Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z teatrem?
Moja przygoda z teatrem zaczęła się w dzieciństwie. Wiem, że wszyscy tak mówią, ale to prawda. Początkowo, nie były to występy sceniczne - na to byłem zbyt nieśmiały. Na porządku dziennym było jednak zakłócanie rodzinnego oglądania telewizji przez moje piania i jęki. Jako mały brzdąc wiedziałem, że z pewnością chcę śpiewać, albo grać na scenie. Tego się też trzymałem. Nie wiedząc o życiu kompletnie nic, trwałem w swoim własnym, wymyślonym świecie i było mi z tym dobrze.
Kiedy powstał twój teatr?
Teatr Paragraf (-2) powstał w 2002 roku. W październiku odbył się pierwszy oficjalny występ. Daliśmy pokaz dwóch etiud teatralnych. Nie był to duży spektakl - raczej przymiarki sceniczne. Publiczność była zadowolona, więc można uznać nasze początki za udane. Początkowo grupa nazywała się Teatr Pozytywny, jednak ta nazwa nie do końca odzwierciedlała oblicze naszej działalności. Wymyśliliśmy więc inną nazwę, co do której także miewamy wątpliwości - ale co zrobić. Nie można co chwilę zmieniać nazwy teatru. Paragraf (-2) oznacza ciągły rozwój i ciągłe przekraczanie granic. Ponieważ nie ma paragrafów minusowych, jest to zaprzeczenie stałości i pragmatyczności w teatrze. Nie da się ująć sztuki w ramy, zatrzymać jej i nadać granic. To wszystko stało się myślą przewodnią teatru.
Opowiedz o pierwszym wyreżyserowanym przez Ciebie przedstawieniu. Czy z perspektywy czasu coś byś w nim zmienił?
Pierwszym spektaklem, za który solidnie się wzięliśmy, była Dolina Wisielców. Scenariusz powstał według mojego pomysłu. Reżyserią zajął się ówczesny dyrektor domu kultury przy którym teatr działał i działa - Marcin Sobieszek. Była to opowieść o chłopaku, który zatracił rzeczywistość popadając w nałóg narkotykowy. Taka bardzo dydaktyczna i schematyczna opowiastka. Z perspektywy czasu, zmieniłbym tam wszystko. Teraz piszę i wyobrażam sobie teatr zupełnie inaczej. To było osiem lat temu i od tego czasu wiele się zmieniło. Tamten spektakl był bardzo kiepski, a aktorzy nieprzygotowani tak, jak to być powinno. Jednak początki właśnie tak wyglądają. Zaczyna się od najniższego szczebelka. Każdy spektakl, to nowe wartości i nowe doświadczenia. Nowe pomysły na nowe projekty.
Pierwszy spektakl, za który wziąłem się już osobiście to Marionetka. Choć może nie do końca to tylko moja zasługa. To była raczej współpraca z aktorami. Ciągłe wymienianie zdań - często burzliwe. Jednak scenariusz i pomysł był mój. To było swoiste odrodzenie teatru po ponad rocznej przerwie. Ku naszej radości zakończyło się sukcesem. Muzyka grała na żywo. Na końcu zabrzmiała piosenka, śpiewana przez moją przyjaciółkę. Byłem bardzo zadowolony. Myślę, że publiczność też.
Kim są Twoi aktorzy? Zgłaszają się do Ciebie sami, czy są wyłaniani podczas castingów?
Moimi aktorami się przede wszystkim studenci. Kiedy zaczynali pracę w teatrze, oczywiście studentami jeszcze nie byli. Jest to teatr „niezmienny”. W większości przypadków od ośmiu lat, jest to ta sama grupa ludzi, która dojrzewała w teatrze, rosła razem z nim. Staliśmy się paczką przyjaciół, która dobrze się rozumie. To sprawia, że uchodzimy za „grupę zamkniętą”. Były jednak próby powołania nowych oddziałów aktorskich. Jednak castingi nie przynosiły rezultatów. Pojawiała się jedna, dwie osoby. Od kilku lat, większość moich aktorów jest poza miejscem zamieszkania, dlatego spektakle odbywają się latem. To jedyny czas, kiedy ekipa może się spotkać i popracować razem. Są to naprawdę dwa pracowite miesiące.
Wiem, że Ty także grywasz w swoich przedstawieniach. Czy trudno jest połączyć pracę aktora z pracą reżysera?
Ze względu na to, że większość moich aktorów to kobiety, często brakuje mężczyzn. Poza mną, jest tylko jeden chłopak w zespole. Czasem jestem więc zmuszony grać. Staram się tworzyć nowe scenariusze, choć nie ukrywam, że od pewnego czasu wolę stać na scenie. Kiedy się gra i reżyseruje jednocześnie, wiele rzeczy ucieka. Sceny są niedopracowane, pojawiają się luki w kompozycji. Nie jestem w stanie wszystkiego zauważyć i o wszystko zadbać. Praca aktora i reżysera jednocześnie, jest trudna. Zdecydowanie nie polecam. Spektakl wychodzi wtedy technicznie gorszy.
Z jakiego przedstawienia jesteś najbardziej zadowolony i dlaczego?
Najbardziej zadowolony jestem z ostatniego przedstawienia, czyli z Denata. Moi znajomi, powtarzają, że co rok podnoszę sobie poprzeczkę. Każdy kolejny spektakl jest dojrzalszy, lepiej zrobiony. Denat, to czarna komedia, w której zadbałem o scenografię, kostiumy, makijaże i dobór muzyki. Byłem i jestem z tego przedsięwzięcia bardzo zadowolony. Próby trwały przez całe wakacje. Oczywiście nie odbyło się bez problemów, ale one pojawiają się zawsze.
Zdradź nam nad czym teraz pracujesz.
Ha! No i tu pojawia się problem. Otóż jak co roku zabrałem się za kolejny scenariusz, by mógł być gotowy już w czerwcu. Jednak scena, na której zawsze odbywają się nasze spektakle, w wakacje będzie poddana remontowi. Wyklucza to jakiekolwiek działania artystyczne. Zostaliśmy bez sceny, a trudno jest znaleźć zastępczy budynek. Poza tym publiczność przyzwyczaiła się do tego, że co roku spektakle odbywają się w tym samym miejscu. Zacząłem jednak pisać scenariusz. Może przyda się po remoncie. To opowieść o siostrach, które są duchami i muszą żyć w towarzystwie śmiertelników. Nie wiem jednak, kiedy scenariusz doczeka się swojej realizacji.
Zostawmy na moment teatr. Skąd wziął się pomysł na kabaret?
W Wolsztynie od kilku lat odbywał się Festiwal Sztuk Młodych, na którym cała „śmietanka artystyczna” z okolic mogła się spotkać i porozmawiać o sztuce. Tam też zrodziła się idea kabaretu. Oficjalnie kabaret powstał w 2006 roku, choć zabawa z tekstami zaczęła się trochę wcześniej. Był już teatr, nadszedł więc czas na coś nowego. Tak powstał Kabaret GCI – czyli Gamonie Ciągle Istnieją. Kabaret początkowo liczył sześć osób - trzy dziewczyny i trzech chłopaków. Jednak po kilku pierwszych „pokazach” grupa zredukowała się do trzech dziewczyn i jednego chłopaka - czyli mnie. Zmieniła się też nazwa Kabaretu, na Błąd Sceniczny. W kabarecie grają także aktorki teatru Paragraf(-2) więc wszystko pozostało w jednej rodzinie.
Skąd czerpiecie pomysły na kabaretowe skecze?
To bardzo trudne pytanie. Czasem sam się zastanawiam, w jaki sposób mogłem na dany pomysł wpaść. Jeden z filozofów powiedział, że człowiek nie jest wstanie wykreować nic poza tym, co już istnieje i czego wcześniej doświadczył. Skecze i pomysły biorą się więc z życia. Często pomysłem jest jakieś hasło, impuls, przedmiot, sytuacja napotkana w sklepie, w parku, czy w jakimkolwiek innym miejscu. Czasami, kiedy nie wiem co napisać, pytam znajomych. Podglądam także inne kabarety i szukam czegoś dla siebie.
Czym zaskoczyć nas może kabaret Błąd Sceniczny? Co wyróżnia go na tle innych kabaretów?
Kabaret Błąd Sceniczny postanowił być apolitycznym, z małym „gertychowskim” wyjątkiem. Wokół jest mnóstwo ciekawych tematów, które można wykorzystać, nie trzeba uciekać do polityki. Kabaret wywodzi się z teatru, a więc najważniejszy jest tekst. Mówiono o nas jako o kabarecie literackim i chyba faktycznie coś w tym jest. Ostatnio w rozmowie z Krzysztofem Deszczyńskim związanym niegdyś z kabaretem „Tey” okazało się, że według niego sporym plusem w naszym kabarecie jest skład. Trzy dziewczyny plus chłopak - to nie zdarza się zbyt często.
Co Olsztyn i Twoje studia na UWM wniosły do Twojego życia artystycznego?
Studia na UWM wniosły do mojego życia bardzo wiele. Każde nowe miejsce, a Olsztyn był dla mnie nowym miejscem, wnosi coś do życia. Nowa przestrzeń, to nowe inspiracje i pomysły. Wiele się nauczyłem studiując na UWM. To czasy dokonałych tekstów i projektów. W Olsztynie powstało kilka scenariuszy spektakli, m.in. Denat, Wiedźmy, Babel. No i oczywiście niezliczona ilość skeczy. Olsztyn to również Teatr Jaracza, Biały Teatr, Teatr Rapsodyczny, Marta Andrzejczyk, Krystyna Spikert i wiele innych osób i miejsc, które mnie inspirowały.
Jak wspominasz grę w studenckich teatrach?
Na studiach poznałem Krystynę Spikert, która zainicjowała Naukowe Koło Teatralne „Rapsod”. Było to dla mnie wyzwanie i niesamowita przygoda ze słowem. Słowem, które w tym teatrze stało na pierwszym miejscu, było najważniejsze. Praca z Krystyną Spikert była dla mnie niezwykle odkrywcza. Wiele się dowiedziałem na temat technik mowy scenicznej, oddechu, pracy z tekstem i jego interpretacji. W teatrze poświęcaliśmy dużo czasu na ćwiczenia rozgrzewające ciało, aparat mowy i rezonatory. Później była długa, analityczna praca nad tekstem. Praca pod okiem Krystyny Spikert nauczyła mnie podchodzić do tekstu z większą świadomością.
Wiem, że piszesz wiersze, opowiadania, felietony. Co chcesz w nich wyrazić?
Ostatnio piszę już mniej. Nie wiem dlaczego. Może bardziej spełniam się w tekstach teatralnych. Felietony pisałem i czasami zdarza mi się jeszcze coś napisać. Głównie na temat nurtujących mnie spraw i problemów. Jeśli chodzi o wiersze, to jest to czysta zabawa słowem. Przez wiersz można wyrazić wszystko. Lepiej czuję się w poezji niż w prozie. Moje opowiadania, to raczej eksperymenty. Choć jak wiadomo, nic nie dzieje się bez przyczyny.
Grzegorzu, w imieniu portalu olsztyn.com.pl życzę Ci wielu sukcesów na scenie - zarówno teatralnej, jak i kabaretowej. Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Ja również dziękuję i zapraszam do oglądania moich spektakli.
A | A | A
Data dodania: 2010-07-05 10:42
AlicjaFafinska
W magicznym świecie teatru
Grzegorz Śmiałek jest byłym studentem UWM. Obecnie rozkręca własny teatr, tworzy kabaretowe skecze, pisze wiersze i felietony. Czym jeszcze jest w stanie nas zaskoczyć?
reklama
Źródło: Rozmawiała Alicja Fafińska
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz