„Dziennik Gazeta Prawna” napisał, że według stanowiska Ministerstwa Edukacji Narodowej nauczyciel np. świetlicy, który do 24 marca pozostawał jedynie w gotowości, a nie wykonywał innych czynności, może liczyć tylko na wynagrodzenie zasadnicze.
Oliwy do ognia dolał Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki, oświaty i kultury w Forum Związków Zawodowych, który jasno stwierdził, że takim nauczycielom bardziej opłaca się pójść na zwolnienie lekarskie.
– Okazuje się, że nauczyciele, którzy pozostają w gotowości, ale nie pracują, bo nie są np. tablicowymi, mogą liczyć tylko na wynagrodzenie zasadnicze, od środy niektórzy z nich zyskają prawo do dodatku funkcyjnego. Takim osobom bardziej będzie się opłacało pójście na urlop dla poratowania zdrowia, bo zgodnie z przepisami do pensji zasadniczej zaliczany jest też dodatek stażowy. Nawet pójście na zwolnienie lekarskie również będzie bardziej opłacalne, bo wtedy osoba ucząca może liczyć na 80 proc. średniego uposażenia z ostatnich 12 miesięcy – przyznał Wittkowicz.
Nieco inaczej do tematu podszedł za to Tomasz Branicki, prezes olsztyńskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego, który przyznał, że to dyrektorzy decydują o pensjach, a sami nauczyciele mają bardzo wiele zadań, nawet po godzinach.
– Dyrektor może nauczycielom nakreślić to, co oni mogą w czasie zajęć robić, bo muszą realizować swoje pensum, obojętnie czy są tzw. „tablicowymi”, czy też nie. Jest to oczywiście związane z tym, co robili, podczas pracy w szkole, np. bibliotekarz może przygotować materiały dla nauczycieli. Nauczyciele muszą się później rozliczyć ze swoich zadań. Jeżeli realizowali zadania, to nie ma podstaw do tego, żeby nie wypłacać im wynagrodzenia – powiedział w rozmowie z nami Tomasz Branicki.
Zaznaczył także, że na razie nikt nie może czuć się poszkodowany, bo nauczyciele dostaną wynagrodzenia dopiero pierwszego kwietnia. Natomiast jeżeli okazałoby się, że takie sytuacje mają miejsce, wtedy ZNP zajmie się tą sprawą.
W środę w artykule pt. „Systemy szkolne w Polsce nie wytrzymują obowiązku nauki zdalnej. Jak wygląda sytuacja w regionie?” poruszyliśmy temat problemów technicznych w systemach do nauki zdalnej. Nauczyciele z całej Polski mieli kłopoty m.in. z dostaniem się do e-dzienników. Zainteresowaliśmy się też tym, jak sytuacja wygląda na Warmii i Mazurach.
– Z informacji, które otrzymałem z kuratorium wynika, że dyrektorzy nie zgłaszali do tej pory takiego problemu oraz, że bardzo duża grupa nauczycieli w kształceniu na odległość wykorzystuje dostępne środki komunikacji - metody i techniki on-line przy monitorach oraz inne sposoby w sytuacjach braku możliwości technicznych czy sprzętowych – odpowiedział Krzysztof Guzek, rzecznik wojewody.
Innego zdania jest Małgorzata Bogdanowicz-Bartnikowska, była Warmińsko-Mazurska Kurator Oświaty. Jej zdaniem, nauczyciele nie są po prostu odpowiednio przeszkoleni do pracy zdalnej z uczniami.
– W mojej ocenie kuratorium robi dobrą minę do złej gry, na ile znam to środowisko. Poza tym znam też umiejętności naszych uczniów, którzy w pewnych sytuacjach potrafią sobie życie ułatwić. Myślę, że na przeszkodzie stoją umiejętności nauczycieli. Ci, którzy uczą informatyki, mogą sobie z tym problemem poradzić, ale przeciętny nauczyciel raczej nie. Wszyscy chcieli wejść na dziennik elektroniczny i na pewno to zablokowało serwer – powiedziała w rozmowie z nami Małgorzata Bogdanowicz-Bartnikowska.
Dodała, że nauczanie na odległość to nowość dla wielu nauczycieli. Kiedyś uczono tego na kursach czy studiach podyplomowych, ale później nikt z tego nie korzystał.
– Idea nauczania na odległość nie została wykorzystana po zmianie rządu. Nauczyciele mają ogromny problem i tylko można im współczuć, ponieważ kuratorium stawia wymagania, ale nie daje żadnych narzędzi, ani możliwości. Nauczyciele są zdani tylko na siebie, chyba, że pani polonistka ma męża informatyka, wtedy ma trochę lepiej – spuentowała była kurator oświaty.
Podobnego zdania jest Tomasz Branicki, który wskazuje na wiele problemów, których MEN nie rozwiązało. Chodzi chociażby o zaniechanie inwestowania w pracownie komputerowe.
– Kilkanaście lat temu był program, żeby w każdej szkole otworzono pracownię komputerową. Tych pracowni otwarto mnóstwo. Z tym, że nikt nie dał pieniędzy dyrektorom, aby je usprawnić. Technologicznie jest to przestarzały sprzęt. Inwestycja w nowe technologie to inwestycja w pracownie. Nie da się zrobić czegoś raz, a później zostawić na lata. Tak to nie funkcjonuje – zauważył.
Powiedział, że wiele rodzin ma problem z brakiem sprzętu.
– Nauczyciele mają trójkę dzieci i tylko jeden komputer. To jak to będzie z tą nauką? – pyta.
Ponadto zdaniem Branickiego, wysyłanie materiałów uczniom na prywatne maile w dobie obowiązywania RODO też stwarza problem. Rodzice mogą w imieniu swoim albo dzieci oznajmić, że nie życzą sobie otrzymywać na prywatny adres pocztowy korespondencji.
– Szkoła powinna wszystkim uczniom, w ramach zajęć z informatyki, pozakładać maile. A niestety z tego, co wiem, to tak nie wygląda. Owszem, nauczyciele mają swoje firmowe poczty, ale dzieci już nie – dodał Tomasz Branicki.
Komentarze (8)
Dodaj swój komentarz