Data dodania: 2006-02-14 00:00
Zew przyrody czy pokusa fotela, czyli kto wejdzie do rady nadzorczej WFOŚ
O miejsce w radzie nadzorczej Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska ubiega się m.in. Miron Sycz, przewodniczący sejmiku województwa. Tyczasem to sejmik ostatecznie zaakceptuje skład rady, a Sycz walczy o fotel ... przeznaczony dla przedstawiciela ekologicznych organizacji pozarządowych.
Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dzieli pieniądze na ochronę przyrody w regionie - mogą starać się o nie firmy, samorządy lokalne i organizacje pozarządowe. W 2006 roku do "rozdania" jest ok. 35 mln zł.
O tym, czy projekt dostanie pieniądze, decyduje rada nadzorcza. - Po zmianie prawa dotyczącego ochrony środowiska zmniejszono ją do siedmiu osób, wcześniej było ich dziesięć - mówi Adam Krzyśków, prezes olsztyńskiego WFOŚ
Teraz do rady muszą wejść: • jej szef wskazany przez ministra środowiska, • dwóch przedstawicieli wojewody, • dwóch reprezentantów samorządu województwa, • przedstawiciel samorządu gospodarczego, • przedstawiciel ekologicznych organizacji pozarządowych.
Na to ostatnie miejsce marszałek województwa jesienią rozpisał konkurs. Kandydaci mieli składać oferty razem z pismami poparcia, wystawionymi przez organizacje ekologiczne. Zgłosiło się pięć osób - w tym dwie, które już zasiadały w radzie, ale po zmianie prawa straciły fotele: Miron Sycz, szef sejmiku województwa, i Stanisław Dąbrowski z generalnej dyrekcji Lasów Państwowych.
Miron Sycz: - Nie jestem działaczem organizacji ekologicznych, ale to świadczy na moją korzyść, bo nie będę za nikim konkretnym lobbował.
Stanisław Dąbrowski: - Poprzednio reprezentowałem w radzie organizacje pozarządowe i wywiązałem się z zadania.
Organizacje ekologiczne zgłosiły Iwonę Ibron z z Północnopodlaskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. - Ani pan Sycz, ani pan Dąbrowski nas nie reprezentują - mówi Danuta Worobiec ze stowarzyszenia Sadyba.
Joanna Duriasz, szefowa lokalnej Salamandry, dodaje: - Chcemy, by w radzie był rzeczywiście przedstawiciel organizacji pozarządowej, bo do tej pory byliśmy traktowani po macoszemu, np. nie dostawaliśmy tyle pieniędzy, ile nam obiecano.
Do konkursu zgłosili się też Zbigniew Miesojed, szef olsztyńskiej Ligi Ochrony Przyrody, i jego zastępca Krzysztof Starzyk.
Konkurs miał być rozstrzygnięty na ostatniej, styczniowej sesji sejmiku województwa, który ostatecznie akceptuje skład rady. Ale w dniu sesji ten punkt spadł z obrad. - Radcy prawni zasugerowali, że rozpisaliśmy konkurs za wcześnie, jeszcze przed nowym rokiem, a poza tym nie dopisano w ogłoszeniu, że organizacje ekologiczne oprócz listów mają przedstawić swoje statuty i wyciągi z Krajowego Rejestru Sądowego. Winni są urzędnicy, którzy czuwają nad rekrutacją, i wyciągnę wobec nich konsekwencje - tłumaczy marszałek Andrzej Ryński. - Rozpisaliśmy ponowny konkurs, w którym doprecyzowaliśmy zasady.
Ryński mówi, że nie wie, kto wygrał konkurs. Tej informacji urzędnicy nie podają też samym zainteresowanym.
Według ekologów, brak takiej informacji i unieważnienie konkursu z błahego powodu formalnego rodzi podejrzenia. Stanisław Dąbrowski wysłał nawet list protestacyjny do marszałka. - Moim zdaniem urząd zachowuje się co najmniej dziwnie - mówi Dąbrowski.
Iwona Ibron powiedziała mi, że miała 12 listów z poparciem, Stanisław Dąbrowski mówi o 40 pismach, Miesojed ze swoim zastępcą poparli się wzajemnie. Miron Sycz nie potrafił nam powiedzieć konkretnie, kto go popiera. - Jestem znanym społecznikiem i przedstawiciele orgnizacji ekologicznych sami wysyłali listy poparcia dla mnie. Ja nikogo o to nie prosiłem, dlatego nie wiem, ile ich było - uciął Sycz.
Czy nie przeszkadza mu, że choć jest przewodniczącym sejmiku, ubiega się o miejsce w radzie, której skład będzie zatwierdzał właśnie sejmik?
- Nie. Fundusz jest organem założonym przez samorząd wojewodztwa i ten powinien mieć dużo do powiedzania - odpowiada Sycz
O to samo spytałam Ryńskiego. - Ustawa zmieniła się w złą stronę, uważam, że samorząd powinien mieć w radzie funduszu więcej głosów niż dwa i jest mi obojętne, czy dodatkowym będzie pan Sycz, czy ktoś inny - odparł marszałek. - O ustawianiu konkursu nie ma mowy, bo ostatecznie skład rady zatwierdzi sejmik województwa, a nie komisja urzędników.
Członek rady funduszu dostaje miesięcznie 1,5 tys. zł diety.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz