Data dodania: 2008-03-10 22:45
2 tysiące za podpalacza warzywniaka
Policja wyjaśnia dlaczego jednej nocy spłonęły śmietniki i kiosk warzywny na ul. Wilczyńskiego. Sprzedawca warzywniaka twierdzi, że mogło być to podpalenie przez konkurencję, a właściciel wyznaczył 2 tys. zł za wskazanie sprawcy
Niespokojną noc miała z soboty na niedzielę część mieszkańców Jarot. Ze snu co chwila wyrywały ich syreny wozów strażackich, które przyjechały do płonących śmietników. Paliło się w dwóch miejscach na ul. Hanowskiego, a także na ul. Leyka i ul. Malewskiego.
Nad ranem jako ostatni zajął się ogniem kiosk warzywny nieopodal przejścia podziemnego. Tylko szybka interwencja straży sprawiła, że budka nie poszła z dymem. Poza konstrukcją, udało się uratować także większość znajdujących się w środku warzyw. - Prawdopodobną przyczyną pożarów są podpalenia i zaprószenie ognia - mówi Krzysztof Pardo, rzecznik miejskich strażaków.
Właściciel kiosku wyznaczył 2 tys. zł nagrody za pomoc w ujęciu ewentualnego podpalacza. - Przy warzywniaku są bloki, może któryś z mieszkańców coś widział - mówi Marek Gil. - Nie chcę popuścić chuliganom. Mam nadzieję, że te pieniądze będą rekompensatą za ewentualne złożenie zeznań. Wiem, że ludzie są niechętni, ale policjanci zapewnili mnie o anonimowości dla osób, które coś widziały i przyczynią się do znalezienia sprawców.
Od ubiegłego roku budkę od Marka Gila dzierżawią państwo Mirosław i Halina Cholewscy. Starają się pracować uczciwie i aby przyoszczędzić, pomaga im szóstka dzieci. - Wcześniej też tu handlowano warzywami, ale nikomu z poprzednich najemców nie wychodziło i dopiero nam się udało podnieść ten interes - mówi pani Halina. - Mamy np. jabłka tańsze niż w marketach i często innych warzywniakach.
Cholewscy kilka lat sprzedawali w innym miejscu na Jarotach, a od połowy lat 90. mieli stoisko przy stadionie na ul. Piłsudskiego. Targowisko podupadło, dlatego wyszukali budkę przy ul. Wilczyńskiego. Miejsce chwalą sobie mieszkańcy Jarot. - Ludzie często zaczęli robić tu zakupy, bo jest wybór i dobre ceny - mówiła w poniedziałek Teresa Trawczyńska z ul. Kanta, która wczoraj kupowała jabłka Cholewskich. - Do innych miejsc miałabym bliżej, ale chodzę tu specjalnie.
Małżeństwo przypuszcza, że powodzenie u klientów było nie w smak innym handlarzom. - Od początku ktoś na nas donosił - twierdzi Cholewski. - Przyjeżdżała straż miejska i policja sprawdzać, dlaczego zajmujemy pas ziemi koło warzywniaka. A tam sprzedajemy legalnie, bo cztery ary należą do właściciela, od którego wszystko wynajmujemy. Raz mi jeden mężczyzna groził, że mnie wykurzy i odkupi drożej to miejsce - mówi pan Mirosław.
Cholewscy twierdzą więc, że podpalenie może być robotą zawistnej konkurencji. - To nie pierwsza sprawa. Proszę tylko sobie przypomnieć podpalenie tirów na Zatorzu - mówi Cholewski.
Chodzi o tajemnicze spłonięcie dwóch samochodów dostawczych w lipcu ubiegłego roku. Należały do kupców, sprzedających warzywa na stoiskach przy ul. Kolejowej. Tam też sprzedawcy twierdzili, że to zemsta konkurencji za sprzedawanie warzyw taniej od innych. Sprawców podpalenia nie udało się ustalić.
Zbigniew Załuski, zastępca komendanta olsztyńskiej policji: - Prowadzimy dochodzenie, które pozwoli ustalić przyczyny podpalenia kiosku. Na miejsce był biegły sądowy, który pomoże wyjaśnić, czy było to podpalenie czy może zwarcie instalacji. A także czy łączyć wszystkie pożary w jedną sprawę. Na razie za wcześnie mówić o wynikach postępowania.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz