Data dodania: 2007-12-27 23:05
Ostatnia aktualizacja 2014-07-15 13:58
To był najgorszy rok prezydenta Małkowskiego
I to nie tylko w tej kadencji, ale w ciągu sześciu lat, gdy rządzi naszym miastem. Dlaczego marazm opanował Olsztyn?
Na plus Czesławowi Małkowskiemu trzeba zapisać to, że potrafi rozmawiać ze zwykłymi ludźmi. Często chodzi na spotkania, nawet drobne czy imprezy osiedlowe. Ale wykorzystuje je w specyficzny sposób. Przy okazji opowiada im o swojej pracy, zdarza się, że ustosunkowuje się do nieprzychylnych artykułów "Gazety", ale i składa mieszkańcom obietnice, niestety bardzo często trudne do zrealizowania. I to jest właśnie jeden z problemów prezydenta - który bardzo często obiecuje, a gdy przychodzi do realizacji, inni urzędnicy czy radni muszą udowadniać, że przy takim budżecie jego obietnic zrealizować się nie da. Prezydentowi bardzo łatwo wtedy pokazać, kto jest dobry (to oczywiście on), a kto zły (wszyscy inni). Niestety, składać obietnice jest bardzo łatwo.
Zastój
W 2007 roku Olsztyn stanął w rozwoju. Skończyły się spektakularne inwestycje finansowane z pieniędzy przedakcesyjnych przeznaczonych przez Unię Europejską dla Polski na lata 2004-2006. Pieniądze te spłynęły prezydentowi Małkowskiemu w poprzedniej kadencji niczym manna z nieba, a ważne inwestycje kończyły się akurat, gdy szykował się do kampanii wyborczej w 2006 roku. Dzięki nim Olsztyn ma nową ul. Tuwima, przebudowaną ul. Synów Pułku i Limanowskiego, ulicę łączącą Sielską z Bałtycką i rondo niedaleko dworca zachodniego i praktycznie nową oczyszczalnię ścieków. Nic dziwnego, że Małkowski wybory wygrał w cuglach w pierwszej turze.
Dobre ostatnie lata - wydawać się mogło - powinny być przygrywką do tego, co nas czeka w drugiej kadencji Małkowskiego jako prezydenta. Były powody, by przypuszczać, że Olsztyn będzie się dalej rozwijał w takim tempie, co dotychczas. Przecież Polska miała dalej korzystać z milionów euro z Unii Europejskiej. A co mamy? Tegoroczne inwestycje to przebudowa kilku ulic w mieście, w tym ul. 1 Maja, odnowienie obserwatorium, początek remontu kamienicy przy ul. Dąbrowszczaków 3, najpiękniejszego chyba budynku w mieście, budowa małego basenu przyszkolnego przy ul. Mariańskiej, rozpoczęcie prac przy instalowaniu upragnionej przez kierowców "zielonej fali". Dwie z tych inwestycji - remont ulic i budowa basenu - szły jak po grudzie, nie obyło się bez problemów z ich uruchomieniem, a termin ich ukończenia był kilka razy przekładany, "zielona fala" nie działa jeszcze, jak powinna. Ciągnie się też przebudowa amfiteatru.
Przy takiej mizerii inwestycyjnej martwi fakt, że miasto nie było w stanie wydać pieniędzy, które urzędnicy zaplanowali na tegoroczne inwestycje. Nic dziwnego, że radni opozycji mieli powody, by powiedzieć na ostatniej sesji rady miasta, że "mieszkańcy, którzy liczyli na nowe inwestycje, zobaczyli gest Kozakiewicza". To dowód, że budżet 2007 roku był tworzony pod publikę, nie licząc się z realiami. A realia są takie, że przygotowanie inwestycji - głównie przetargi - się przedłuża, coraz trudniej znaleźć wykonawców chętnych do niektórych robót, a w efekcie inwestycje są przekładane na kolejne lata. Małkowski będąc tyle lat na stanowisku, wciąż nie potrafi tego planować i przewidzieć tych trudności. Efekt jest taki, że na początku roku mieszkańcy są mamieni pomysłami, rozwojem i chciejstwem ratusza, a na koniec roku prezydent musi z tych planów po cichu się wycofywać.
Skąd wziąć 200 mln zł?
Co gorsza, Czesław Małkowski na tych błędach się nie uczy. Równie nierealny do zrealizowania plan inwestycyjny przygotował na następny rok. Wydanie w 2008 roku 122 mln złotych z Unii będzie bardzo trudne, kto wie, czy nie niemożliwe. Zanim zostaną ogłoszone i rozstrzygnięte przetargi, miną miesiące, nawet jeśli inwestycje uda się zacząć, to ich zakończenie przeciągnie się na kolejny rok. Pieniądze zaplanowane na 2008 rok też nie zostaną wykorzystane.
Przy tak małej liczbie tegorocznych inwestycji dziwić może fakt, jak słabo prezydent przygotował Olsztyn do najważniejszej inwestycji, która ma się zacząć w 2008 roku, czyli przebudowy sieci kanalizacyjnej, wodociągowej, deszczowej i budowy suszarni oraz spalarni odpadów. Inwestycja jest niezbędna, bo sieć kanalizacyjna jest nieszczelna i część ścieków ginie po drodze z olsztyńskich mieszkań do oczyszczalni, a w czasie deszczów niektóre ulice miasta są podtapiane. Olsztyn dostał na to pieniądze z Unii. Dostał, ale czasu na ich wykorzystanie jest coraz mniej. Już i tak trzeba było przesunąć termin jej zakończenia z 2008 na koniec 2010 roku. A to oznacza, że w ciągu dwóch lat czeka nas mnóstwo pracy, rozkopane będą główne ulice (m.in. Piłsudskiego, Leonharda, Partyzantów) i skrzyżowania w mieście. Niestety przygotowania do rozpoczęcia tych remontów idą bardzo powoli, a prezydent unieważnił pierwszy przetarg na tę inwestycję. Na co liczył? Może na to, że za kilka miesięcy firmy, które ponownie złożą swoje oferty i będą chciały przebudowywać olsztyńską sieć wodociągową i kanalizacyjną, zaproponują niższe ceny za te roboty? Ale to może się obrócić przeciwko Olsztynowi, bo oferenci wiedzą, że ratuszowi się śpieszy i musi zrealizować tę inwestycję do 2010 roku. A to może tę cenę podbijać.
Najgorsze jest jednak to, że Czesław Małkowski w budżecie na 2008 rok nie przewidział na tę inwestycję wystarczającej kwoty pieniędzy. I to jest prawdziwa bomba, którą podłożył miastu prezydent. Efekt - według najczarniejszego scenariusza - ratuszowi brakuje na ten cel nawet 200 mln zł (urzędnicy twierdzą, że "tylko" 180 mln zł). Jeśli Olsztyn inwestycji nie zrealizuje, nie tylko dalej będziemy mieć problem z nieszczelną kanalizacją i wodą zalewającą ulice, ale będziemy musieli zwrócić Unii za przebudowaną już oczyszczalnię ścieków i dostaniemy pięcioletnią karę wstrzymania finansowania inwestycji ze środków UE. Jak prezydent może planować taką inwestycję, nie wiedząc, jak ją sfinansować?
Pomysły bez pokrycia
Ten rok pokazał bardzo dobrze, że prezydentowi zdarza się forsować pomysły, które wymagają pieniędzy, choć w budżecie ich nie ma. Przykładem jest budowa nowego hospicjum. Nikt chyba nie powie, że placówka tego typu nie jest potrzebna. Ale na jej wybudowanie trzeba mieć pieniądze. Miasto nie miało, a mimo to prezydent chciał je budować. W ratuszu powstawały kolejne koncepcje nowego hospicjum, nawet za 18 mln zł, choć nikt nigdy wcześniej nie planował w budżecie takich wydatków na ten cel. Sprzeciwiali się temu radni, którzy próbowali stopować zapędy prezydenta i chronić budżet miasta. A to właśnie przykład, że Małkowski bardzo często obiecuje pomoc różnym ludziom i instytucjom. Niestety zdarza się, że nie bierze przy tym pod uwagę możliwości finansowych miasta lub sprzeciwu radnych. Mógł się przyzwyczaić. Jeszcze w poprzedniej kadencji wszystkie jego pomysły większość w radzie zatwierdzała bez sprzeciwu.
Ale prezydenta trzeba skrytykować nie tylko za brak inwestycji. Tylu błędów i zaskakujących decyzji co w tym roku "Gazeta" nie wytykała Małkowskiemu nigdy. Dotyczyły one głównie niejasnej polityki w sprawach dotyczących gospodarki nieruchomościami w mieście - sprzedaży gruntów w mieście, wynajmowania lokali komunalnych, umarzania podatków i innych opłat wybranym przedsiębiorcom i firmom. Niektóre ze spraw opisanych przez "Gazetę" bada prokuratura. Nie bez powodu opozycyjni radni z PiS-u chcieli pozbawić prezydenta możliwości podejmowanie decyzji w tych sprawach.
Nowe światło na działalność Czesława Małkowskiego rzucił też wiceprezydent Piotr Grzymowicz. Zdymisjonowany kilka miesięcy temu przez Małkowskiego otwarcie mówił, jak wygląda współpraca z Małkowskim, jakie błędne decyzje podejmował prezydent i jak trzeba było je "odkręcać", bo były szkodliwe dla miasta, opowiedział też o tym, jak zatrudniano w ratuszu po znajomości.
Żeby miasto wyrwało się z marazmu
Marazm w Olsztynie widać jednak nie tylko w inwestycjach. Dyskusje wywołane przez "Gazetę" odnośnie przyszłości Olsztyńskiego Lata Artystycznego czy organizacji w mieście wyścigu Tour de Pologne pokazały, jak trudno w Olsztynie coś ulepszyć i poprawić. Każda propozycja, by szukać nowych rozwiązań i pomysłów, traktowana jest jak zamach na to, co - zdaniem urzędników - się sprawdza. Gdyby prezydent czuł, że Olsztyn musi iść z duchem czasu, głosów oburzonych urzędników - jego podwładnych przecież - byłoby mniej. Bo to sam prezydent musi czuć, że miasto musi się zmieniać, by nie popaść w odrętwienie. A tak jeden z czytelników w wigilijnym numerze "Gazety" życzył Olsztynowi, by "miasto wyrwało się z marazmu, który go ostatnio opanował", a inny dodawał, "by Olsztyn nabrał tempa, bo świat ucieka".
2007 rok był też zły dla prezydenta i dla Olsztyna jeszcze z innego powodu. Latem uniewinnieni zostali olsztyńscy samorządowcy i urzędnicy oskarżeni o zawarcie w 2001 roku niekorzystnej umowy na budowę parku wodnego na terenach między Nagórkami i Jarotami. Ten wyrok podtrzymał także sąd drugiej instancji. To w sumie dobra wiadomość dla miasta, bo okazało się, że urzędnicy nie popełnili błędu, wybierając ofertę olsztyńskiej firmy As-Dom. Zła wiadomość jest taka, że coraz więcej wskazuje, że gdyby nie podejrzliwość prezydenta Małkowskiego, dziś mielibyśmy w mieście park wodny z prawdziwego zdarzenia. Czesław Małkowski nieprawidłowości związanych z umową miasta z As-Domem dopatrzył się zaraz po tym, jak został prezydentem sześć lat temu. Powiadomił prokuraturę o swoich wątpliwościach w zarządzaniu spółką, która miała wybudować aquapark. Przedsiębiorcy i urzędnicy, którzy uczestniczyli w pracach nad powstaniem tej spółki, do dziś powtarzają i są przekonani, że gdyby wtedy Małkowski dał zielone światło dla tej inwestycji, doszłaby ona do skutku, bo pieniądze od prywatnego inwestora były już na koncie i tylko czekały na jego decyzję. Nie bez powodu były prezydent Olsztyna Janusz Cichoń mówił w czasie procesu, że Małkowski zgłaszając tę sprawę prokuraturze, chciał zamaskować swoją nieudolność. Być może najbliższe miesiące przyniosą kolejne dowody, że Małkowski także w tej sprawie popełnił błąd. Poprzednie dały nam dowód, że Czesław Małkowski zmarnował ostatni rok.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz