Abi to suczka rasy shih tzu, była pierwszym pieskiem pani Joanny. Właścicielka i zwierzak były ze sobą bardzo zżyte.
Weterynarz na samym początku poinformował, że badania wstępne nie będą konieczne, ponieważ zabieg sterylizacji jest rutynowy. Według dokumentacji medycznej wszystko szło dobrze – zabieg się udał, a parametry życiowe Abi mieściły się w normie.
Piesek niestety nie mógł się długo wybudzić. Przez 7 godzin leżał w klinice, po czym został przewieziony do domu. Lekarz zapierał się, że to jest normalne zachowanie po tym zabiegu i nie ma się o co martwić.
Pani Joanna uważała jednak coś innego. Zaniepokoiło ją zachowanie Abi, bo nie mogła ustać na nogach, miała otwarty pyszczek, a język zwisał z boku. Lekarz mimo wszystko twierdził, że to pies jest zbyt leniwy, żeby się utrzymać. Niestety z analizy, którą zleciła właścicielka wynikało, że to wynik śmierci mózgowej.
- Dodatkowo weterynarz powiedział, że nie dałam mu zrobić sekcji, więc on nie wie nic i nie poczuwa się do winy. Jak gdyby sam fakt tego, że 7h po zabiegu dalej twierdził, że nie wybudzanie się psa jest normalne, nie świadczył o tym że popełnił kolosalny błąd siedząc i czekając nie ratując psa, który w tym czasie się wykrwawiał – powiedziała nam pani Joanna, właścicielka Abi.
Po powrocie do domu, stan zdrowia suczki nie uległ zmianie, co spowodowało powrót do kliniki. Po sekcji zwłok wynikło, że podczas zabiegu doszło do wielu nieprawidłowości. Główną przyczyną śmierci było krwawienie do jamy brzusznej.
- Ubezpieczycielowi też przekazał, że się nie poczuwa i głównie na tej podstawie odmówili mi wypłacenia odszkodowania. Główną przyczyną śmierci Abi był wstrząs i krwotok wewnętrzny, a ubezpieczyciel napisał mi, że "krwawienie było minimalne", więc zaprzeczył faktom przedstawionym w sekcji. To wszystko to jeden wielki absurd ciągnący się od października, bo wtedy ta sytuacja miała miejsce – dodała nam pani Joanna.
Kobieta złożyła skargę do lokalnej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Zamierza się również domagać odszkodowania za straty moralne.
Weterynarz miał też przekazać adwokatowi pani Joanny numer polisy swojego ubezpieczenia, ale „ubezpieczycielowi podał, że nie poczuwa się do popełnienia błędów” – dodała pani Joanna. Lekarz miał mówić, że piesek został zabrany na własną prośbę przez właścicielkę, a zgody na sekcję zwłok nie wyraziła.
- Jeżeli chodzi o odszkodowanie to sytuacja wygląda tak, że Pani mecenas zadzwoniła do weterynarza żeby podał numer swojej polisy OC (ponieważ długo nie odpowiadał na maile) i podał ten numer. Zgłosiłam szkodę do jego ubezpieczyciela i czekałam jakieś 3 miesiące, żeby się dowiedzieć, że nie widzą powodów aby wypłacić mi odszkodowanie przy czym podali absurdalne powody. Odwołałam się i czekam teraz na decyzje – wyjaśniła pani Joanna dla Olsztyn.com.pl.
Kontaktowaliśmy się z Izbą Lekarsko-Weterynaryjną w tej sprawie, jednak nie otrzymaliśmy żadnej informacji zwrotnej. Wkrótce wrócimy do tematu.
Komentarze (65)
Dodaj swój komentarz