Biznes, który Pan od podstaw stworzył to jeden z największych tego typu w Polsce. Zajmuje się Pan dystrybucją obuwia i odzieży sportowej. Zbudował Pan marki, które są bardzo rozpoznawane w całej Polsce.
- Prowadzimy biznes bardzo specjalistyczny. Jeśli popatrzymy na to, co sprzedajemy, to oferujemy produkty dla najbardziej wymagających. Dla takich, którzy wymagają produktu specjalnego przeznaczenia, często bardzo zaawansowanego technologicznie i niekoniecznie uniwersalnego, więc to jest dość specyficzna część branży i tu jesteśmy na pewno liderem rynku w Polsce i liczymy się w Europie Środkowo-Wschodniej. Dzięki temu, że sprzedajemy towary na najwyższym poziomie, zarówno w bieganiu, jak i w koszykówce i unikalnym lifestyle’u jesteśmy bardzo, lubiani przez znanych sportowców, celebrytów i osoby stawiające przed sobą najwyższe cele oraz takie, które szukają własnego stylu i pewnej odmienności od najbardziej popularnych trendów. Internetowo towar sprzedajemy wszędzie, ale sklepy stacjonarne prowadzimy dziś tylko w największych miastach w Polsce, w Warszawie mamy ich 4. Przez lata walczyliśmy i o Olsztyn, jednak kilka lat temu, po 25 latach naszej bytności na Starym Mieście wywiesiliśmy białą flagę, dochodząc do wniosku, że 2 tys m. kw powierzchni handlowej w centrum Starego Miasta nie może być finansowane ze sprzedaży internetowej. Przysłowiowym gwoździem do trumny były statystyki pokazujące, że z tych sklepów więcej dla olsztynian sprzedajemy internetowo i wysyłkowo niż stacjonarnie.
Ostatnio, dużo mówi się o ucieczce z biznesu z Olsztyna, wy jako firma jesteście obecni w wielu miejscach Polski, produkty sprzedajecie po świecie, jednak centrala była i jest w Olsztynie?
- Tak, jesteśmy w Olsztynie, bo wiele osób z którymi do dziś pracuję są ze mną od ponad 30 lat w biznesie. Znamy się, rozumiemy i szanujemy, lubimy ze sobą pracować, a to jest bardzo ważne. Gdy do handlu mocno weszła sprzedaż internetowej świat bardzo się zmienił, a gdy doszedł COVID zmieniło się też zarządzanie firmą i ludźmi oraz kontakty biznesowe. Dziś dużo łatwiej jest wykorzystać potencjał rynku i możliwość zarządzania ludźmi na odległość. Łatwiej jest też w kontaktach biznesowych, bo nie zawsze trzeba latać na ważne rozmowy do Niemiec, czy Holandii, dziś wiele z nich można załatwić siedząc przy komputerze.
Podkreśla Pan długą walkę o starówkę, ale o nią walczyliście nie tylko z poziomu przedsiębiorcy, ale przede wszystkim ze społecznego poziomu. Przez wiele lat był Pan w zarządzie stowarzyszenia Starówka Razem. Pan też go od początku wspierał i finansował. Przez lata aktywnie działaliście na rzecz ożywienia starówki.
- Rzeczywiście, zawsze starałem się pomagać i tych działań było sporo. Przedsiębiorcy ze Starego Miasta pod koniec lat 90-tych byli bardzo mocną grupą i chętnie wspierali wszystkie pozytywne zmiany jakie na Starym Mieście co roku zachodziły. Centrum miasta stało się czyściejsze, bezpieczniejsze, lepiej oświetlone, na ulicach pojawiło się więcej osób. Przedsiębiorcy chętnie włączali się w organizowane przez miasto eventy typu jarmarki, czy wydarzenia kulturalne, a czasem nawet sami je organizowali. Scena Staromiejska, którą właśnie rozebrano, nigdy by nie powstała gdyby nie finansowanie i zaangażowanie przedsiębiorców. Przez długi czas mieliśmy nadzieję, że to, co za inicjujemy pociągnie za sobą innych i przyczyni się do tego, że starówka z roku na rok będzie bardziej atrakcyjne, stanie się prawdziwym sercem Olsztyna. Wierzyliśmy, że w grupie siła i że tylko razem robi się rzeczy fajne, a to co fajne z czasem przyciągnie za sobą innych. Niestety z doświadczenia wiem, że zwłaszcza ostatnich kilkunastu latach w Olsztynie różnie z tym bywało, nie zawsze chęć działania i inicjatywy społeczne trafiały na podatny grunt po stronie miejskich urzędników. Ludzi łatwo zniechęci się do własnej aktywności, gdy postawi się przed nimi ścianę. Oczywiście, będąc sprawiedliwym należy dodać, że jest wiele osób w Ratuszu i miejskich instytucjach, które takie działania zawsze wspierały i pomagały w miarę swoich możliwości.
Jak Pana zdaniem powinna wyglądać współpraca ze starówką?
- Od początku mówimy, że potrzebny jest „menadżer Śródmieścia”. Tak to chyba można nazwać. Z resztą takie zapisy przez lata były w umowach koalicyjnych i taka funkcja docelowo miała powstać wiele lat temu. W stowarzyszeniu Starówka Razem wyobrażaliśmy sobie to tak, że funkcji tej, nie będzie pełnił ani żaden przedsiębiorca ze starówki, ani mieszkaniec, nie będzie nim też pracownik Ratusza z dodatkowym zadaniem dołączonym do podstawowego etatu. Musi to być osoba niezależna i sprawiedliwa, która będzie w stanie zrozumieć wszystkie strony i wypracować rozwiązanie, które będzie akceptowalne dla wszystkich. Niezwykle ważna jest długoterminowa strategia i konsekwencja w jej realizacji. Czas pokazał, że pomysły zbierania w formie kryzysowej doraźnych grup, czy komisji nigdy nie doprowadził do niczego dobrego.
Jak teraz patrzy Pan na starówkę?
- Niestety, po ostatnich latach starówka nie jest w najlepszej formie i to wszyscy widzimy. Pamiętam jak jeszcze lata temu wychodziły różnego rodzaju pomysły związane z kulturą, ze światem artystycznym, z konkretnymi markami. Wtedy na takie pomysły przedsiębiorcy od razu ochoczo odpowiadali: ekstra! Wchodzimy w to, robimy! Był kapitał, było finansowanie. Ludzie do tego sami się rwali i dokładali finansowo. Miasto dużo robiło i rzeczywiście dużo dawało od siebie, ale też przychodziło z dużymi oczekiwaniami wobec przedsiębiorców i te oczekiwania były realizowane. Teraz myślę, że jest o tyle trudniej, że biznes na starówce zrobił się na tyle mało dochodowy, że strasznie trudno jest namówić przedsiębiorców do szerokiego inwestowania we wspólne akcje. Co nie znaczy, że nie należy tego robić. Oczywiście, należy.
Czego potrzeba teraz starówce, żeby wróciła na ścieżkę rozwoju, a docelowo wróciła do czasów swojej świetności?
- Patrząc na to jak dziś zmieniły się starówki w innych dużych miastach, to niestety obiektywnie trzeba przyznać, że nie powinniśmy rozmawiać o powrocie do świetności tylko o nadgonieniu zaległości. Warto wrócić do korzeni, bo początkiem drogi jest rewitalizacja kamieniczek i całego ich otoczenia, ze szczególnym uwzględnieniem najważniejszych zabytków. Jak można pomóc mieszkańcom, właścicielom, żeby je przywrócić do takiego stanu? Od tego właśnie powinna być taka osoba jak wspomniany wcześniej menadżer. Jej zadaniem byłoby pokazywać możliwości współfinansowania pomysłów, szukania funduszy. Są miasta, gdzie wszystkie kamieniczki na Starym Mieście dawno zostały odnowione. I to w sposób bardzo pełny, bardzo cykliczny, jak np. w Gdańsku. Tam teraz nad Motławą właśnie jest remontowany cały ciąg kamieniczek. Inwestycja wygląda tak, jakby całość prowadził jeden inwestor, a nie męczyli się z nią pojedynczy mieszkańcy i właściciele. W kolejnym kroku trzeba zadbać o oświetlenie. Wielokrotnie były podejmowane te tematy związane z "master planem", niestety bez efektu. Na pewno trzeba zadbać o czystość i bezpieczeństwo, to tematy dość oczywiste i nie wymagające szerszego komentarza, choć wiemy, że w ostatnich latach różnie z tym bywało, zwłaszcza po piątkowych i sobotnich wieczorach. Miasto musi być regularnie sprzątane w weekendy też. Patrząc czasem, na to co się dzieje nocą w Krakowie, jak wygląda Kraków rano, gdy pierwsze osoby wychodzą na ulice widać, że są miasta które bez problemu sobie radzą z tego typu problemem. Wiem, że olsztyńska starówka będzie tętnić życiem, jak jej wygląd zacznie zmieniać się na lepsze ,jak wróci na nią kultura i duże fajne imprezy.
Starówka to część śródmieścia, czyli to co się dzieje w całej dzielnicy, też wpływa na tych jej sytuację.
- Oczywiście, bez odpowiedniego pomysłu na przyjazną organizację komunikacji, bez parkingów z prawdziwego zdarzenia, starówka nigdy nie odżyje. Pamiętam czasy kiedy pierwszy raz pojawił się w Olsztynie pomysł na strefę płatnego parkowania i w zasadzie już wtedy padły pierwsze obietnice, że duża część z opłat zbieranych od kierowców zostanie przeznaczona na stworzenie nowoczesnych miejsc parkingowych. Miały powstać miejsca, gdzie w normalnych warunkach będzie można przyjechać, zostawić samochód i nie bać się, że ktoś będzie chciał nachalnie „pilnować” lub „myć” auto. Niestety, nasze parkingi cały czas są na poziomie klepiska, najbardziej widać to gdy spadnie deszcz. Takie rzeczy nie przystają do centrum dużego miasta wojewódzkiego.
Pana zdaniem starówka powinna wyjść poza swój obszar? Czy na przykład ul. Stara Warszawska, Grunwaldzka to jest kierunek ekspansji, czy powinniśmy się zamknąć mimo wszystko ze Starym Miastem w tym obszarze, który jest?
- Dobrze powiedziane, Stare Miasto, czyli obszar o który Pan pyta, oczywiście powinien nawiązywać wyglądem i estetyką i ciągłością komunikacji do Starego Miasta. To genialne miejsce do zamieszkania dla tych, którzy potrafią docenić bliskość starówki i wszystkiego, co jest w centrum zlokalizowane. Ten rejon też powinien błyszczeć, być wizytówką miasta.
Skończono inwestycję tramwajową, jak Pana zdaniem wpłynie to na poprawę warunków na Starym Mieście?
- Skończono? Chyba raczej zaczęto, choć jestem przekonany, że wszyscy cieszymy się z zakończenia długoletnich wykopków wokół Starego Miasta. Najpierw Pieniężnego potem ulice przy Wysokiej Bramie dość skutecznie odstraszały mieszkańców i przyjezdnych od odwiedzania tego rejonu. Nareszcie mamy to za sobą. Jeśli zaś chodzi o komunikacje zbiorową, to moim zdaniem, cały czas jesteśmy jeszcze na początku drogi. Będzie ona dobrze działała dopiero wtedy, gdy linie będą rozbudowane do wszystkich ważnych rejonów miasta, a tramwaje będą jeździły co chwilę, a to wszystko jeszcze przed nami. Opowieści obecnie rządzących, że inwestycje zostały zakończone i teraz czas na kulturę na Starym Mieście traktuję więc z dużym przymrużeniem oka, tym bardziej, że w czasie poprzedniej kampanii wyborczej padały podobne obietnice i wiemy co z tego wyszło.
Skoro mówimy o inwestycjach i jesteśmy w centrum, to trudno nie zapytać o słynną dziurę pod Wysoka Bramą. To już pewnego rodzaju symbol, który wielu śmieszył, ale mijają kolejne lata i już nie jest tak wesoło…
- Tak, Wielka Dziura to dziś mem i symbol nieudolności urzędniczej, taki symbol ustępującej władzy. Przez kilka kadencji i kilkanaście lat obserwowaliśmy taniec chocholi i robienie NIC. Powstawały zespoły, komisje, projekty, zaprzyjaźnieni dziennikarze roztaczali świetlaną przyszłość tego, co już za moment będzie robione i jak ucieszą się z tego mieszkańcy, ale nic się nie zmieniało. I jak straszyła, tak straszy do dziś. Wiele osób często pyta, co to właściwie jest, dlaczego nic z tym nie robicie? Opowieści, o symbolu braku decyzyjności, NIC robienia, dla jednych są śmieszne a dla drugich straszne. Uważam jednak, że poprzednia władza świadomie uwielbiała robić NIC, bo NIC było fajne, bo mało kosztowało i nikomu nie deptało po odciskach, więc nikomu się nie można było narazić, do tego NIC-a trudno było krytykować za coś, bo COŚ nie było. To obszar, który koniecznie i szybko musi się zmienić.
Dużo mówi się o tym, że mieszkańcy Olsztyna mają złe doświadczenia z remontami i inwestycjami w mieście.
- To co widzieliśmy i doświadczyliśmy zarówno wcześniej, kiedy remontowana była ul. Pieniężnego, jak i później, gdy zmagaliśmy się z tramwajowym bałaganem na Jedności Słowiańskiej wiele kosztowało przedsiębiorców ze Starego Miasta. Obie inwestycje można było robić dużo szybciej dbając o lepszą komunikację i estetykę samych prac. Przez kilka sezonów straszyliśmy turystów ciągłą budową, co nie robiło nam najlepszej reklamy. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że osoby decyzyjne, które niemal każdego dnia przechodziły idąc do pracy obok tego permanentnego bałaganu na placu budowy, jakby nie widziały problemu. Czasem niewiele trzeba zmienić, aby plac budowy wyglądał schludnie nawet przy dużo większych inwestycjach.
Z jednej strony mówimy o Pana biznesie, z drugiej o aktywności społecznej i pewnej wizji miasta. To teraz porozmawiajmy o tym, jak połączyć oba te aspekty?
- Dlaczego my zawsze byliśmy taką trochę specyficzną firmą? Bo angażowaliśmy się w wiele rzeczy takich niestandardowych, ale fajnych. Ci, którzy nas znają z lat dziewięćdziesiątych pamiętają turnieje Adidas Streetball, Reebok Black Top czy Nike Street Heroes, duże imprezy koszykarskie czasem robione przez nas, a czasem przy współudziale naszych dostawców. Później różnego rodzaju campy np. z Marcinem Gortatem czy innymi znanymi sportowcami. Takie rzeczy zawsze chcieliśmy robić i gdy pojawił się temat „Olsztyn Aktywnie” w formie przemyślanej zarówno przez urzędników, i społeczników to oczywiście, chętnie do tego dołączyliśmy swoją cegiełkę związana z bieganiem i partnerstwem technicznym. Dalej uważam, że to jest jeden z bardzo wartościowych projektów, idealnie wpisujący się w strategię promocji miasta. Co ważne, w założeniach podstawowych miał on niewiele kosztować i spełniać wiele zadań. Pierwotnie zakładaliśmy, że większość aktywność miało zaczynać lub kończyć się na Starym Mieście, ale pokazywać okolicę: zielone tereny, pójść nad Łynę, z przewodnikiem do zamku, spłynąć kajakiem i do dopłynąć choćby do Wadąga. Z czasem, gdy powstawał projekt Plaży Miejskiej nad jez. Krzywym wiele aktywności było powiązanych i z tym miejscem. „Olsztyn Aktywnie” miał promować to co Olsztyn ma najlepsze: jest gdzie chodzić, jest co oglądać, jest co zwiedzać, zwłaszcza teraz na wiosnę. Miał pokazywać najciekawsze miejsca i równocześnie aktywizować mieszkańców z nadzieją, że to co widzieli to przekażą innym. Oczywiście, miał być też magnesem dla turystów, bo takie zielone i niebieskie miasto, z trasami pieszymi, rowerowymi i biegowymi, z rzeką dla kajakarzy i zabytkami dla miłośników zabytków i historii, do tego po aktywnym dniu zawsze można było skorzystać z atrakcji lokalnej gastronomii.
