Data dodania: 2007-03-19 21:53
Uniwersytet ucieka od dzikiej lustracji
Na olsztyńskiej uczelni ma powstać komisja, która opisze przypadki współpracy naukowców z peerelowskimi służbami.
Zasady lustracji przyjęło poniedziałkowe kolegium rektorskie. Podlega jej 1310 nauczycieli akademickich. W oświadczeniach muszą napisać, czy współpracowali z bezpieką, czy nie. Każdy z lustrowanych zostanie poinformowany przez swojego dziekana, że ma 30 dni na złożenie oświadczenia. Naukowcy będą musieli potwierdzić pisemnie, że zapoznali się z nową ustawą lustracyjną i wiedzą, co grozi za złożenie nieprawdziwego oświadczenia. A co mówi ustawa? Nie zabrania dalszej pracy osobom, które przyznają się do współpracy z bezpieką. Zakaz wykonywania zawodu przez dziesięć lat będą mieli tylko ci, którzy skłamią.
By na uniwersytecie nie doszło do przecieków i dzikiej lustracji, oświadczenia będą przekazywane Gabrielowi Fordońskiemu, prorektorowi odpowiedzialnemu za sprawy kadrowe na uczelni. - Rektor wytypował mnie do tego zadania i nie mogłem odmówić - mówi prof. Fordoński. - Jestem przygotowany na wszystko. Przez lata pracy na uczelni doświadczyłem różnych rzeczy i nic mnie nie zdziwi.
Potem informacja o oświadczeniach trafi do Ryszarda Góreckiego, rektora UWM, a od niego do IPN. - I przez następne sześć miesięcy nikt się nie dowie, co w nich było - mówi Fordoński. - Sześć, bo tyle czasu ma IPN, by wywiesić listę agentów.
Na zebraniu oświadczeń lustracja na uniwersytecie się nie skończy. Józef Górniewicz, pierwszy zastępca rektora, zaproponował, by na uczelni powołać komisję historyczno-etyczną. Miałaby ona sprawdzać tych naukowców, którzy w oświadczeniu napisali, że współpracowali z bezpieką. - Każdy przypadek współpracy trzeba ocenić indywidualnie - mówi Górniewicz.
Ryszard Górecki: - Tylko taka komisja będzie w stanie wyjaśnić okoliczności współpracy z SB. Zastanawiamy się, czy po zakończeniu pracy komisji nie opublikować wyników jej badań.
Rektor przyznaje, że w ciągu ostatniego miesiąca przyszło do niego kilkoro pracowników, którzy przyznali się do podpisania zobowiązania o współpracy z SB. - Ale zaznaczyli, że nikomu nie zrobili krzywdy. Podpisali je tylko po to, by dostać pracę i wyjechać za granicę. Zapewniali, że nie przekazywali bezpiece żadnych informacji - mówi Górecki.
Kilka dni temu rektor powiedział "Gazecie", że osobom, które przyznają się do współpracy należy dać drugą szansę. - Zdanie to podtrzymuję. Co innego, jeśli ktoś skłamie - nie przyzna się do współpracy, a później okaże się, że jednak współpracował. Dla nich miejsca na uczelni nie będzie - mówi dziś rektor.
Prorektor Górniewicz jest bardziej rygorystyczny. - Jeśli ktoś w sposób cyniczny współpracował z SB, donosił i brał za to pieniądze, nie powinien pracować na uczelni, nawet jeśli teraz się przyzna - mówi.
Czy byli współpracownicy SB powinni zostać na uczelni? - Niech o tym decyduje rektor, nie chcę się wypowiadać - mówi Stanisław Pikulski, dziekan wydziału prawa i administracji.
Poniedziałkowe kolegium nie zdecydowało za to, co władze uczelni zrobią z naukowcami, którzy z jakichś względów odmówią złożenia oświadczenia lustracyjnego. - Zgodnie z ustawą jeśli ktoś go nie złoży, nie będzie mógł wykonywać swojego zawodu. Mamy nadzieję, że takich osób nie będzie - dodaje Górniewicz.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz