Dziś jest: 23.11.2024
Imieniny: Adelii, Felicyty
Data dodania: 2008-02-22 13:04

redakcja_515168

Klops w stołówkach, czyli kto mąci w kuchni

Jakie trzeba mieć kwalifikacje, by ustalić cenę obiadu ze szkolnej stołówki? Dyrektorzy i kucharki chyba robili to źle, skoro teraz będą za to odpowiadać prezydent miasta i

reklama
W Olsztynie jest kilkadziesiąt szkół, w których uczniowie jedzą obiady. Stawki za posiłki dotychczas ustalali dyrektorzy placówek. Wystarczyło, że spotkali się ze swoimi księgowymi i kucharkami, i wiedzieli, jak skalkulować cenę, by opłacało się przygotować pomidorową, kotlet mielony, surówkę i kompot. Ale w życie weszły właśnie znowelizowane przepisy ustawy o systemie oświatowym. Wynika z nich, że zasady korzystania ze stołówek szkolnych, a tym ceny posiłków ustala gmina. - I teraz mamy poważny problem, bo ten przepis jest zły - przyznaje Hanna Kowalska, dyrektor wydziału edukacji w olsztyńskim urzędzie miasta. - Ale nam nie zostaje nic, jak tylko dostosować się do ustawowych zapisów. Wojciech Bartosik, odpowiedzialny w wydziale edukacji za monitorowanie działalności jednostek oświatowych, dodaje, że urzędnicy przygotowują właśnie projekt uchwały rady miasta w tej sprawie. - Nie ma innego wyjścia, jak scedować na prezydenta i radę miasta obowiązek zatwierdzania cen w szkolnych stołówkach - mówi. - Wprowadzenie w życie przepisów ministerstwa powoduje duże komplikacje w pracy naszych placówek. Jeśli podrożeje mięso, marchewka czy nawet śmietana, a dyrektor będzie chciał z tego powodu podnieść uczniom cenę, uruchomiona zostanie urzędnicza machina. Najpierw dyrektor przygotuje wniosek o zmianę ceny posiłku. Wniosek musi przedstawić wydziałowi edukacji. Ten przygotuje projekt uchwały zmieniającej cenę. Dokument zatwierdzi na kolegium prezydent Olsztyna, a potem zaopiniują radni z komisji edukacji. I dopiero wtedy uchwała będzie głosowana na sesji rady miasta. To radni ostatecznie zdecydują, czy obiad będzie droższy. - Załatwienia sprawy może potrwać nawet dwa miesiące - dodaje Bartosik. A podwyżki sięgają najwyżej kilkudziesięciu groszy. - Nie chce mi się wierzyć, że radni będą zatwierdzać cenniki obiadów - stwierdził zaskoczony Zbigniew Dąbkowski, przewodniczący rady miasta, gdy powiedziałem mu o nowym pomyśle MEN. Dlatego dyrektorzy szkół prowadzących stołówki krytykują ministerstwo. - Ten przepis to straszne nieszczęście - mówi Wojciech Tański, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 9. - Jego autor nie przewidział chyba, jakie będzie miał skutki w praktyce. Kucharki w jego szkole wydają codziennie 270 obiadów, cena jednego to 2,2 zł. Dyrektor już zapowiada, że chcąc uniknąć czasochłonnych urzędniczych procedur, będzie robił wszystko, by cenniki nie ulegały zmianie. Szkoła Podstawowa nr 2 serwuje codziennie około 450 posiłków. Każdy kosztuje 2,5 zł. - A przecież koszty żywności rosną, więc podwyżki nie są wykluczone. Jednak wciąż trudno mi sobie wyobrazić, by każdą nową cenę musieli zatwierdzać radni w ratuszu. To zdecydowanie wydłuży podejmowanie decyzji - mówi Iwona Jasińska, dyrektor "dwójki". Skąd pomysł, by to urzędnicy ratusza decydowali o cenach szkolnych posiłków? Ministerstwo w oficjalnym komunikacie przesłanym "Gazecie" kilka dni temu stwierdziło: "Organ prowadzący jest właścicielem szkoły i odpowiada za jej funkcjonowanie również w zakresie prowadzenia stołówek szkolnych. Dlatego zgodnie z nowelizacją ustawy o systemie oświaty to organ prowadzący decyduje o cenie obiadu w szkolnej stołówce". Ale wczoraj Krystyna Szumilas, wiceminister edukacji narodowej, powiedziała "Gazecie": - Docierają do nas liczne uwagi z samorządów narzekających na zapisy znowelizowanej ustawy. Dlatego jeszcze raz im się przyjrzymy.

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz


www.autoczescionline24.pl