Data dodania: 2008-05-26 22:23
Studenci nie chcą wirtualnych wykładowców
Na moim wydziale jest grupa profesorów, których nigdy nie widzieliśmy na oczy. Teoretycznie prowadzą jednak zajęcia, a w indeksach mamy nawet ich wpisy! - alarmuje w e-mailu do Gazety student wydziału prawa i administracji
Legendą wśród przyszłych prawników obrosło już nazwisko włoskiego profesora Gaetano Dammacco. - Jako studenci mamy z nim zajęcia od około dwóch lat, ale nigdy nie było mi dane go nawet zobaczyć - relacjonuje. - Na naszym roku jest już nawet plotka, że profesor Dammacco nie istnieje.
Jednak nie wszyscy narzekają. To, że wykładowcy nie ma, przysparza mu wręcz sympatii wśród żaków. - Moi koledzy celowo zapisali się do niego na fakultet z systemu prawa włoskiego. Profesor nie przychodzi, więc najłatwiej zaliczyć przedmiot - opowiada studentka prawa.
W obronie wirtualnego Włocha staje Stanisław Pikulski, dziekan wydziału prawa. - Profesor istnieje i prowadzi zajęcia - zapewnia. - Część z nich odbywa się za pomocą łączy transmisyjnych. Widać go i słychać, tyle że nie można dotknąć. Z tego, co wiem, to na dyżury Dammacco rzeczywiście nie przychodzi, ale robią to jego zastępcy.
Studenci prawa, którzy dotychczas nie mieli okazji zobaczyć profesora z Włoch, już go nie poznają. Władze uczelni nie przedłużą z nim kontraktu na kolejne lata; włoski profesor z początkiem wakacji odejdzie z uczelni. - Właśnie pretensje studentów to jeden z powodów takiej decyzji - dodaje Pikulski.
Młodzież z wydziału prawa i administracji twierdzi także, że od święta widują niektórych innych wykładowców, np. dr Magdalenę Sitek. - Zajęcia z nią były odwoływane albo prowadził je mąż wykładowczyni - opowiada student.
- W tym semestrze tylko dwa razy pojawiła się na naszych zajęciach. Większość była odwołana - twierdzi studentka V roku administracji. - Pół biedy, gdyby wzorem innych poinformowała o tym, że jej nie będzie. A tak przyjeżdżaliśmy na zajęcia na darmo.
Dziekan Pikulski znowu broni naukowca. - To niemożliwe. Studenci nie przepadają za nią i to zapewne stąd takie skargi, poza tym chorowała. Jeśli wykładowcy nie ma na zajęciach, trzeba po prostu od razu zgłosić to w dziekanacie. Inaczej tworzy się niedobra atmosfera podejrzeń.
E-mail od studenta prawa dostaliśmy dzień po sobotniej publikacji "Gazety" na temat wydziału prawa i administracji. Napisaliśmy, że od tego, czy ten wydział będzie mógł nadawać stopień doktora, zależy przyszłość Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Jeśli wniosek w tej sprawie zostanie odrzucony przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów, uczelnia może spaść do drugiej ligi polskich uniwersytetów i będzie musiała zmienić nazwę na mniej prestiżową - stać się np. uniwersytetem przyrodniczym. Braki kadrowe to jeden z powodów, że wydział nie ma tych uprawnień i jest bardzo nisko w rankingach wydziałów prawa na polskich uczelniach.
Jednak podobne problemy z wykładowcami mają inni studenci, nie tylko z wydziału prawa. - W ubiegłym roku przez cały semestr mieliśmy w planach wykład monograficzny z Januszem Kijowskim [dyrektorem teatru - red.], a on się nie pojawiał - relacjonuje studentka dziennikarstwa. - Nawet wpisy w indeksach poszły przez dziekanat, tak że nie zobaczyłam wykładowcy.
Studenci wspominają w tym kontekście także prof. Tadeusza Iwińskiego, który rzadko odwiedza olsztyńską uczelnię. Ale jak tłumaczą władze uniwersytetu, poseł lewicy od wielu lat jest na urlopie bezpłatnym z uczelni i nie pobiera wynagrodzenia.
- Ale rzeczywiście jest kilka nazwisk, z którymi są kłopoty. Dotyczy to różnych wydziałów. Niestety psują opinię tym, którzy pracują rzetelnie - mówi Janusz Piechocki, prorektor UWM ds. studenckich. - W tym roku była już kontrola na wydziale prawa i administracji i to poprawiło sytuację - przyznaje.
Kto może zaradzić problemowi wirtualnych profesorów? Tylko sami studenci - odpowiadają władze UWM. - Szkoda, że studenci wolą poinformować prasę, a zapominają o nas. Takie zdarzenia wystarczyłoby zgłosić nam e-mailem, telefonicznie lub osobiście. Wtedy moglibyśmy skontrolować konkretne osoby - dodaje Piechocki.
- Taka sprawa może trafić do komisji dyscyplinarnej, a ta może nawet zwolnić pracownika - mówi rektor elekt Józef Górniewicz.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz