Data dodania: 2006-03-16 00:00
Tłok w olsztyńskich żłobkach
Oblężenie żłobków. Jeszcze niedawno wydawało się, że odejdą do lamusa. Dziś ich kierowniczki muszą odmawiać wielu rodzicom, bo nie ma miejsc dla dzieci.
W Olsztynie są cztery żłobki miejskie na 255 miejsc. Kilka lat temu było ich 13. Zostały zlikwidowane, bo nadchodził niż demograficzny - coraz mniej rodziców zapisywało do nich dzieci, więc urzędnikom wydawało się, że już zawsze będą świeciły pustkami.
Teraz tendencja się odwróciła. Choć zapisy na nowy rok szkolny zaczną się na początku kwietnia, rodzice nie zwlekają. - Codziennie odbieram po kilka telefonów z pytaniami o miejsce dla dziecka. Nigdy nie było takiego zainteresowania, jak w tym roku - mówi Barbara Korpusik, kierownik Żłobka Miejskiego nr 4 na Zatorzu.
Największe oblężenie przeżywa Żłobek nr 5 przy ul. Mochnackiego - jest w centrum miasta, więc wielu rodziców ma go po drodze do pracy. Może przyjąć 70 maluchów. Już teraz na liście rezerwowej ma 20 kolejnych dzieci - rodzice następnych już nie zapisują, bo wiedzą, że nie ma szans, by znalazło się dla nich miejsce. Placówka musiała nawet wydłużyć godziny pracy - teraz jest otwarta w godz. 6-17.
Podobnie jest w Żłobku nr 13 na Jarotach. - Mam 70 dzieci, a z chętnych mogłabym otworzyć drugi żłobek - mówi kierowniczka Barbara Wróblewska-Tendaj. - Aż przykro odmawiać, gdy codziennie dzwonią rodzice i proszą, by przyjąć ich dziecko. Próbują przekonać "przecież jakby pani wzięła jeszcze jedno, nic by się nie stało".
- Sama zdziwiłam się tak dużym zainteresowaniem - przyznaje Bożena Krzyżaniak, kierownik Zespołu Żłobków Miejskich.
Żłobek kosztuje niecałe 155 zł za miesiąc, do tego można kupić posiłki za 3,50 zł dziennie. Opiekunki do dziecka są znacznie droższe. Za miesiąc trzeba im zapłacić średnio 500-600 zł. Ale rodzice wybierają żłobki nie dlatego, że są tańsze od nianiek. - Mój syn w żłobku szybciej zaczął mówić, nauczył się dzielić z innymi dziećmi. Poza tym nie wiadomo, co opiekunka robi z dzieckiem, gdy jest sama - mówi Agnieszka Dyńska, matka trzylatka z przedszkola przy ul. Mochnackiego.
- Opiekunka, nawet mając jedno dziecko, nie nauczy go tylu rzeczy, co wychowawczyni w żłobku - dodaje Karolina Kamińska, której córka od roku chodzi do Żłobka nr 5.
Jak mówi Bożena Lewandowska, kierownik tej placówki, oferta dydaktyczna to największa różnica między dawnymi żłobkami, a obecnymi. Kiedyś żłobek to była przechowalnia dzieci. A dziś? - Liczą się kwalifikacje wychowawców - tłumaczy Lewandowska. - Rodzice są bardziej świadomi. Wiedzą, że czas do 3. roku to najważniejszy okres w życiu dziecka. Nie wystarczy, że dziecku damy klocek, by bawiło się samo gdzieś w kąciku.
- Większość opiekunek to osoby niewykwalifikowane - dodaje Bożena Krzyżaniak. - Lubią dzieci, ale nie spełniają oczekiwań rodziców, bo nie potrafią zadbać o edukację maluchów czy przygotować posiłków zgodnych z dietą dla małych dzieci. Rodzicom nie wystarcza wychowanie przy telewizorze. Coraz częściej wolą oddać dziecko pod opiekę fachowców.
W ratuszu w ostatnich latach ani razu nie pojawił się pomysł, by zwiększyć liczbę żłobków miejskich.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz