Czy urodził się pan w Olsztynie?
- Jestem osobą niewidomą, mieszkającą w Olsztynie. Tutaj także się urodziłem.
Jak to się stało, że zaczął pan grać w miejskim ratuszu hymn „O Warmio moja miła”?
- Dowiedziałem o tym od swojego nauczyciela, św. pana Jerzego, który uczył mnie gry na trąbce. Skończyłem pierwszy i drugi stopień w szkole muzycznej. Pierwszy na fortepianie, drugi na trąbce i akurat wtedy, gdy ją kończyłem, powiedział mi, że jest taki artykuł w gazecie, gdzie radni poszukują trębacza, bo miasto chciałoby przywrócić tradycję odgrywania hejnału. Już kiedyś w historii Olsztyna był taki moment. Wcześniej ktoś grał na trąbce, później były kuranty, a na koniec zachciano by ktoś grał to na żywo. To pomyślałem sobie: spróbuję. Nawet nauczyciel powiedział: „Daniel spróbuj. Zobaczysz, że to będzie fajna przygoda”. W 2009 roku w urodziny miasta, 31 października o godz. 12 zabrzmiał po raz pierwszy od tak dawna hymn Warmii odegrany właśnie przeze mnie. Jest to dla mnie wielka duma, że mogę promować lokalny patriotyzm. Granie hymnu to tylko element bycia patriotą, który odgrywa hymn małej ojczyzny, bo jednak region Warmia i Mazury nią jest.
Daniel Rupiński
Od kiedy tak naprawdę zaczęła się pana przygoda z muzyką?
- Mając już 4 latka zacząłem śpiewać w kościele. Później, prawdziwy debiut nastąpił, gdy miałem 8 lat i wystąpiłem w programie „Od przedszkola do Opola”. Śpiewałem wtedy piosenkę Janusza Laskowskiego „Żółty jesienny liść” i od tego momentu zaczęła się na dobre moja przygoda z muzyką. Zakończyło się to takim sukcesem, że wygrałem ten program. Mając 10 lat zacząłem naukę w szkole muzycznej, co też nie było łatwe. Znalezienie nauczyciela dla osoby niewidomej nie jest tak proste jak się wydaje. Lekcje przebywają zdecydowanie inaczej. W szkole w Laskach są tylko osoby niewidome. Z tego powodu moi rodzice nie chcieli, żebym mieszkał w internacie, gdzieś poza domem. Wychowałem się więc w domu, gdzie wszyscy są pełnosprawni tak jak moje dwie starsze siostry. Poprzez to nauczyłem się odnajdywać w środowisku osób widzących. Przebywanie tylko w otoczeniu niewidomych rodzi trudne doświadczenie w przyszłości.
Czy poza trąbką i fortepianem gra pan jeszcze na jakimś instrumencie?
- Grywam na akordeonie. Sam się tego nauczyłem. Jest to bardziej hobbistyczne niż profesjonalne. Rzadko kiedy to robię, ale jeśli ktoś mnie poprosi, żebym coś zagrał, to z chęcią gram.
Czy udało się panu coś skomponować?
- Jakiś czas temu, w 2019 roku nagrałem autorską płytę „Sercem widzę więcej”. To była taka płyta nie na sprzedaż, tylko promująca region Warmii i Mazur oraz moją osobę. Wydana została dzięki pomocy Urzędu Miasta oraz Fundacji „Szansa dla niewidomych” w Olsztynie. Chciałbym wydać kolejną, ale jeszcze nie mam na to pomysłu.
Pierwsza piosenka, którą pan zaśpiewał to…
- To była taka pieśń „Ty jesteś Bogiem mym”. Wtedy autor, Michał Juszczakiewicz powiedział do mnie: „Danielu, słyszałem, że ty lubisz śpiewać psalmy”. To była pieśń, nie psalm, ale odpowiedziałem „tak”. Zapytał, jaką pieśń religijną bym zaśpiewał i ta właśnie przyszła mi pierwsza na myśl. Opowiada ona o Bogu, któremu dziękuję za życie na świecie. Moja wiara pomogła mi w całym życiu i ciągle tak jest.
Jakie ma pan marzenie odnośnie kariery muzycznej?
- Powiem tak: warto mieć marzenia. Lubię np. osoby starsze i chciałbym udzielać się w ich środowisku: rozmawiać z nimi, spotkać się. Z racji tego, że w Olsztynku należę do kościoła chrześcijan baptystów, mam taką zaprzyjaźnioną 97-letnią seniorkę. Wtedy sobie pomyślałem, że warto wspierać takie osoby. Dlaczego lubię osoby starsze? Dlatego, że mają dużo spokoju, opowiadają szczerze o sobie, są doświadczone, przekazują dużo historii. Ciekawi mnie bardzo, co te osoby przeżyły za czasów wojny. Ja wiem, że są to trudne i smutne tematy dla niektórych, ale myślę, że takie osoby nie stronią od tych informacji.
Jakie trudności spotykają osobę niewidomą na co dzień?
- Tam, gdzie znam teren, poruszam się samodzielnie z białą laską, np. od przystanku tramwajowego do domu czy z domu na tramwaj, do sklepiku osiedlowego czy do śmietnika. Mniej więcej wiem, jak dojść do tych podstawowych punktów. Gorzej jest w innych częściach miasta, bo każda trasa jest inna i każdej by trzeba się nauczyć, co jest jednak czasochłonne, ale do wykonania. Z tego też powodu w większości przypadków poruszam się z żoną, więc na dzień dzisiejszy nie potrzebuję tak szerokiego poznania miasta. Aczkolwiek przydałoby się to w przyszłości. Jak znam już część miasta, to wiem, że sam będę w stanie gdzieś dojechać albo często są sytuacje, że się z kimś gdzieś umówię i wiem, że ta osoba na mnie czeka.
Czy Olsztyn jest dostosowany do osób niewidomych?
- W miarę możliwości jest. Miasto rośnie w siłę, co się chwali, jeśli chodzi o Olsztyn. Gdzieniegdzie są takie mankamenty jak nieudźwiękowiona sygnalizacja lub jej całkowity brak. Moglibyśmy narzekać dużo, ale najlepiej się cieszyć z tego, co jest.
Gdzie poznał pan żonę?
- Jest taki dom środowiskowy „Pomost”. Żona była tam akurat jako uczestnik, a ja jako gość, który miał zaśpiewać. Odbywało się to na jubileuszu seniorki, która miała 90 lat. Żona miała wtedy 35 lat. Po zagraniu jednej z piosenek ze swojej płyty, zapytałem się zgromadzonych: „Kto z was jest najmłodszy/najstarszy?” Jedna z instruktorek, która tam była stwierdziła „no ja”, ale Justyna, żona, szybko odpowiedziała, że jest tam najmłodsza. W ten sposób zaczęła się nasza rozmowa. Poczułem, że ta osoba jest bardzo fajna. Nie przeszkadzało jej to, że jestem niewidomy. Traktowała i traktuje mnie jakbym widział. Za to właśnie kocha się drugą osobę, która akceptuje człowieka takiego, jakim jest. Wydaje mi się, że niektórzy, którzy nie mieli styczności z osobami niepełnosprawnymi myślą o mnie, że jestem niewygodny społecznie.
Napisał pan autobiografię…
- Tak, ale pisałem wtedy głównie o narzeczonej. Na co zwracam uwagę, jak inne osoby na mnie reagują. Troszkę było to pesymistyczne, ale były to moje przemyślenia. Chciałem, aby inni chociaż trochę poznali moją perspektywę postrzegania świata. Powstało pięć krótkich rozdziałów, w formie ulotki, okładki do płyty, która opowiada o artyście. Chciałbym kiedyś napisać książkę z codziennymi doświadczeniami dla tyflopedagogów (osoby zajmujące się niewidomymi - dop. autor), żeby uświadomić innych, z czym taka osoba jak ja musi się zmierzyć.
Rozmawiała Kamila Helwak
Komentarze (7)
Dodaj swój komentarz