W minioną środę poseł PiS, Jerzy Małecki pojawił się przed olsztyńskim ratuszem, by jak twierdzi, wesprzeć radnych PiS-u w pozyskaniu informacji na temat funkcjonowania urzędu miasta. Radni domagali się od prezydenta odpowiedzi na pytania o zarobki prezydenta, zastępcy, sekretarza i skarbnika miasta oraz wysokość nagród dla urzędników.
Delegacja PiS-u weszła do ratusza domagając się spotkania z prezydentem. To jednak nie mogło się odbyć. Powód? Prezydent Piotr Grzymowicz jest na urlopie.
- Żadnych informacji nie uzyskaliśmy, bo nie było Prezydenta. Czekamy na odpowiedzi pisemne – skomentował krótko poseł Małecki.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wybór posła PiS-u do tej wizyty nie był przypadkowy i miał skutecznie odciągnąć uwagę opinii publicznej od innego tematu. Przypomnijmy, że syn posła Małeckiego może mieć poważne problemy, po tym jak spowodował kolizję i uciekł z miejsca zdarzenia. Więcej pisaliśmy tutaj->
Wizytę posła obszernie skomentował prezydent Olsztyna, Piotr Grzymowicz.
- Starsi zapewne to pamiętają, młodsi już pewnie tego zjawiska nie znają, ale w historii komunikowania się władzy centralnej z tzw. dołami to, co dziś zdarzyło się w naszym ratuszu nazywano „niespodziewaną wizytą gospodarską”. Najpierw do zakładu pracy wjeżdżały kamery, a potem, w asyście najbliższych współpracowników, I sekretarz partii, z pytaniami typu: dlaczego jest tak źle, skoro miało być tak dobrze? Wszystko w błyskach fleszy i z natychmiastowym przekazem telewizji. Wydawać by się mogło, że to już przeszłość, ale nie od dziś widać, że „stare wraca” – czego dowodem dzisiejsza wizyta w ratuszu posła na Sejm RP Jerzego Małeckiego. Towarzyszyli mu olsztyńscy radni z PiS oraz „jedynie słuszna” obstawa dziennikarska. Przecież nie od dziś wiadomo, że poseł do prezydenta miasta bez asysty dziennikarzy nie ma po co chodzić! Zwłaszcza, gdy poseł jest z PiS, a prezydent z „nie PiS”, zaś arogancja samorządowców jest powszechnie znana! Przepraszam wszystkich Bogu ducha winnych parlamentarzystów za mój sarkastyczny ton, ale takie „niespodziewane wizyty” to naprawdę idiotyzm nie z tej epoki. Przy tym pana posła spotkał zawód, bo przebywam na urlopie i na nasze wspólne zdjęcie w rządowo-partyjnych mediach musi jednak poczekać. Najwyraźniej koledzy radni tego nie sprawdzili. A mogło być tak pięknie… Najbardziej kuriozalny wydaje się przy tym powód wizyty. Pan poseł pod moją nieobecność zostawił pisma, w których, korzystając z ustawy o wykonywaniu mandatu posła, domaga się ode mnie… podania listy członków rad nadzorczych i zarządów spółek komunalnych. Innymi słowy, chce wydrzeć mi słodką „tajemnicę”, którą średnio wykształcony asystent posła mógłby znaleźć w Internecie, na stronach każdej ze spółek! - poinformował prezydent.
Komentarze (5)
Dodaj swój komentarz