Pan Mariusz cierpi na czterokończynowe porażenie mózgowe. Zrobiło się o nim głośno w październiku, po tym jak pracujący nieopodal pan Krzysztof, postanowił nagłośnić sprawę prowadzącego sklep z warzywami niepełnosprawnego.
Jako pierwsi z mediów lokalnych opisaliśmy historię sprzedawcy, o którym można przeczytać w artykule Prowadzi warzywniak na Jarotach. Mimo ciężkiej choroby chce nadal pracować. Na fali popularności, obroty prowadzonego przez niego sklepu się zwiększyły. Przyjeżdżali do niego ludzie z całego miasta.
Po dwóch miesiącach postanowiliśmy ponownie spotkać się z panem Mariuszem. Jak się okazało, boom na jego towary nie trwał długo.
– W połowie listopada obroty spadły ponownie – powiedział w rozmowie z nami.
I to znacznie, bo w sklepie półki były pełne, mimo że przyjechaliśmy na kilka dni przed świętami w godzinach popołudniowych.
– Niektórzy dalej przychodzą, odwiedzają. Ale nie ma rewelacji. Mam kilku stałych klientów. Czasami ktoś nowy też przyjedzie – dodał sklepikarz.
Klienci przyjeżdżają z całego Olsztyna. Jedni rzadziej, inni codziennie.
– Coś drobnego kupią, albo coś zamówią – wyjaśnia pan Mariusz.
– A co schodzi przed świętami? – pytam.
– Przed świętami ludzie kupują jabłka, ziemniaki, kapustę kiszoną, jajka czy mandarynki – dodaje nasz rozmówca, który towar sprowadza głównie od lokalnych producentów.
Pan Mariusz w zasadzie nie musi trzymać towarów w lodówce, bo w warzywniaku jest bardzo zimno. Sam zainstalował niewielki piecyk elektryczny, ale urządzenie nie jest w stanie ogrzać niewielkiego pomieszczenia. A to przecież w czasie, gdy nie ma przymrozków. Nie wiadomo czy to z chłodu, ale zaczął odczuwać drętwienie ręki, którą nie może poruszać. Ale się nie poddaje. Dopóki wystarczy mu sił, chce pracować.
Wprawdzie interes nie idzie już tak dobrze, uśmiech nie schodzi z ust pana Mariusza