Data dodania: 2007-04-03 22:18
Uliczni handlarze donoszą na siebie
W Olsztynie straż miejska może karać wszystkich straganiarzy, którzy nie mają zezwoleń na sprzedaż. Stróże porządku nie muszą nawet szukać łamiących przepisy, bo informują ich o tym sami sprzedawcy uliczni. Donosów na konkurencję jest coraz więcej.
Od stycznia straż miejska może karać tych, którzy prowadzą stoiska bez zgody właściciela terenu. Nowe przepisy zwiększyły liczbę interwencji - przyznają strażnicy. - Handlowcy doskonale znają nową uchwałę, bo sami byli zwolennikami wprowadzenia tych uregulowań - mówi Jarosław Lipiński, zastępca komendanta straży miejskiej. Wcześniej, gdy ktoś postawił kram na ziemi nienależącej do miasta, strażnicy byli bezsilni. Nie było podstawy, by naliczyć karę. Teraz może być to mandat w wysokości do 500 zł.
Handlarze doskonale o tym wiedzą i wykorzystują strażników, by sprawdzić, czy ich konkurencja ma odpowiednie zezwolenia. W marcu straż miejska dostała ponad czterdzieści zgłoszeń, że ktoś nielegalnie handluje na ulicy. To kilka razy więcej niż przed wejściem w życie uchwały w sprawie handlu w Olsztynie. - Z reguły sygnał pochodzi od tych kupców, którzy chcą się pozbyć uciążliwych konkurentów - mówi komendant Józef Kłosek.
Najwięcej zgłoszeń wpływa przy okazji świąt. Aż 13 zawiadomień było 8 marca. Wówczas donosili na siebie kwiaciarze korzystający z popytu wywołanego Międzynarodowym Dniem Kobiet. Po sprawdzeniu okazało się, że rzeczywiście połowa z nich handluje nielegalnie. Pozostali mieli jednak stosowne pozwolenia od administratorów.
Zgłoszenia na konkurencję nie są niczym nowym. - Wcześniej takie wypadki zdarzały się, np. gdy ktoś nie trzymał zbyt długo otwarty lokal, w którym podawano alkohol - opowiada Lipiński.
Jedni traktują to jako donosy, inni jak zgłoszenia o nieuczciwej konkurencji - Mnie to nie dziwi, bo w końcu chodzi o nasze zarobki. Osobiście jednak nie uciekam się do takich chwytów - zastrzega jeden z handlarzy na Starym Mieście.
- Nie dziwię się, że ludzie nie wytrzymują, gdy ktoś bezczelnie pod ich kioskiem rozłoży taki sam asortyment, tyle że tańszy - mówi Kłosek. - Zarzuca się nam często, że kontrolujemy bezbronne staruszki dorabiające do renty, jednak bardzo często taka babcia jest tylko "przykrywką" i regularnie dwa razy dziennie ktoś dowozi jej towar samochodem.
Część zgłoszeń to wręcz prośby o sprawdzenie legalności stoiska. Jeśli ktoś nie ma pewności, czy handlujący obok robi to zgodnie z przepisami, także zawiadamia komendę - Oczywiście każde zgłoszenie musimy sprawdzić. Przeprowadzamy też kontrolę we własnym zakresie. W ubiegłym miesiącu mieliśmy 50 takich interwencji zakończonych pouczeniem lub mandatem. Będzie ich pewnie jeszcze więcej.
Strażnicy wczoraj mieli trzy zgłoszenia nielegalnego handlu. Spodziewają się jednak, że to dopiero wstęp, bo handel pod gołym niebem dopiero na dobre się rozpoczyna. - Gdy pojawią się nowalijki, truskawki, wówczas zaostrzy się walka o klienta. Z naszych obserwacji wynika, że sprzedawcy pilnują się nawzajem i gdy nowy handlarz pojawi się na rynku, to zwykle dostajemy zgłoszenie - mówi Lipiński.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz