„Antek”, a właściwie Przemysław Wiktorczyk to osoba, która z powodzeniem łączy pracę informatyka z dalekimi podróżami po świecie. Swoje wyprawy relacjonuje na blogu „Antek w podróży”, który co miesiąc odwiedza ponad 30 tysięcy użytkowników. Na Facebooku śledzi go natomiast aż 19-tysięczna społeczność. Znany, pochodzący z Gliwic podróżnik odwiedził już takie miejsca, jak Azerbejdżan, Stany Zjednoczone, Kanada czy Wyspy Zielonego Przylądka. Tym razem postanowił jednak zaczerpnąć nieco z bogactw polskich terenów. Wybrał się do stolicy Warmii i Mazur, Olsztyna. Jakie są jego wrażenia z pobytu w naszym mieście? Z „Antkiem” o zachodach słońca, starówce i przyjaznych Libańczykach.
Właściwie masz na imię Przemek. Dlaczego zatem na blogu podajesz się za „Antka’?
- Taki pseudonim miałem już zanim zacząłem prowadzić bloga. Pomyślałem, że skoro już byłem „Antkiem" to wystarczyło dodać „w podróży". Dawno temu z okna swojego mieszkania podziwiałem i fotografowałem bardzo ładne zachody słońca, nad pobliskimi polami, na których stoi kościół św. Antoniego. Stąd wziął się Antek.
Większość miejsc, które odwiedziłeś znajdowały się w Europie, ale zdarzyły się również inne kontynenty. Można zatem powiedzieć, że jesteś „bywalcem świata”. Dlaczego na cel swojej kolejnej podróży wybrałeś właśnie Olsztyn?
- Jako że mieszkam w Polsce, staram się również odwiedzać miejsca w kraju. Znajomi bardzo zachwalali uroki Olsztyna. Nigdy nie byłem ani na Warmii, ani na Mazurach, jedynie przejazdem, w drodze nad morze. Pomyślałem, że fajnie by było odwiedzić ten kawałek Polski. Zainteresowałem się więc połączeniami kolejowymi i zauważyłem, że łatwo można tam dojechać, w ciągu paru godzin.
Czy z jakimś konkretnym nastawieniem jechałeś do Olsztyna? Miałeś oczekiwania? Ktoś Ci o tym mieście opowiadał?
- Olsztyn znałem jedynie ze zdjęć i z opowiadań innych blogerów. Przed wyjazdem sprawdziłem, co ciekawego można w tym mieście zobaczyć. Muszę przyznać, że nie zawiodłem się.
Pochodzisz z Gliwic. Tam również się wychowałeś. Kim jesteś z zawodu?
- Tak, pochodzę z Gliwic i tam mieszkam aż do teraz. Z zawodu jestem informatykiem.
Czy to wykształcenie w jakiś sposób pomaga Ci w podróżowaniu?
- Ma na pewno ma pozytywny wpływ na prowadzenie bloga. Oprócz pisania artykułów trzeba też zadbać o kwestie techniczne. Pod tym względem mam rzeczywiście łatwiej, bo na przykład sam stworzyłem stronę. Oprócz tego, obecna praca pozwala mi czasami wykonywać moje obowiązki zdalnie.
W takim razie, jak łączysz obowiązki zawodowe z wyjazdami? Jak znajdujesz na nie czas?
- Jak każdy mam 26 dni urlopu. Dodatkowo uzbierałem sporo nadgodzin. Część z nich wykorzystuję jako dni wolne. W zeszłym roku nazbierałem ich nawet kilkanaście. Poza tym staram się łączyć długie weekendy i dni wolne od pracy. Potem szukam przelotów.
Myślałeś, aby te hobby, jakim są podróże, zamienić w pracę „na pełen etat”?
- Mój blog jest na takim etapie rozwoju, że ciężko by mi było wyżyć tylko z pisania o turystyce i podróżach. Nie ukrywam, że jakieś tam sumy wpływają, z tego tytułu, na moje konto, ale nie jest też tak, że oferty czy zlecenia „walą do mnie drzwiami i oknami”. W Polsce jest ponad 500 blogów podróżniczych, przez co ciężko jest się przebić do czołówki. Dla mnie jest to przede wszystkim hobby. Zacząłem prowadzić bloga, żeby spisywać sobie wspomnienia. Chciałbym za parę lat móc do nich wrócić i przypomnieć sobie nazwę jakiegoś małego miasteczka, w którym byłem. To prawda jednak, że z prowadzenia bloga zrobił się, przynajmniej z punktu widzenia czasu jaki mu poświęcam, drugi etat. Po 8-godzinnej pracy, wracam do domu i piszę artykuły, obrabiam zdjęcia, montuję filmy. Może więc kiedyś dojdę do takiego etapu, że rzucę etat i zacznę tylko podróżować.
Skąd pomysł na zajęcie się podróżowaniem?
- Podróże towarzyszyły mi od dawna, ponieważ od 19 lat jestem także Przewodnikiem Beskidzkim. W czasie studiów zacząłem coraz więcej wyjeżdżać, a w 2013 roku wycieczek zaczęło znacznie przybywać. Bloga podróżniczego chciałem natomiast prowadzić już od bardzo dawna. Ta myśl kiełkowała we mnie ponad rok. Dodatkowo paru znajomych podsunęło mi ten pomysł, po tym jak pokazywałem im zdjęcia, filmiki i opowiadałem o swoich wyjazdach.
Wracając do Twojej podróży do Olsztyna. Co najbardziej zapadło Ci w pamięć?
- Przede wszystkim zachód słońca nad Jeziorem Ukiel. To było najpiękniejsze, co widziałem w Olsztynie. U mnie na Śląsku nie ma tylu jezior, natomiast przyroda, która jest wokół Olsztyna wbiła mnie w fotel (śmiech). Samo miasto ma też bardzo ładną starówkę.
Mógłbyś tu zamieszkać?
- Ja szybko się asymiluję. Pomimo tego, że podróżuję, to jednak tak naprawdę nigdzie nie byłem na dłużej, choć większość życia spędziłem w Gliwicach. Myślę, jednak że mógłbym zamieszkać w Olsztynie. Ta bliskość natury to coś, co przyciąga.
Masz żonę i dziecko. Podróżujesz sam czy z rodziną?
- Różnie. Czasami sam, częściej z żoną. Od czasu do czasu zabieram ze sobą również 14-letniego syna.
Wielu ludzi obawia się podróżować w pojedynkę…
- W tamtym roku byłem sam w dalekiej, północnej Norwegii, na wyspie Spitsbergen. Obawy, które się u mnie pojawiają, są zwykle związane z odmiennym klimatem i naturą. Na Spitsbergen były to na przykład ruszające się lodowce i niedźwiedzie. Tak naprawdę jednak nie lubię wyjeżdżać sam. Jeżeli jest jednak takie miejsce, w które chciałbym pojechać, a moja żona czy znajomi nie mogą się ze mną wybrać, to na pewno nie rezygnuję.
Korzystasz z wycieczek zorganizowanych czy bierzesz sprawy w swoje ręce?
- Raz skorzystałem z usług biura podróży i od tego czasu wszystkie wycieczki organizuję od A do Z sam. Kupuję bilety, znajduję nocleg i układam plan zwiedzania.
Masz jakieś rady dla osób, które tak jak Ty, chciałby samodzielnie organizować wyjazdy?
- Organizowanie tanich biletów lotniczych to temat rzeka. Ja korzystam z takich najprostszych sposobów. Śledzę popularne strony z biletami lotniczymi, jak Loter.pl, Fly4free. Na nich wyszukiwane są najtańsze połączenia. Spędzam na tym bardzo często długie godziny. Czasami szukam biletów w konkretne miejsce, a czasami mam wyznaczony jedynie termin i oglądam propozycje krajów, do których mógłbym się udać. Staram się też latać poza sezonem.
A jak wyszukujesz noclegi? Wybierasz raczej hotel czy łóżko u lokalnego mieszkańca?
- Najczęściej korzystam ze strony Booking.com i szukam po prostu najtańszej opcji. Wystarczy mi jedynie, żeby pokój był z łazienką i tyle. Zwracam też uwagę na to, jak umiejscowiony jest hotel. Jeśli mam okazję to też bardzo chętnie korzystam z noclegów u lokalnych mieszkańców. Ostatnio, będąc w Libanie mieszkałem u osoby prywatnej, dzięki czemu mogłem lepiej poznać Libańczyków. Spaliśmy ze znajomymi w hostelu, gdzie zostaliśmy zaproszeni przez lokalnych mieszkańców na rodzinną imprezę, odbywającą się w sąsiednim pomieszczeniu. Bawiliśmy z się z nimi dobre kilka godzin.
A jakie jest Twoje najbardziej pozytywne wspomnienie związane z kontaktem z ludźmi różnych kultur?
- Byłem kilka lat temu w Iranie. W jednym z hoteli, przy recepcji przez roztargnienie zostawiłem dokumenty. Potwierdzenia przelewów, rezerwacja hoteli itp. O braku tych dokumentów zorientowałem się dopiero dwa dni później, będąc 500 km dalej. Skontaktowałem się z hotelem, oni znaleźli moje dokumenty i zaraz potem dostałem informację, że wysyłają kierowcę. Zapytali jedynie, gdzie jestem. Przekazali moje dokumenty kierowcy autokaru rejsowego, który jechał do miejscowości, w której wówczas przebywałem. Spotkaliśmy się na dworcu, kierowca przybył bardzo punktualnie. Otrzymałem swoje dokumenty w nienaruszonym stanie.
A Twoje najgorsze wspomnienie?
- Pół roku temu byłem w Stanach Zjednoczonych. Zarezerwowałem hotel w, jak się później okazało, bardzo nieciekawym miejscu, w północnej Filadelfii. Była to można powiedzieć „gangsterska” dzielnica, żywcem wyciągnięta z amerykańskiego filmu. Wokół było pełno narkomanów, prostytutek i podejrzanych mężczyzn. Sklepy miały kuloodporne szyby, wyglądały jak banki. Kiedy weszliśmy do jednego z pubów, wszyscy patrzyli na nas, jakby chcieli nas zabić. Z resztą w okolicy były również strzelaniny.
Czy ludzie spoza granic naszego kraju bardzo różnią się od Polaków?
- Każda kultura jest inna. Wspomniani Libańczycy są bardzo gościnni, uprzejmi i pomocni, pomimo że sami mają niewiele. Mieliśmy taką sytuację, że podczas pobytu w Libanie, zakopaliśmy się w śniegu i nie mogliśmy wyjechać autem. Przejeżdżający Libańczyk zabrał nas ze sobą w miejsce, do którego jechaliśmy. Niestety, nie udało nam się tam dotrzeć, bo 4 kilometry dalej jego samochodem też się zakopaliśmy. Jedna osoba z naszej ekipy poszła po pomoc i przyjechał kolejny jeep, który tym razem nas wyciągnął. Nikt nie chciał od nas żadnych pieniędzy. Następnego dnia zepsuł nam się samochód. Pomogli nam miejscowi mechanicy. Nie chcieli zapłaty, wystarczyło samo „dziękuję”. Jeżeli chodzi natomiast o Amerykanów, wydaje mi się, że są takim narodem, dla którego pieniądze mają duże znaczenie. Trzeba mieć trochę grosza, aby coś załatwić.
Czy miałeś obawy przed rozpoczęciem tak dalekich podróży?
- Zawsze mam obawy. Jadąc do „bardziej egzotycznych” krajów zwykle mam wiele wątpliwości. Poziom zdenerwowania zależy tak naprawdę od regionu, w który jadę. Może to być kraj bardziej lub mnie niebezpieczny pod względem warunków atmosferycznych, natury czy ludzi. Ale jeżeli celem mojej podróży jest jakieś miejsce w Europie, towarzyszy mi raczej ekscytacja.
Czy dzięki podróżom stałeś się bardziej otwarty i tolerancyjny?
- Myślę, że na pewno w jakiś sposób podróże mnie rozwinęły. Dużo się dowiedziałem i nauczyłem. Uważam, że zawsze byłem tolerancyjny. Starałem się być otwarty na inne kultury i narodowości. Być może wynika to z faktu, że pracuję w międzynarodowej firmie, w bardzo różnorodnym środowisku. Zapewne miało to na mnie bardzo pozytywny wpływ.
Dziękuję za rozmowę.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz