Data dodania: 2004-09-23 00:00
Spór o mazurski majątek
Marianna Olender od 26 lat mieszka w domu, który opuściła emigrująca do Niemiec sąsiadka. - Mieszkaj tu jak u siebie, niech ci się wiedzie - błogosławiła ją przed wyjazdem Mazurka. Teraz, gdy Marianna Olender próbuje przejąć dom na własność, dzieci dawnej sąsiadki mówią: - To nasze!
Państwo Olendrowie ze Zdor koło Pisza już od połowy lat 70. uprawiali ziemię sąsiadów. - Pani Adeli brakowało sił. A plonami z jej pola się dzieliliśmy i wszyscy byli zadowoleni - wspomina Marianna Olender.
W 1978 roku pani Adela, Mazurka, zdecydowała się na emigrację. W Niemczech mieszkali jej wszyscy krewni i dorosłe dzieci. Maleńki, piętrowy mazurski domek i 11 hektarów pola "dostali" Olendrowie. - Poszliśmy do sołtysa. Przy świadkach spisaliśmy umowę, że pani Adela daje nam gospodarstwo w trwałe użytkowanie. Obiecała, że nikt nas nigdy z tego domu nie wyrzuci, więc nawet książeczki mieszkaniowe zlikwidowałam - mówi pani Marianna.
Olendrowie zajmowali się domem i ziemią jak swoimi. Dzięki plonom z 11 hektarów utrzymywało się 10 osób: rodzice i dzieci. Na to, że niektóre rachunki przychodzą na nazwisko pani Adeli, Olendrowie nie zwracali uwagi. Opłacali je i myśleli, że wszystko jest w porządku.
W latach 80. zmarła w Niemczech pani Adela, a w Zdorach pod Piszem umarł pan Olender.
- Sama wychowywałam ośmioro dzieci, nie zawsze starczało mi na chleb. Dlatego bardzo długo i z trudnością uzbierałam pieniądze na remont - opowiada pani Marianna.
Na początku 2000 roku uświadomiła sobie, że nie może remontować domu, który formalnie nie należy do niej. Złożyła do sądu wniosek o zasiedzenie.
Wtedy przypomniał o sobie, mieszkający w Niemczech, syn pani Adeli - spadkobierca majątku. - W księgach wieczystych właścicielem ziemi i siedliska jest pani Adela, dlatego poprosił mnie o reprezentowanie jego interesów. Nie chciał, żeby Olendrowie przejęli grunty i dom będący jego ojcowizną - mówi Roman Ignatiuk, adwokat z Pisza.
W latach 2000-2004 Ignatiuk przed kolejnymi sądami skutecznie udowadniał rację spadkobierców. Dwa dni temu wygrał kolejną rozprawę. Najprawdopodobniej ostatnią.
- Nie mam pieniędzy na kasację, więc pewnie nie odwołam się od wyroku. Według niego nie mam prawa do zasiedzenia domu po pani Adeli - wzdycha pani Olender.
Kobieta obawia się, że były sąsiad będzie chciał zabrać jej kawałek pola czy stajnię: - Mówi, że dom mi zostawi, na bruk nie wyrzuci, ale pola uszczknąć może. Przecież to wciąż jego...
Pytanie o przegraną
Dlaczego pani Olender przegrała? - zapytaliśmy sędzię Renatę Bandosz, która przewodniczyła składowi orzekającemu w tej sprawie w olsztyńskim Sądzie Okręgowym:
- Pani Olender w 1978 roku nie dostała od sąsiadki prawa własności budynku i ziemi, jedynie zgodę na ich użytkowanie. W takim wypadku sąd może orzec zasiedzenie po 30 latach od przejęcia majątku. Tu minęło zaledwie 26 lat. Gdyby pani Olender miała powody sądzić, że ma prawo własności do domu i ziemi, to zasiedzenie można by orzec już po 20 latach, ale tak nie było. Skoro płaciła rachunki wystawione na dawną właścicielkę, nie mogła sądzić, że do niej należy dom i grunty.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz