Od kilkunastu dni trwają negocjacje przedstawicieli rządu i nauczycielskich związków zawodowych. Stawką jest odwołanie (bądź nie) strajku, jaki ma się rozpocząć w szkołach, tuż przed terminem egzaminów gimnazjalnych i kończących ósmą klasę szkoły podstawowej.
Dziś o swoich postulatach przypomnieli także pracownicy administracji rządowej. W stolicy Warmii i Mazur blisko setka osób wyszła po godzinie 15 przed Urząd Wojewódzki, aby zaprotestować niskim wynagrodzeniom.
Zdaniem zgromadzonych, z roku na roku na pracowników administracji nakłada się coraz więcej obowiązków, a podwyżek nie ma.
- Chcemy się przypomnieć rządowi, że to, co się ostatnio działo: różne grupy społeczne protestowały i zyskały w większości to, co chciały w swoich postulatach - mówił portalowi Olsztyn.com.pl Józef Dziki, przewodniczący Zarządu Regionu Warmińsko-Mazurskiego NSZZ "Solidarność" w Olsztynie. - Niestety, druga część sfery publicznej została jakby pominięta, mimo, że obiecał premier, że będą podwyżki w takim procencie, w jakim ustaliliśmy to z szefami regionów. Wielu pracowników w urzędach zarabia naprawdę mało, odchodzą. To są przecież ważni pracownicy administracji publicznej.
I dodał: - Jeśli daje się jednej grupie, a drugą pomija, to przepraszam bardzo... Jak ktoś dostaje 40 zł brutto, a ktoś inny otrzymuje 650 zł brutto to ludzi to drażni - mówił Dziki.
10 kwietnia w Warszawie zbiera się po raz kolejny sztab protestacyjny, który podsumuje sytuację i zadecyduje co dalej. W proteście, prócz pracowników administracji publicznej, obecni byli przedstawiciele m.in. NSZZ "Solidarność", przedstawiciele oświaty, czy też Domów Pomocy Społecznej.
Komentarze (11)
Dodaj swój komentarz