Starcie Mameda Khalidowa ze Scottem Askhamem podczas gali KSW 55 miało być rewanżem za grudniową walkę zeszłego roku, w której Anglik wygrał jednogłośną decyzją sędziów.
Sobotnia potyczka rozpoczęła się w stójce i w niej bardzo szybko się skończyła, bo trwała zaledwie 36 sekund. Mamed trafił Askhama niesamowitym wysokim kopnięciem, dodał do tego jeszcze trzy ciosy w partrze i znokautował Anglika, sięgając tym samym po mistrzowski pas w kategorii średniej.
- Dziś wyszedłem na walkę z "inną głową" - przyznał chwilę po zmaganiach w oktagonie, Mamed Khalidov. - Mam nadzieję, że jeszcze nie jednemu utrę nosa.
Czy to będzie nowe "otwarcie"?
- Poczekajmy i zobaczmy co będzie się działo - przyznał Mamed.
I dodał: - Ja jestem tym wilkiem, który siedzi i czeka na swoją ofiarę. Mam teraz inne nastawienie dzięki Bogu, dzięki całemu mojego sztabowi. To było wspólne zwycięstwo. To właśnie najbardziej lubię, jak jestem sobą i nie mam ciężaru na głowie. Każdy mnie ostatnio skreślał - 99 proc. środowiska mówiło, że jestem już skończony.
- Co byś im powiedział? - dopytywał jednej z dziennikarzy z branżowego portalu.
- Baw się dobrze - odrzekł Mamed.
Swoją walkę podczas gali KSW 55 wygrał także inny zawodnik trenujący w ostatnich tygodniach w olsztyńskim klubie, Przemysław Mysiala. Pokonał on w walce zakontraktowanej w limicie do 95 kg Chorwata Stipe Bekavaca poprzez nokaut techniczny. Sędzia przerwał starcie w drugiej rundzie.
Komentarze (13)
Dodaj swój komentarz