Data dodania: 2008-05-27 21:59
Nauczyciele nie wierzą, że strajki im pomogą
W 31 szkołach w Olsztynie lekcje się nie odbyły. Dlaczego jednak nie wszyscy pedagodzy przyłączyli się do ogólnopolskiego protestu? Nie chcą podwyżek, czy nie zależy im na utrzymaniu przywilejów?
Żeby strajk się odbył, nauczyciele musieli się na niego zgodzić. Dlatego związki zawodowe organizowały w szkołach referenda. "Za" musiało być co najmniej 50 proc. głosujących. Tomasz Branicki, prezes olsztyńskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego, wylicza: - W Olsztynie nie strajkowały tylko dwie podstawówki, trzy licea ogólnokształcące, cztery zespoły szkół [i wszystkie przedszkola]. W pozostałych szkołach, w tym we wszystkich gimnazjach, protest się odbył.
Taki strajk, to nie strajk
Strajku nie było w Szkole Podstawowej nr 7. Za protestem była tu mniej niż połowa pracowników. Marzena Żukowska, przewodnicząca szkolnego ZNP, tłumaczy: - Gdyby wszyscy nauczyciele zagłosowali za strajkiem, protest na pewno by się odbył. Ale przeważyły głosy pracowników administracji, którzy nie chcieli strajku, bo to, o co walczymy, ich nie dotyczy.
Normalne lekcje były również w Zespole Szkół Chemicznych i Ogólnokształcących. Dyrektor Marian Mariański widzi dwie główne przyczyny tego, że jego pracownicy nie poparli protestu. - Gdy nauczyciele strajkowali przez dwa tygodnie kilka lat temu, nie przyniosło to żadnych efektów. Dodatkowo stracili część wypłaty, bo za czas, gdy nie prowadzili lekcji, mieli potrącone pieniądze. Więc w efekcie przez wiele miesięcy musieli spłacać ten strajk. W dodatku mówili, że jednodniowy protest nic nie załatwi. Lekarze przecież strajkowali wiele miesięcy, by coś wywalczyć. Dlaczego jednodniowy strajk nauczycieli miałby być wystarczający?
Kto nie z nami, ten przeciwko nam
Do strajku nie przyłączyli się również pracownicy V LO. Jedna z nauczycielek, która w referendum sprzed kilku dni opowiedziała się za protestem, wciąż jest oburzona taką decyzją swoich kolegów. - Jak można nie walczyć o swoje prawa i godność? - pyta. - Jestem w stanie zrozumieć pedagogów z najkrótszym stażem pracy i najniższą pensją. Dla nich liczy się każda złotówka, bo za strajk potrącane są pieniądze z wynagrodzenia. Mam koleżankę, też nauczycielkę, która wychowuje dziecko i wiem, że to bardzo istotny argument. Ale pozostali, którzy byli przeciw strajkowi, lekceważą innych nauczycieli, zmuszają ich, żeby nie demonstrowali swojego niezadowolenia i nie zgłaszali żądań.
Inne argumenty przeciw protestowi mieli pracownicy przedszkoli - jak mówią związkowcy, żadne przedszkole w regionie ani placówka opiekuńczo-wychowawcza nie wzięły udziału w strajku. Tłumaczyli, że oni nie mogli zostawić najmniejszych dzieci bez opieki. Grażyna Browarska, dyrektor Przedszkola Miejskiego nr 4 w Olsztynie: - Solidaryzujemy się ze strajkującymi, ale jesteśmy instytucją usługową. Rodzice naszych podopiecznych pracują, a dziećmi musi się ktoś zająć. Inna sprawa, że nikt z naszych pracowników nie należy do żadnego związku zawodowego.
Tylko dzieci zadowolone
Nauczyciele, którzy strajkowali, musieli i tak przyjść do pracy, ale nie prowadzili lekcji. Związki zawodowe apelowały, żeby rodzice nie przysyłali tego dnia dzieci do szkoły. Jednak nie wszyscy mogli zająć się swoimi pociechami. Dyrektorzy musieli zapewnić im opiekę, najczęściej w świetlicach. Zajmowali się nimi pracownicy, którzy nie chcieli strajkować.
Wielu uczniów zostało jednak w domach. Stąd na podwórkach i w mieście widać było wczoraj znacznie więcej dzieci i młodzieży. Patrycja z SP w Dywitach: - Rodzice poszli do pracy, a ja postanowiłam pochodzić po sklepach. Nie przepadła mi żadna klasówka, ale przynajmniej nie muszę oddawać pracy na plastykę - cieszyła się.
Łukasz z SP 3 dodaje: - Lepiej spędzić czas ze znajomymi niż na nudnej świetlicy.
Zadowolone były też uczennice Gimnazjum nr 3, które spotkałam w mieście. - Nikt z naszych znajomych nie poszedł do szkoły - mówiły.
O co walczą?
Nauczyciele od kilku miesięcy domagają się zwiększenia nakładów na oświatę, ale przede wszystkim podwyżek płac - o 50 proc. do 2010 r., i utrzymania przywilejów emerytalnych. Właśnie nauczycielskie wczesne emerytury budzą najwięcej emocji. Nauczyciele mogą skończyć karierę - bez względu na wiek - po 30 latach pracy, w tym po 20 latach spędzonych "przy tablicy". A to pozwala odejść na emeryturę nawet w wieku 50 lat i dalej pracować na część etatu. Nauczyciele mieli stracić prawo do wczesnej emerytury już w 2007 r., ale PiS zgodził się przedłużyć ten przywilej o rok. Szczególnie organizacje prywatnych pracodawców zwracają uwagę, że to zbyt duży ciężar dla budżetu państwa i jego utrzymanie jest zbyt kosztowne.
Na zdjęciu
W Szkole Podstawowej nr 7 lekcje odbyły się normalnie. Renata Naworska miała ze swoimi uczniami z klasy pierwszej zajęcia jak w każdy inny dzień. Na zdjęciu lekcja wychowania fizycznego
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz