Data dodania: 2005-04-18 00:00
Ostatnia aktualizacja 2014-07-15 13:06
Rozpoczął się proces o podstępną aborcję
Może postawiłem złą diagnozę, może ciąża nie była obumarła... - oświadczył w poniedziałek ginekolog oskarżony o przeprowadzenie zabiegu aborcji bez zgody ciężarnej kobiety.
Do procesu doszło dzięki Anicie Ł., drobnej, dwudziestokilkuletniej kobiecie, która rok temu odważyła się powiedzieć policji, że podstępem usunięto jej ciążę. Wczoraj w Elblągu zaczął się proces pięciu osób oskarżonych o zorganizowanie i przeprowadzenie zabiegu.
Opowieść Anity Ł.
(siedzi na sądowym korytarzu, mówi drżącym głosem, trzęsie się ze zdenerwowania, bo "nie śpi od kilku nocy"):
- Od siedmiu lat sama wychowuję syna. Nauczyło mnie to odpowiedzialności: zawsze pracuję, uczę się, doszkalam. Daję sobie radę. Gdy latem 2003 roku poznałam Tomasza, wierzyłam, że będzie opiekunem mojego dziecka i dobrym człowiekiem dla mnie. Wierzyłam, że wreszcie ułożę sobie spokojne, normalne życie.
O tym, że zaszłam z nim w ciążę, przekonałam się w marcu 2004 roku. Nie żądałam ani ślubu, ani specjalnej opieki, bo bycie na siłę nie ma sensu. Ucieszyłam się, gdy zaproponował mi wspólne mieszkanie. Ufałam Tomaszowi, poszłam do lekarza, którego mi polecił... Na badaniu USG słyszałam bicie serca...
Gdy zorientowałam się, że jego zaufany lekarz usunął mi ciążę, zobaczyłam inną, przerażającą twarz Tomasza. Groził, że jak to ujawnię, będę miała kłopoty. Zgłosiłam to policji.
Wiedziałam, że Tomasz na sprawie sądowej będzie mnie oczerniał, ale nie sądziłam, że posunie się tak daleko, by robić ze mnie szantażystkę i złodziejkę.
Nikt z oskarżonych nie zniechęci mnie do uczestnictwa w procesie. Nie domagam się żadnych pieniędzy, nie chcę odszkodowania, walczę o prawdę i o to, by już nigdy więcej żadnej kobiety nie skrzywdzono tak, jak mnie.
Wyjaśnienia Tomasza K.
(jest zdenerwowany, pytania sędzi zbijają go z tropu, mówi niepewnie):
- Pani Anita to wszystko wymyśliła, by wyciągnąć ode mnie pieniądze. Ja jej tylko pomagałem. Najpierw zawiozłem ją do Wiktora G., mojego kolegi z licealnych czasów, który jest lekarzem. On nas skontaktował z zaufanym ginekologiem z przychodni, w której pracuje. Ginekolog przeprowadził zabieg, bo powiedział, że ciąża jest obumarła. Zapłaciłem lekarzowi, bo pani Anita nie miała pieniędzy...
Jako pracodawca nie ufałem jej, była nieuczciwa, do tej pory jest mi winna 16 tys. zł. Podejrzewam, że jej znajomi stoją za włamaniem do mojego domu. Nie zgłosiłem tego policji...
W nasz związek nie zaangażowałem się emocjonalnie.
Oświadczenie Jerzego D., ginekologa
(mówi pewnie):
- Wcześniej mówiłem, że ciąża Anity Ł. była obumarła. Dziś, po zapoznaniu się z aktami sprawy, nie wykluczam, że się pomyliłem. Może nie była to martwa ciąża. Chcę jednak podkreślić, że Anita Ł. i Tomasz K. przyszli do mnie z zamiarem usunięcia ciąży. Zdecydowałem się na zabieg zgodnie z wolą poszkodowanej, więc nie była to podstępna aborcja. To, że rozpoznałem obumarłą ciążę, utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie popełniam przestępstwa. Jeżeli się faktycznie pomyliłem, to bardzo tego żałuję.
Położnej Wiesławie P., która mi asystowała, nie powiedziałem, w jakim zabiegu uczestniczy. Anestezjologowi Mariuszowi H. powiedziałem, że będziemy usuwać obumarłą ciążę.
W czwartek kolejna rozprawa. Będą zeznawać m.in. biegli - na ich opiniach opiera się akt oskarżenia. Za zamkniętymi drzwiami sąd przesłucha Anitę Ł. Wczoraj o to samo prosili oskarżeni mówiąc, że "za wyłączeniem jawności przemawia ich interes prywatny". - To nie wasze prywatne interesy są w tej sprawie najważniejsze, a dobro poszkodowanej Anity Ł. - powiedziała sędzia i w obecności dziennikarzy zaczęła przesłuchiwać oskarżonych. Całej piątce grozi do 8 lat więzienia.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz