W dobie pandemii spotkania klubu odbywają się wyłącznie online. Tym łatwiej było zatem reporterowi wybrać się na cotygodniową rozmowę o literaturze, organizowaną w każdy poniedziałek. Do czasów zarazy gościny udzielał klubowi Spichlerz MOK w Olsztynie. Teraz klubowicze włączają po prostu komputery w swoich domach.
— Wydaje się, że pomysł nie jest szczególnie nowatorski — opowiada prowadząca klub Michalina Janyszek, która stawiała tu pierwsze „literackie” kroki jeszcze jako nastolatka. Teraz ma już w literackim dorobku dwie książki poetyckie. — Od lat działają przecież przy domach kultury kluby miłośników książek czy dyskusyjne kluby filmowe i kluby literackie wpisują się w ten trend spotkań ludzi mających pewną wspólną pasję. Ja prowadzę ten klub z dużą przyjemnością już ósmy sezon. A głównym celem jego istnienia jest doskonalenie warsztatu pisarskiego oraz dzielenie się swoją twórczością. Działamy literacko bardzo szeroko: - i w prozie, i w poezji.
— Zaczęliśmy pod koniec lat 80. — dodaje Wojciech Hieronymus Borkowski, olsztyński literat starszy o pokolenie od pozostałych uczestników tego zgromadzenia miłośników literatury. — Pierwszą szefową klubu była Iwona Łazicka. Wojtek, po latach przerwy, przyszedł na spotkanie klubowe osiem lat temu, zobaczyć, co u nich słychać. I tak „przygląda się do tej pory i nie może się napatrzeć”. A nie jest to przecież przysłowiowa „szkółka“ w której ktoś uczy kogoś pisania. — Chętnie wymieniamy się za to swoimi uwagami na temat utworów prezentowanych przez naszych kolegów — opowiada Borkowski. — To są spotkania ludzi, których sercom bliska jest literatura i chcieliby o tym porozmawiać z podobnymi sobie pasjonatami. I coś więcej o tej literaturze wiedzieć. A to, że większość z nich sama też coś pisuje, to tym ciekawsze są te spotkania. Nie ma tutaj żadnych składek ani legitymacji i każdy, kto ma na to ochotę, jest na tych spotkaniach mile widziany. Trzon grupy stanowią stali bywalcy, którzy są tu zawsze obecni. A inni po prostu przychodzą i odchodzą, kiedy odczuwają taką potrzebę. Część z nich wydała już swoje książki, część dopiero je planuje a część uczestniczy po prostu w spotkaniach klubu dla samej przyjemności porozmawiania o literaturze.
Spotkanie OKL w październiku 2017 w Spichlerzu MOK. Z tyłu, z wielką brodą, Wojtek Borkowski. Michalina Janyszek siedzi w pierwszym rzędzie w szarym swetrze.
- Uczymy się od siebie nawzajem, ale interpretujemy też różne literackie teksty autorów, po których inaczej pewnie nigdy byśmy nie sięgnęli – dodaje Michalina. Sięgają więc po współczesną poezję oraz deklarują otwartość na różnego rodzaju eksperymenty literackie. Średnio na spotkania klubowe przychodzi ok. 10 osób, zdarzają się jednak także gremia o wiele bardziej liczne.
Większość uczestników nieformalnego klubu OKL zajmuje się własną twórczością pisarską — niektórzy wyłącznie na własny użytek, inni publikują swoje prace w różnych wydawnictwach. Nie jest to jednak żaden warunek uczestnictwa w klubie — Wolni słuchacze są także mile u nas widziani — zaprasza Michalina. — Niekoniecznie trzeba pisać, żeby być w klubie. Jeśli ktoś ma ochotę po prostu spotkać się z nami i pogadać, to także zapraszamy go serdecznie. Nasz klub ma przede wszystkim pełnić rolę „środowiskowotwórczą“. Spotykamy się więc raz w tygodniu na półtorej godziny. Podczas spotkań ich uczestnicy przedstawiają własne, autorskie teksty i potem czekają na uwagi kolegów.
