- To są najinteligentniejsze ze wszystkich mieszkańców polskich lasów – rozpoczął swą opowieść Gawron. - Dziki też spowodowały, że zostałem myśliwym, choć nigdy nie pociągało mnie zabijanie. Chcąc jednak upolować dzika, trzeba go najpierw przechytrzyć. Ustrzeliłem kiedyś, tego krewniaka domowej świni, tylko dlatego, że pobiegłem wraz z naganiaczami. I nie zawiodłem się. Potężny knur, zamiast uciekać od hałasujących psów, w kierunku szpaleru myśliwych, obrał kierunek wprost przeciwny. Nacisnąłem spust, gdy ozdobiony okazałymi szablami łeb, był dosłownie pół metra ode mnie. Dziki okazują swoją inteligencję również podczas zmiany żerowisk przez samice oraz ich potomstwo. Każda wataha ma swoją przywódczynię, której wszyscy bezwzględnie się podporządkowują. W razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa przewodniczka najpierw stara się je poznać, a dopiero potem daje ewentualnie sygnał do odwrotu. Nigdy nie jest to bezładna ucieczka. Dziki boją się panicznie człowieka. Groźne są tylko sztuki ranne lub też lochy, niepokojące się o swoje potomstwo. Zwierzęta te zresztą ostatnio stały się wręcz polnymi. Bo na, przylegających do lasu polach, mogą znaleźć nie tylko pożywienie, ale także trochę spokoju. Nie ma go niestety, w lasach nawiedzanych przez drwali, grzybiarzy...
O inteligencji dzików przekonał się także kolega Gawrona, który oswoił małego warchlaka. Potem Maciek, bo tak go nazwał, zastępował mu na polowaniach psa. W przeciwieństwie do dzików niewiele można dobrego powiedzieć o łosiach. Tak przynajmniej uważa Kazimierz Gawron:
- To zwierzę w ogóle nie reaguje na obecność człowieka. Nie ma więc mowy o charakterystycznym dreszczyku emocji, jaki zawsze towarzyszy zmaganiom z dzikami. Któregoś razu musiałem dokonać selekcyjnego odstrzału jednego z tych wielkich zwierząt. Z całego podchodzenia pamiętam tylko zaciekawione spojrzenie rogacza. Potem, gdy nacisnąłem spust, zdziwiony ujrzałem, iż mój łoś stoi i ani myśli padać. Ki diabeł...? Do tamtej pory nie miałem tego rodzaju kłopotów. Wygarnąłem więc do zwierzaka jeszcze dwa razy, a on stał nadal i... dopiero po kilku dobrych minutach wreszcie padł. Gdy podszedłem do leżącego łosia, okazało się, że wszystkie kule trafiły jak należy. Zupełnie jak bym polował na bizona, który również reaguje z takim opóźnieniem. Już zdecydowanie przyjemniejsze jest podchodzenie jeleni. Wspaniałe przeżycie to przede wszystkim obserwacja godów. Jak fantastycznie natura połączyła siłę głosu samca z jego tężyzną fizyczną! Gdy kandydat do obcego haremu usłyszy głos swojego konkurenta, nie widząc go nawet, wie już, czy jest sens podejmować walkę.
Nieodłącznym towarzyszem człowieka, podczas polowań jest pies myśliwski, którego wyszkolenie to nie taka znów prosta sprawa. Przede wszystkim musi on mieć odpowiednie cechy "psiego charakteru": chęć aportowania, dawanie w odpowiednim momencie głosu. Do myśliwskiej służby nie nadają się psy zbyt duże. Polowanie zmienia się wtedy w rzeź. Dlatego przestaliśmy szkolić owczarki i charty. W najwyższej cenie są teraz wyżły i teriery, choć i poczciwy "wielorasowiec" ma wielu zwolenników.
- Najwspanialsze jednak polowanie odbywałem bez żadnych psów, zimą przy karmikach. Na początku karmiło się płochliwe koziołki lub samy niemalże z ręki, by za chwilę "wygarnąć" do nich z... aparatu fotograficznego. To dopiero prawdziwe safari.
Słuchał i notował: Krzysztof Szczepanik
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz