Kiedyś, gdy dziecko było nadmiernie ruchliwe, lubiło psocić i nieustannie sprawiało problemy wychowawcze mówiło się o nim, że jest po prostu niegrzeczne. Dziś w takim zachowaniu najczęściej dopatruje się popularnej ostatnio choroby zwanej ADHD, czyli zespołu nadpobudliwości psychoruchowej z zaburzeniem koncentracji uwagi. Jest to już niejako termin-wytrych używany zawsze wtedy, gdy rodzic czy nauczyciel nie potrafi poradzić sobie z dzieckiem. Żyjemy w czasach, gdy każde niepokojące zachowanie niesfornego malucha jest tłumaczone magicznym słówkiem ''ADHD”. Trzeba przyznać, że to niezwykle wygodne rozwiązanie – usprawiedliwia rodziców i zwalnia ich z męczącego obowiązku pilnowania, karania i dyscyplinowania dziecka. To niejako alibi, pozwalające postępować dziecku tak, jak chce.
Niemal 10% polskich maluchów ma postawioną diagnozę, jednak nie oznacza to, że każde żywe, ruchliwe i niesforne dziecko rzeczywiście cierpi na ADHD. Niestety często zaświadczenia wydawane są przez mało kompetentnych specjalistów, którzy nie zadają sobie trudu poznania rzeczywistej przyczyny zachowania pacjenta. Podobnie jest zresztą z opiniami w przypadku dysortografii czy dysleksji, które często są wydawane ''od ręki'' bez dokładnych badań.
Są jednak i tacy rodzice, którzy mają problem z dzieckiem naprawdę chorym na ADHD, jednak nie szukają pomocy w myśl ''nikt nie będzie robił z mojego dziecka idioty''. Tu warto pamiętać, że próba walki z prawdziwym problem to nie wstyd, a ADHD nie świadczy o niedorozwoju malucha. Dziecku z tym zespołem jest trudniej przystosować się do reguł życia społecznego, wytrwać w działaniu czy też skoncentrować się na konkretnej czynności, jednak konsekwentna postawa i właściwa terapia mogą zdziałać wiele.
Komentarze (24)
Dodaj swój komentarz