W takim razie co poszło nie tak, bo „Olsztyn Aktywnie” przestał funkcjonować?
- Strasznie żałuję, że ten projekt poszedł w dość dziwną drogę. Miasto miało być spoiwem marketingowym i organizacyjnym oraz dać działać pasjonatom w swoich dziadzinach. Promować to, na czym nam najbardziej zależy i wyróżnia od innych, ale też pokazywać wszystko to, co wokół aktywności fizycznej w mieście i najbliższej okolicy się dzieje. Włączenie w program i objęcie wsparciem finansowym wielu dyscyplin, powszechnych w innych miastach było rozmydleniem idei zielonego Olsztyna. Sądzę, że największy problem ten projekt miał właśnie z marketingiem, a dokładnie z uporządkowaniem i promowaniem komunikacji kierowanej do mieszkańców. To zresztą niestety, jest problem, który od lat meczy nasze miasto .Upadły super imprezy w siatkówce plażowej typu Grand Slam czy World Tour, do których mamy wspaniałą infrastrukturę, a o najważniejszej corocznej imprezie sportowej w ostatnich latach w mieście, czyli Elemental Triathlon Series zwykle dowiadujemy się dopiero wtedy, gdy widzimy zamknięte ulice przy Plaży Miejskiej. Marketing i komunikacja z mieszkańcami to jedne z pierwszych rzeczy do poprawy w naszym mieście.
Na zakończenie pomówmy o marzeniach. Jaki jest Olsztyn Pana marzeń, ale takich marzeń na wyciągnięcie ręki, takich realnych?
- Cały czas jest piękny. Te wszystkie rzeczy, które mamy wokół Olsztyna to jest coś czego zazdroszczą nam ci, którzy nas choć raz odwiedzili. Jestem bardzo dumny, gdy swoich gości mogę zaciągnąć do lasu, nad jezioro, pokazać szlaki, w ciągu kilku godzin zaprowadzić nad kilkanaście jezior. To jest coś co mamy i czego nikt nam nie zabierze. Nie ma drugiego takiego miasta wojewódzkiego w takim otoczeniu. Na pewno jako miasto musimy wykorzystać centrum. Ten potencjał, którym jest połączenie aglomeracji z częścią zieloną to nasza absolutna przewaga konkurencyjna, atrakcyjna zarówno dla turystów, jak i mieszkańców. Olsztyn może nie jest łatwy do robienia biznesów, ale jest fantastyczny do mieszkania. To szansa dla tych, którzy mogą pozwolić sobie na pracę zdalną. Olsztyn to moje miejsce na ziemi, do którego zawsze chętnie wracam, miejsce docelowe i jestem bardzo szczęśliwy, że mieszkam tu gdzie mieszkam. Będę jednak jeszcze szczęśliwszy, jeśli te rzeczy, które można zrobić wokół miasta, wokół centrum, wokół starówki wreszcie uda się zrobić w takiej formie, na jaką te miejsca zasługują.
Komentarze (14)
Dodaj swój komentarz