Data dodania: 2006-04-06 00:00
Policjanci uwierzyli złodziejowi na słowo
Olsztyńscy policjanci uwierzyli w dane osobowe podane przez zatrzymanego w sklepie złodzieja. A ten podał się za Bogu ducha winnego bezrobotnego.
Wojciech M. mieszka dwieście metrów od Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. Nie pracuje, zajmuje się wnuczką. W listopadzie 2004 roku do jego drzwi zapukał komornik. - Powiedział mi, że sąd grodzki skazał mnie na grzywnę za to, że w styczniu 2004 roku ukradłem jakieś artykuły w jednym ze sklepów na Jarotach. Ponieważ jej nie zapłaciłem, komornik chciał wyegzekwować ode mnie 400 zł grzywny i kosztów postępowania egzekucyjnego z odsetkami - opowiada pięćdziesięcioletni mężczyzna.
Twierdzi, że wcześniej nie docierały do niego zawiadomienia z sądu - bo mieszka w kamienicy, w której ktoś notorycznie niszczy skrzynki na listy. Tym razem jednak zaskoczony pan Wojciech poszedł do sądu w Olsztynie. - Tam usłyszałem, że dokonałem jeszcze dwóch innych kradzieży w supermarketach w lutym i marcu 2004 roku - opowiada. - Zrozumiałem, że ktoś się pode mnie podszywa.
Kiedy ochrona łapie w sklepie złodzieja, wzywa policję. Ta każe zatrzymanemu napisać oświadczenie, że stawi się na wezwanie w komisariacie.
Gdy Wojciech M. odwołał się w sądzie od wyroku za pierwszą kradzież - ten kazał mu napisać identyczne oświadczenie. Później powołał biegłego grafologa, który porównał charaktery obu pism. Okazało się, że to nie Wojciech M. był autorem pierwszego oświadczenia. - Dlatego sąd mnie uniewinnił - mówi Wojciech M.
Widzieliśmy ten wyrok.
Ale kłopoty Wojciecha M. trwają - ma w sądzie jeszcze dwie sprawy o kradzież. Nieoficjalnie wiemy, że sąd ponownie poprosił o pomoc grafologa. Jego opinie będą gotowe w połowie kwietnia. - Jestem spokojny, że wynik będzie taki sam jak w pierwszej - mówi Wojciech M.
Jak to możliwe, że sądzi się niewłaściwego człowieka?
Izabela Niedźwiedzka, rzecznik komendanta miejskiego policji, mówi, że patrol wezwany na miejsce zdarzenia powinien weryfikować dane, które podaje podejrzany na podstawie dokumentu ze zdjęciem. Jeśli ktoś go nie ma, to informacje weryfikuje się na podstawie policyjnej bazy danych PESEL. - Gdy ktoś podaje dokładne dane osobowe, łącznie z nazwiskiem rodowym matki i wszystko zgadza się z bazą, to nie mamy podstaw, by nie wierzyć - mówi Niedźwiedzka.
Rzecznik przyznaje, że w przypadku kradzieży, które przypisano Wojciechowi M. - złodziej nie pokazał policji dokumentu, tylko podał dane z głowy. Funkcjonariusze potwierdzili je tylko w bazie PESEL.
Rzecznik Niedźwiedzka zapewnia, że w przypadku poważniejszych przestępstw policja ustala tożsamość podejrzanego, np. dowożąc go do miejsca zamieszkania. - Ale ktoś, kto podał dane pana Wojciecha, popełnił tylko drobne wykroczenie. Codziennie mamy ich tak dużo, że zwykle tożsamość udaje nam się w 100 procentach potwierdzić przez bazę PESEL - mówi rzecznik.
Innego zdania jest Krzysztof Starańczak, komendant wojewódzki policji w Olsztynie. - To, co się stało, jest ewidentnym zaniedbaniem policji. Nie wystarczy sprawdzić danych w bazie PESEL, trzeba jeszcze je potwierdzić. Na przykład znajdując osobę, która powie, że człowiek, który je podaje, nim jest. Gdyby to się nie udało, to powinno się jechać do jego domu. Tak mówią nasze policyjne procedury.
Na razie policji nie udało się jeszcze znaleźć człowieka, który podawał się za Wojciecha M. Rzecznik nie udało się ustalić, czy informacja o pierwszym uniewinnieniu Wojciecha M. - w lutym 2005 roku - dotarła już z sądu do policji.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz