Data dodania: 2007-12-23 23:15
Uniwersytet płaci pracownikom za wierność
Będą dodatkowe pieniądze dla zatrudnionych na uniwersytecie. Dlaczego więc podwyżki wywołały burzę na uczelni?
Dodatkowe pieniądze dostaną zarówno najmniej zarabiający pracownicy inżynieryjno-techniczni, biblioteczni i asystenci, jak adiunkci, doktorzy habilitowani czy profesorowie. - Uczelnia z własnego budżetu, nie z budżetu państwa, wygospodarowała na ten cel 5 mln zł - mówi Józef Górniewicz, prorektor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. - To pieniądze z tego, co uczelnia zarobiła. Tylko od woli rektora zależało, czy będą one przeznaczone na podwyżki, czy na inny cel, np. dofinansowanie uczelnianych inwestycji.
Od przyszłego roku profesor może zarabiać nawet o 315 zł miesięcznie więcej, zaś pracownicy najniższego szczebla - o 100 zł. Sęk jednak w tym, że podwyżki nie obejmą tych naukowców, którzy poza etatem na UWM mają jeszcze drugi na innej uczelni. - Ze zdziwieniem dowiedziałem się, że podwyżka mnie ominie, bo pracuję także poza Olsztynem - pożalił nam się jeden z profesorów. Rozgoryczeni naukowcy, z którymi rozmawialiśmy, nie chcieli ujawniać nazwisk. - Poświęcam każde wolne popołudnie na dodatkowe zajęcia, mam bogaty dorobek naukowy, a to nie wystarcza, by być docenionym przez władze swojej uczelni.
- To niesprawiedliwe - mówi nam inny wykładowca. - Mam zajęte weekendy, podczas gdy ktoś inny leży sobie w tym czasie do góry brzuchem. Nie wiem, na jakiej podstawie mam być ukarany za to, że więcej pracuję. Co innego, gdyby ktoś wykazał, że to, co robię na uniwersytecie, robię byle jak. Ktoś może mieć jeden etat i robić wszystko na odwal, inny zaś doskonale radzi sobie na kilku.
Przeciwko takiej regulacji płac nie zamierzają występować związki zawodowe na uniwersytecie. - Doszliśmy do porozumienia z władzami uczelni i jesteśmy zadowoleni, że poprawi się pracownikom najmniej zarabiającym - tłumaczy dr Elżbieta Januszewicz, prezes zarządu uczelnianego Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Z takiego podziału podwyżek zadowoleni są naukowcy, którzy pracują tylko na uniwersytecie. - Na pierwszy rzut oka może to trochę niesprawiedliwe - mówi nam doktor z wydziału bioinżynierii zwierząt. - Ale z drugiej, pracownik techniczny ma niewielkie szanse zarobić dodatkowe pieniądze poza uczelnią. Gdyby z tej puli 5 mln zł dać podwyżki także ludziom pracującym na kilku etatach, niewiele zostałoby do podziału.
Dlaczego władze uczelni opracowały takie, a nie inne podwyżki? - Chodziło przede wszystkim o premiowanie kadry, która pracuje tylko na naszej uczelni. Chcemy, by ci ludzie wiedzieli, że ich za to cenimy - tłumaczy Górniewicz. - Np. na kierunkach rolniczych mamy wielu naukowców, którzy nie mają szans na dodatkowy zarobek, bo w regionie nie ma innych szkół, gdzie mogliby pracować na drugim etacie. W zupełnie innej sytuacji są humaniści, prawnicy czy ekonomiści.
Gabriel Fordoński, prorektor UWM: - Poza tym pracownik, który ma dwa-trzy etaty, nie jest tak wydajny jak ten, który pracuje na jednym etacie.
Zgadzają się z tym także niektórzy studenci i mówią wręcz, że taka decyzja władz może poprawić sytuację na uczelni. - Profesorowie pracujący na kilku uczelniach są przemęczeni, słabiej przygotowują się do wykładów. Zdarzało się, że odwoływali zajęcia albo wysyłali zastępców, bo nie byli w stanie dojechać na czas z jednej uczelni do drugiej - mówi nam Marta, studiująca zaocznie administrację.
Czy ustalenie takich zasad podwyżek jest zgodne z prawem? - Nie widzę uzasadnienia, by pracodawca brał pod uwagę, jak naukowcy wykorzystują swój czas prywatny - uważa Lech Obara, radca prawny. - Jeden pracuje, drugi odpoczywa, trzeci pije wódkę. Trzeba by wykazać, że jest nieefektywny w pracy. Przemyślałbym na miejscu władz uczelni tę decyzję, bo wydaje mi się, że idzie ona za daleko. Gdyby zgłosił się do mnie jakiś naukowiec, podjąłbym się takiej sprawy.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz