice po wybuchu powstania węgierskiego w 1956 roku. Olsztyńskie wydarzenia były największą polską manifestacją solidarności z Węgrami.
Staraniem Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Węgierskiej na budynku starostwa powiatowego przy pl. Bema wmurowana została tablica upamiętniająca wielki wiec z 30 października 1956 roku. Inicjatorem tamtych wydarzeń był Janusz Krzyczyński, najmłodszy wówczas student WSR. - Zaczęło się 22 października. Szedłem z moją dziewczyną, a dziś żoną, do kościoła. Usłyszeliśmy odgłosy wiecu przy Teatrze im. Stefana Jaracza - wspomina.
Okazało się, że to był wiec dziennikarzy, którzy na fali odwilży po śmierci Stalina demonstrowali poparcie dla zmian w Polsce. Ale słowa, które Krzyczyński tam usłyszał, nie przekonały go. - To, co mówili, było mdłe, dlatego na koniec dostałem się do mikrofonu i zaprosiłem studentów na następny dzień na spotkanie w Kortowie - mówi Krzyczyński. - Przyszły tysiące ludzi.
Na wieść o powstaniu przeciw komunistom w Budapeszcie studenci postanowili urządzić wiec poparcia dla Węgrów. Na uczelni powstał studencki komitet rewolucyjny i 50-osobowa milicja studencka. Milicja była niezbędna, bo na wielotysięcznych zgromadzeniach łatwo mogło dojść do burd albo prowokacji. - Narysowaliśmy w akademiku linię na wysokości 1,9 metra. Kto był wyższy zostawał milicjantem - mówi Aleksander Nazarko, szef formacji.
W tajemnicy przygotowali flagi i transparenty. Do studentów dołączyli się słuchacze Studium Nauczycielskiego.
Przemarsz ulicami organizatorzy zaplanowali na 30 października. O godz. 14 z Kortowa wyszli w stronę obecnego pl. Bema, wtedy był to pl. Armii Czerwonej. Na placu zjawiło się około 10 tys. ludzi (Olsztyn liczył 58 tys. mieszkańców). Na transparentach powiewały hasła "Ręce precz od Węgier". W końcu studenci zawiesili trzy tablice z nową nazwą placu - pl. Powstańców Węgierskich. Nazwa utrzymała się niemal miesiąc, a tabliczek pilnowała studencka milicja. Władze zmieniły ją później na pl. Bema.
W tym czasie studenci rządzili miastem i okolicą. - Przyjeżdżali do nas działacze partyjni i pytali, co mają robić - wspomina Krzyczyński.
- Władze były kompletnie zaskoczone i nie wiedziały, jak zareagować - mówi Paweł Warot, historyk z olsztyńskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Nastroje wśród studentów były bojowe. Młodzież przymierzała się nawet, by wysłać uzbrojonych ochotników na Węgry. Próbowali się kontaktować w tej sprawie z oficerami studium wojskowego w Olsztynie. Ale wojskowi nie odpowiedzieli na ich apel. Zbierali więc krew dla rannych uczestników rewolucji w Budapeszcie. Ale PCK przestało wkrótce przyjmować krwiodawców, tłumacząc, że zabrakło butelek na krew. Problemy były też z przesyłaniem pieniędzy dla Węgrów. - Studentki kilka razy próbowały wpłacić pieniądze do banku, zawsze były jakieś kłopoty. A to ktoś mówił, że banknoty były źle ułożone i nie można ich przyjąć, innym razem, że nie można znaleźć konta - mówi Krzyczyński.
Dopiero na przełomie grudnia i stycznia władza opanowała sytuację.
W poniedziałek ambasadora Republiki Węgierskiej Michaly Gyor wręczył uczestnikom tamtych wieców medale. - Olsztyńskie wydarzenia w 1956 roku były największą w Polsce manifestacja solidarności z Węgrami - mówił.
Na pamiątkę tamtych wydarzeń wiadukt kolejowy łączący pl. Bema z ul. Limanowskiego dostał na ostatniej sesji Rady Miasta nazwę Powstańców Węgierskich 1956 roku. Organizatorzy wydarzeń sprzed 50 lat chcą jednak, żeby nie tylko wiadukt, ale i pl. Bema nosił nazwę Powstańców Węgierskich. - Tylko wtedy przywrócimy sens i znaczenie tamtych wydarzeń - apeluje Krzyczyński.
Na zdjęciu: Janusz Krzyczyński (z lewej) i Aleksander Nazarko spotkali się w poniedziałek w miejscu wiecu sprzed 50 lat
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz