Jak twierdzi Pan Jakub – jak zawsze od teorii do praktyki – daleka droga.
Za przykład doskonale obrazujący problem traktowania olsztyńskiej zieleni niech posłuży skrzyżowanie ul. Kajki i Kopernika. Niegdyś całe obsadzone było ono drzewami. Teraz jest ich zdecydowanie mniej, a na dawny wygląd wskazują wyłącznie pozostawione w chodniku i niezabudowane płytkami puste miejsca po roślinach.
Kolejne drzewo wycięte zostało kilka tygodni temu. Odpowiadając na pytanie dotyczące przyczyn takich działań zadane na Platformie Konsultacji wskazano, że drzewo po prostu obumarło. Cóż zdarza się i tak. Czy jednak otrzymamy coś w zamian? Prezydent wielokrotnie zapewniał przecież, że za każde wycięte drzewo będą dokonywane nowe nasadzenia. W Olsztynie kolejność działań jest jednak taka, że najpierw tniemy, a potem myślimy, a więc nie wiadomo kiedy doczekamy się nowych drzewek. Co jednak najciekawsze, nie wiadomo nawet, gdzie zostaną one posadzone. Okazuje się bowiem, że z pewnością nie będzie to miejsce, w którym rosło drzewo wycięte. Czemu tak jest? Jak wskazał rzecznik MZDiM, miejsce to jest tzw. trójkątem widoczności i posadzenie w tym miejscu nowego drzewa zagrażać będzie bezpieczeństwu, a poza tym, kolidowałoby z sieciami podziemnymi. No cóż, drzewo, które usunięto rosło w na rogu Kajki i Kopernika od dziesięcioleci i chyba nigdy nie było przyczyną żadnego wypadku, czy innego niebezpiecznego zdarzenia. Skąd zatem przypuszczenie, że nowo posadzone w tym samym miejscu niewielkie drzewko będzie stwarzać jakiekolwiek zagrożenie? I dlaczego ma ono kolidować z sieciami podziemnymi, skoro z takowymi nie kolidował rozbudowany system korzeniowy starego drzewa? Odpowiedź na pytanie jest bardzo prosta. Jeżeli się czegoś nie chce zrobić, to znajdzie się ku temu co najmniej tuzin powodów. Tak też jest w tym przypadku. Urzędnik jest zadowolony, bo ma przecież związane ręce i nic nie może z tym zrobić. Po kolejnym drzewie pozostanie natomiast wyłącznie dziura w chodniku, która za jakiś czas wypełni się rozjeżdżonym przez samochody błotem. Taki stan rzeczy jest dla urzędnika zadowalający. Posadzenie w tym miejscu drzewa już nie.
Nie tylko jednak litania powodów, rzekomo uzasadniających brak możliwości posadzenia drzewa w miejscu wyciętego (czy też w miejscu po innym drzewie usuniętym w ostatnich latach, po którym pozostały dziury w chodniku) jest przejawem choroby toczącej sposób myślenia olsztyńskich urzędników.
Bardziej obrazowo widać ją na dwóch zdjęciach zamieszczonych na Platformie Konsultacji.
Fot. http://kmo.borol.net
Fot. http://kmo.borol.net
Zrobione zostały one w tym samym miejscu w przeciągu roku. Co się zmieniło? Wycięto kolejne drzewa, za które żadnych nasadzeń nie wykonano, ani nawet nie zaplanowano, a ustawiony znak zakazu zatrzymywania się nie jest przestrzegany - na co wskazuje stan nawierzchni pobocza.
Nie jest to przy tym jedyny zieleniec katowany w śródmieściu przez samochody, czego najlepszym przykładem jest cała ul. Partyzantów.
Znowu urzędnik jest zadowolony, bo nikt mu już głowy nie zawraca, że ktoś się zatrzymuje na zakazie. A przy okazji twórczo rozwiązano problem braku miejsc parkingowych. Zamiast budować parkingi, zatoki postojowe lub zawracać sobie głowę ustawianiem znaków wskazujących sposób parkowania, aby samochodów mieściło się jak najwięcej, można przecież zezwolić, aby stawiano je na trawnikach. Skoro całe Stare Miasto zamieniono w parking, czemu jakieś trawniki nie mogłyby też ku temu służyć?
Powyższe skłania do smutnej refleksji. Żadne odgórne strategie (w szczególności "miasto ogród", które w odniesieniu do Olsztyna brzmi już po prostu groteskowo i komicznie) i obietnice Pana Prezydenta nic nie dadzą, jeżeli nie zmieni się sposób myślenia urzędników o zieleni miejskiej w ich codziennej pracy. Jeżeli zamiast starań o uzupełnianie zadrzewień będą oni zasłaniać się litanią powodów (najczęściej wyssanych z palca) aby tego nie robić i jeżeli zamiast zapobiegać dewastacji zieleni będą legalizować taki stan rzeczy, degradacja będzie tylko postępowała. W poprzednim moim liście wskazywałem przy tym na konkretne przykłady miast (Warszawa, Kraków, Olsztynek), w których nie występują olsztyńskie problemy. Nie wynika to jednak z tego, że tam nie ma podziemnej infrastruktury, ani z tego, że tam drzewa nie zagrażają bezpieczeństwu ruchu drogowego. W tych miastach urzędnicy przestali po prostu patrzeć na zieleń, jako na zło konieczne, ale zaczęli ją traktować, jako integralną część tkanki miasta, obecną na każdym kroku, o którą po prostu się dba. Do tego nie trzeba przy tym wielkich inwestycji, odgórnych programów opracowywanych przez lata itp. Trzeba po prostu chcieć. I tego właśnie życzę olsztyńskiej zieleni w 2012 r. Żeby osobom, od których zależy jej stan zaczęło się chcieć.
Na zakończenie dodam, że przy budowie ul. Artyleryjskiej obiecywano zasadzenie 300 drzew. Widzieli Państwo choć jedno?
- Jakub
Komentarze (4)
Dodaj swój komentarz