Data dodania: 2006-05-20 00:00
Podejrzani z Domatora
Kolejna po Pojezierzu spółdzielcza afera w Olsztynie. Prokuratorski zarzut narażenia spółdzielni na straty 7,3 mln zł mają Leszek S. i Marek S., byli już prezesi spółdzielni mieszkaniowej Domator.
Olsztyńska Prokuratura Okręgowa przedstawiła Leszkowi S. i Markowi S. zarzut w czwartek wieczorem. Śledztwo toczyło się od sierpnia 2005 roku, po tym jak nieprawidłowości w Domatorze zgłosili mieszkańcy i Stowarzyszenie Obrony Spółdzielców. - Kiedy je zaczynaliśmy, wszystko wskazywało, że sprawa będzie do umorzenia. Podczas śledztwa zaczęły się jednak pojawiać nowe wątki. Porażające w tej sprawie jest to, że tyle osób dało się nabrać tym dwóm panom - mówi Zbigniew Czerwiński, prokurator prowadzący sprawę.
W wyjaśnianiu afery śledczym pomagała biegła, której opinia przyczyniła się do oskarżenia Zenona P., byłego prezesa spółdzielni Pojezierze. W ubiegłym tygodniu do prokuratury trafiła jej ekspertyza dotycząca tego, co działo się w Domatorze - pracowała nad nią pół roku.
"Gazeta" dotarła do tego dokumentu. Czytamy w nim, że osiedle przy ul. Pstrowskiego 14 według projektu miało być wykonane z najwyższej klasy materiałów. Oprócz pięciu bloków miały się na nim znaleźć też dwa podziemne garaże. Ostatecznie wybudowano tylko jeden, przy drugim prace przerwano, a wjazd zasypano.
Według biegłej na wykonanie takiej inwestycji zarząd nie rozpisał żadnego przetargu, nie zrobił też kosztorysu, ile miałaby kosztować. Prace zlecił jednej z olsztyńskich firm budowlanych, bez sprawdzenia, czy proponowana przez nią stawka 1819 zł za metr kwadratowy była rzeczywiście najlepsza i najkorzystniejsza. - Świadczy to o dużym zaufaniu SM Domator do wykonawcy i niepoważnym traktowaniu członków spółdzielni - czytamy w opinii.
A śledztwo wykazało, że w firmie wybranej przez zarząd pracował sekretarz ówczesnej rady nadzorczej spółdzielni (pozytywnie zaopiniowała wybór firmy).
Według umowy Domatora z firmą budowlaną, bloki przy ul. Pstrowskiego miały być z bloczków ytongowych, a zastąpił je tańszy gazobeton. Z kolei stropy zamiast grubości 18 cm mają 16 cm, a rynny oraz obróbki blacharskie wykonano z tańszych i gorszych materiałów. Na dachach zamiast planowanej dachówki położono papę. Taka zamiana materiałów była możliwa, bo zgodzili się na nią Leszek S. i Marek S.
- A spółdzielnia płaciła firmie tak jak za materiały i ustalenia, które były w projekcie budowlanym - mówi prokurator Czerwiński.
- Przez niewłaściwy nadzór inwestorski zarząd tylko na tym doprowadził do straty 5,8 mln zł - dodaje Mieczysław Orzechowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.
Mimo że koszt budowy bloków miał wynieść 1819 zł za metr kwadratowy, to z przyszłymi lokatorami spółdzielnia podpisywała umowy, w których zapisywano, że mieszkania będą ich kosztować jedynie 1750 zł za mkw. Skąd ta różnica? Według biegłej było to celowe działanie zarządu Domatora, który atrakcyjnymi cenami chciał przyciągnąć nabywców, by później żądać od nich dopłat.
A ludzie, by mieć mieszkania, płacili dużo więcej. - Ponieważ inwestycja nie jest zakończona, to cena ta [budowy mieszkań - red.] powinna jeszcze wzrosnąć - pisze w opinii biegła.
Wobec Leszka S. i Marka S. prokuratura zastosowała poręczenie majątkowe po 20 tys. zł. - Nie było obawy, że będą mataczyć, dlatego nie decydowaliśmy się na zastosowanie bardziej drastycznych środków zapobiegawczych - mówi Czerwiński.
Leszek S., były już prezes Domatora o zarzutach: - To dla mnie żenujące i przykre, te miliony, które zostały tam przedstawione wynikają tylko z opinii biegłej. Kto na tej inwestycji stracił? Ludzie mogą teraz sprzedać te mieszkania po 3 tys. zł za metr. Spokojnie czekam do zakończenia śledztwa.
Wczoraj w spółdzielni nie było już nikogo ze starych pracowników. Kiedy tam poszedłem przywitał mnie wynajęty przez nową radę nadzorczą i nowego prezesa ochroniarz. Za to do spółdzielni dzwonili przez cały dzień zdenerwowani mieszkańcy, którzy o zarzutach dowiedzieli się z radia i telewizji. - Ludzie pytają, co będzie ze spółdzielnią. Uspokajamy ich, że nic nam nie grozi. Ale jak tu się człowiek nie ma martwić, kiedy dowiaduje się o takich stratach - mówi Teresa Rokicka-Morabet, przewodnicząca rady nadzorczej. To ona od sierpnia ubiegłego roku uparcie przekonywała ludzi na każdym spotkaniu, że w Domatorze źle się dzieje. - A ci panowie mówili, że to moja prywatna wojna.
Kontrowersyjna pożyczka
Leszek S. i Marek S. kierowali Domatorem - liczy 458 członków - od 1996 roku. Zrobiło się o nim głośno rok temu, kiedy ujawniliśmy szczegóły umowy pożyczki 2,9 mln zł, którą zarząd zawarł w 2004 roku z Anną P., znajomą Leszka S. z Wiednia. Zastawem w transakcji był fotel prezesa - jeśli zostanie odwołany, kobieta może żądać zwrotu pożyczki. Prokuratura musi jeszcze wyjaśnić kwestię tej pożyczki. Śledczym udało się już udokumentować, że była zawyżona o 1,2 mln zł. - Była dla spółdzielni bardzo niekorzystna. Dalsze kroki w tej sprawie uzależniamy od opinii prawnej, jaką mamy otrzymać z Austrii - mówi Czerwiński.
Komentarze (1)
Dodaj swój komentarz