Data dodania: 2006-08-27 00:00
Rodzice, chodźcie do szkoły na wywiadówki do swoich dzieci
Na spotkania z wychowawcami klas przychodzą teraz tylko nieliczni rodzice, i to nie ci, którzy najbardziej potrzebują rozmowy z nauczycielem.
Ministerstwo edukacji chce to zmienić
Dlatego ogłosiło konkurs dla nauczycieli wszystkich typów szkół pod hasłem "Wywiadówka inaczej". Uczestnicy muszą przygotować trzy scenariusze spotkań rodziców z wychowawcą klasy. Muszą być takie, by rodzice skusili się i przyszli do szkoły. - Trudno jest wychowywać nauczycielowi obce dzieci, jeśli nie może liczyć na współpracę z ich rodzicami - tłumaczy Jolanta Gregorczuk, kurator oświaty. - Konkurs ma wyłonić najlepsze pomysły na poprawę kontaktów z rodzicami.
Nauczyciele podkreślają, że najbardziej zainteresowani życiem szkoły są rodzice dzieci z najmłodszych klas. Tam nigdy nie ma problemu z frekwencją na wywiadówkach. - Zdarza się, że nawet jeśli dziecko ma dobre wyniki, pytają, czy wszystko jest w porządku - przekonuje Bożena Kwiatkowska-Butrym, nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 32 .
Danuta Fuchs, nauczycielka angielskiego w Gimnazjum nr 7, była do niedawna wychowawcą klasy uchodzącej za jedną z najtrudniejszych w szkole. - Na zebrania przychodziło góra 10 rodziców na 27 uczniów, przeważnie tylko ci, którzy nie mieli kłopotów z dziećmi - opowiada. - Wbrew pozorom jest bardzo dużo literatury fachowej z pomysłami na dobrą wywiadówkę. Problemem jest jej znalezienie. Brakuje informacji, gdzie tego szukać.
Zupełnie inaczej na spotkania z nauczycielami patrzą rodzice. Rozmawialiśmy z naszymi znajomymi. Często mówią, że wywiadówki nic im nie dają. - Mam dwie córki w różnych ogólniakach. W jednym zebrania są ciekawe, nauczyciel opowiada o klasie i nawet jeśli są jakieś kłopoty z dzieckiem, bardzo taktownie i dyskretnie omawia problem z rodzicem - informuje pani Weronika. - Natomiast w drugim ogólniaku zebranie zaczyna się od narzekania na młodzież, słabe wyniki i złe zachowanie. Siedzimy cicho, a nauczyciel jak dyktator wytyka nas palcami.
Pani Barbara jest matką 11-letniego Adriana cierpiącego na nadpobudliwość. Tłumaczy, że nie przychodzi do szkoły, bo boi się usłyszeć po raz kolejny, że jej dziecko było niegrzeczne. Takie uwagi i tak nic nie dają.
A jeden z rodziców, którego dzieci są grzeczne i nie sprawiają żadnych kłopotów, mówi, że nie jeździ na zebrania, bo droga do szkoły zajmuje mu więcej czasu niż samo spotkanie. - Więc po co jeździć, jeśli wszystkiego, co najważniejsze dowiem się z małej kartki z ocenami, którą dostaje każde dziecko - tłumaczy.
Dodaje, że rodzice często nie wierzą w to, że razem z pedagogiem mogą coś zmienić.
O tym, jak ważny jest dobry kontakt rodziców ze szkołą, przekonuje Stanisław Gierba, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 3 na Nagórkach. - Mniejsze zainteresowanie wywiadówkami wynika zapewne z tego, że praca zajmuje rodzicom coraz więcej czasu - mówi. - Poza tym wiele informacji, które trzeba przekazać rodzicom - statut, przepisy czy program - nie interesuje ich. Sama obecność rodziców w szkole to też zbyt mało. Ideałem byłoby, gdyby nauczyciel razem z rodzicami przyglądał się dziecku. By ono wiedziało, że i rodzice, i nauczyciele się nim interesują. Wtedy nie będzie opozycji rodzic-nauczyciel-dziecko.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz