Na miejsce niezwłocznie wezwano Państwową Straż Pożarną, która zajęła się gaszeniem płonącego warzywniaka oraz budynku znajdującego się półtora metra obok. Drugi obiekt udało się uratować, nie można tego samego powiedzieć natomiast o sklepie pana Mariusza - pozostały po nim jedynie zwęglone deski i metalowe elementy konstrukcji.
W akcji udział brało 7 zastępów straży - łącznie 25 strażaków. Poszkodowanych (pana Mariusza oraz osobę postronną) oddano w ręce zespołu medycznego i przewieziono do szpitala. Okazało się, że mają oni poparzenia kończyn górnych i dolnych oraz twarzy.
Właściciel warzywniaka - cierpiący na czterokończynowe porażenie mózgu, pan Mariusz - jest dobrze znany okolicznym mieszkańcom. Pisaliśmy o nim już w 2019 roku w artykule Prowadzi warzywniak na Jarotach. Mimo ciężkiej choroby nadal chce pracować. Był to okres, w którym biznes nie szedł najlepiej, brakowało klientów. Zareagowali internauci, dzięki którym zaczęło się kupców pojawiać coraz więcej - nawet spoza Olsztyna.
Pan Mariusz w pożarze stracił jedyną możliwość pozyskiwania dochodu. Z ciężkimi poparzeniami został przewieziony do szpitala w Warszawie.
- Mój brat jest w stanie ciężkim, ze względu na oparzenia trzeciego stopnia. Miał być intubowany, ale na szczęście na razie sam daje radę oddychać - mówi pani Natalia, siostra właściciela warzywniaka. Jego matka, Teresa, dodaje, że to, co stało się z panem Mariuszem jest "przerażające".
- Ręce są obandażowane, nogi, plecy. Spojrzałam tylko na kawałek pleców. Gdy jeszcze był tutaj w Olsztynie mówił tylko "mamo, ja nie chcę umierać".
Pani Teresa chciała także podziękować udzielającym pomocy rodzinie osobom.
- Nie jesteśmy rodziną biedną, ale nie jesteśmy bogaci. A ten warzywniak, to było wszystko, do było dla niego (pana Mariusza - przyp. red.) takie serce.
- Jakby nie było coś robił, nie liczył na państwo. Po prostu sam się wziął za robotę, nawet bez naszego wsparcia. Sam wszystko w ten warzywniak zainwestował - dodała pani Natalia.
Założona została zbiórka, z której środki mają zostać przeznaczone na pomoc - rehabilitację, odbudowę warzywniaka.
- Nie chcieliśmy jakiejś pomocy, było nam głupio - mówi pani Natalia, - To mieszkańcy założyli zbiórkę. Zadzwoniła do mnie pani ze "Szczytnego Celu" i to ona mnie przekonała. Użyczyłam swojego nazwiska zbiórce.
Celem zbiórki jest 50 tysięcy złotych. Na 1 grudnia zebrane zostało ok. 8 tysięcy. Wpłacać pieniądze można pod tym linkiem.
Komentarze (20)
Dodaj swój komentarz