— Nieraz wywiązują się bardzo ciekawe dyskusje na tematy ogólnokulturowe, filozoficzne, przywołane przez dany tekst — opowiada Borkowski. Na niejednego uczestnika takiej dyskusji spłynęła też wtedy przysłowiowa „wena twórcza”. — Nawet osoby dotąd w ogóle niepiszące zaczynały taki nowy rozdział swojego życia, zainspirowane spotkaniem z kolegami - miłośnikami literatury — dodaje Piotr Wielkowski.
— Na spotkania klubowe przygotowuję jednak wyłącznie niezbyt długie utwory poetyckie — deklaruje Marta Antos — Nigdy nie mogłabym się bowiem zdecydować, który akurat fragment prozy miałabym wybrać do pokazania go kolegom. Nie mówiąc już o tym, że na pokazanie kawałka prozy potrzeba jednak sporo czasu, którego nie mamy aż tyle podczas naszych spotkań. A poezję można też najłatwiej, najszybciej „przerobić” w ogniu dyskusji.
Wojtek, doświadczony literat, zdecydowanie nie zgadza się jednak na rolę „mentora” w tym towarzystwie. — Sądzę, że ja także cały czas wciąż się uczę — deklaruje. — I jestem tu po to, żeby uczyć się od młodych ludzi. Inne zdanie ma na ten temat Michalina: — Bardzo dużo się od Wojtka uczymy. On jest kopalnią anegdot o różnych twórcach.
Rozmawiając z członkami OKL wspominam słynną scenę z „Mistrza i Małgorzaty”, w której dwaj towarzysze i słudzy Wolanda, mistrza czarnej magii, Behemot i Korowiow, próbują zamówić herbatę w klubie literatów. Nic z tego jednak nie wychodzi, ponieważ amatorzy herbaty nie mają legitymacji potwierdzających, że są literatami. Kelnerka jest także niewrażliwa na argumenty pt., że to nie legitymacja klubu tworzy z kogoś pisarza. — Niestety, w Olsztynie też znajdziesz osoby podchodzące w ten sposób do literatury. Dla których legitymacja, w której napisano, że jesteś literatem, jest bardzo ważna — mówi Wojtek ze śmiechem. — Swego czasu pałętałem się trochę po Polsce i takich klubów literackich, jak nasz, znajdziesz tam całkiem sporo. Nasz wyróżnia się jednak tym, że się od wielu lat systematycznie spotyka raz w tygodniu. Te inne, które napotkałem w moich podróżach, widują się raz w miesiącu, albo rzadziej. Na przykład raz na kwartał. I trudno im uwierzyć, że my tak tydzień w tydzień...
Nastoletnia Danusia jest częstą bywalczynią klubowych spotkań, zwłaszcza tych organizowanych online. — Kiedyś klub był w ogóle nastawiony szczególnie na młodych — wyjaśnia Michalina. — Prowadziliśmy pracę z uczniami liceów oraz ze studentami. Później ta formuła rozszerzyła się dość mocno i teraz już każdy, bez względu na wiek, jest tutaj mile widziany. Ale też co roku starają się docierać do różnych szkół ponadpodstawowych z myślą o zaproszeniu młodzieży do udziału w sesjach poświęconych literaturze. W tym wieku stawia się często pierwsze kroki w literaturze i myślę, że takie zajęcia mogą im się przydać — dodaje Michalina. Teraz, w czasie pandemii, jest ich trochę mniej, ale w latach poprzednich pojawiło się całkiem sporo młodych literatów.
Teraz nadchodzi czas pochwalenia się nowymi utworami. Kto jest już na to gotowy, wkleja na czat swoją ostatnią produkcję i czeka na uwagi kolegów. Rozmawiają o tym, że kiedy wiersz przychodzi do twórcy, to on go wtedy po prostu zapisuje, nie bacząc przecież na to, czy jest to utrzymane w takim, czy innym stylu. To krytycy muszą potem to dzieło „zaklasyfikować”, przypisując je do tego, czy innego nurtu w literaturze.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz