- Dlaczego chciałby pan zostać prezydentem Olsztyna – pytam A. Ryńskiego.
- Na pewno nie dlatego, że zatęskniłem za byciem VIP – em. Zaszczyty mnie nie interesują, ten etap mam już za sobą. Trawestując Witosa, mogę powiedzieć, że „nie dla grania wielkiej roli, ale z tego co mnie boli”. A w Olsztynie boli mnie wiele rzeczy. Mam wrażenie, że ten ból podziela też wielu olsztynian. Mówię to na podstawie rozmów ze swoimi sąsiadami, ale także i tych prowadzonych podczas spotkań przedwyborczych.
Olsztyn według mnie nie wykorzystuje w pełni swojej szansy rozwoju. Przede wszystkim chodzi mi o zbyt mały zakres wykorzystywanych funduszy europejskich. Obawiam się, że przy tym stylu sprawowania władzy nadal będziemy marnowali swoją szansę, w kolejnym okresie budżetowym Unii. Jeśli tak by się stało, to Olsztyn będzie na wiele, wiele lat w „drugiej lidze” ważności polskich miast. A ja chciałbym grać w ekstraklasie.
- Co pan rozumie poprzez określenie „niewykorzystana szansa”. Bo albo ktoś ma złą wolę i nie chce brać pieniędzy z Brukseli i z Warszawy, albo jest to efekt jakiejś nieudolności, a może swoistej kalkulacji…
- Nikogo nie podejrzewam o złą wolę. Tyle, że dobrą wolę, to mają wszyscy olsztynianie. Poza dobrą wolą, należy mieć jeszcze określone umiejętności i zasady działania. Olsztyn korzysta z pomocy unijnej. W tym wykorzystywaniu środków unijnych nie widać jednak wizji i zaplanowanych długofalowych działań. Jest tylko skakanie z tematu na temat. Na zasadzie: jest szansa na pieniądze to aplikujemy. Była szansa na pieniądze na budowę linii tramwajowych, to Olsztyn zaczął się o te środki starać. Nikt sobie nie zadał trudu by przeanalizować, czy ten tramwaj rzeczywiście jest naszemu miastu potrzebny, czy rozwiąże problemy komunikacyjne miasta.
W Olsztynie nie funkcjonuje także komunikacja społeczna. Władza nie chce rozmawiać z mieszkańcami. To utrudnia podejmowanie jakichkolwiek, strategicznych, decyzji. To także obniża aktywność społeczną olsztynian. Wszystkie bowiem inicjatywy, podejmowane w mieście, powinny być inicjatywami rozumianymi i akceptowanymi przez jego mieszkańców. Nawet te najtrudniejsze decyzje powinny być poddane, wcześniej, szerokim konsultacjom. Obecnie ja tego nie widzę. Władze natomiast bardzo chętnie, publicznie, pokazują całe pasmo swoich sukcesów. Ja tych sukcesów nie kwestionuję, ale jak już mówiłem, nie są one wynikiem jakiejś przemyślanej strategii. To miotanie się od sprawy do sprawy.
- Jako przykład zlej decyzji podał pan budowę linii tramwajowej…
- Nie twierdzę jednoznacznie, że to był błąd. Widzę jednak, że dzisiaj nikt nie jest w stanie powiedzieć, na ile ta inwestycja rozwiąże problemy komunikacyjne Olsztyna, a na ile je skomplikuje. Puszczenie linii tramwajowej ulicą Kościuszki już dowodzi, że nie polepszy to przejezdności olsztyńskich ulic. Ponadto już teraz mówi się, że bilety do olsztyńskich tramwajów będą kosztowały minimum 4 złote. Mam więc wątpliwości, by dotychczasowi użytkownicy samochodów osobowych mieli przenosić się ze swoich pojazdów do tramwaju, przy tej cenie biletu. Nie trafiają do mnie sentymentalne opowieści obecnego prezydenta, który przywołuje olsztyńskie tradycje tramwajowe. W takiej sytuacji o wiele tańsze byłoby założenie muzeum olsztyńskich tramwajów, bez konieczności odbudowy trakcji.
Obecnie jednak sprawy zaszły już za daleko i tę inwestycję należy po prostu zakończyć. Opóźnienia są bardzo znaczne, a koszty rosną. Dowodzą one tylko jednego: w Olsztynie mamy do czynienia z chaosem inwestycyjnym. A przecież budowa linii tramwajowych musi być nie tylko zakończona do końca przyszłego roku. Na 31 grudnia 2015 ustalony jest także termin rozliczenia całości. Gdyby ten termin nie został dotrzymany to Olsztyn nie dostanie pieniędzy z Brukseli, przeznaczonych właśnie na ten cel. To byłaby dla miasta katastrofa finansowa.Drugim dowodem chaosu inwestycyjnego są, rozpoczęte kilka tygodni temu, prace wokół budowy, wspólnego dla Olsztyna i okolicznych gmin, zakładu utylizacji odpadków. Wcześniej mówiło się, że cykl budowy tego rodzaju obiektu to 24 miesiące, teraz zaś ogłoszono, że wystarczy 10 miesięcy. Mam podejrzenie, że przyspieszenie to skutek groźby, że całą inwestycję trzeba rozliczyć do końca przyszłego roku. Bo też chodzi tu o pieniądze unijne. Cała sytuacja wynika ze złego kontaktu władz Olsztyna z okolicznymi gminami. W połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy byłem prezydentem Olsztyna, utrzymywaliśmy, wspólnie z okolicznymi gminami pięć linii autobusowych. Dzisiaj autobusy miejskie jeżdżą tylko do jednej gminy. To efekt braku partnerskiego porozumienia z wójtami. Partnerskie kontakty z gminami będą potrzebne jeszcze bardziej, gdy powstanie obwodnica Olsztyna. Część terenów okolicznych gmin będzie wewnątrz kręgu, tworzonego przez drogę obwodową, a część na zewnątrz. To będą atrakcyjne tereny inwestycyjne.
- Wyborcy bardzo często rozliczają swoich samorządowych wybrańców, poprzez pryzmat inwestycji przeprowadzonych podczas danej kadencji. Potrzebne są do tego pieniądze.
- Budżet samorządu nie jest z gumy. To ciągle ten sam miliard złotych rocznie. A przecież Olsztyn ma już pewien garb inwestycyjny. To jest choćby konieczność zakończenia budowy trakcji tramwajowej. Gmina jednak nie może być porównywana z firmą. Bo tu nie zysk (jak w przedsiębiorstwie) jest najważniejszy. Trzeba więc w każdych planach dostrzegać interes społeczny. Nie wolno więc rezygnować z inwestycji. Gdy brakuje na nie środków w budżecie, to przecież, prócz funduszy europejskich, jest jeszcze coś takiego jak partnerstwo publiczno-prywatne. W Olsztynie tego ostatniego mechanizmu praktycznie nie wykorzystywano.
- Gdzie pan, w Olsztynie widzi pole do partnerstwa publiczno-prywatnego.
- Ostatnio wiele się mówi o konieczności budowy nowej elektrociepłowni. To jest idealne pole do tego rodzaju formy, wspólnego inwestowania. A z tą elektrociepłownią trzeba się spieszyć, bo przecież z końcem 2017 Michelin ma wyłączyć swoją ciepłownię, która dostarcza także ciepło miastu.
Podobnie może wyglądać współpraca w zakresie służby zdrowia. W perspektywie trzeba dążyć do tego, by na bazie olsztyńskich placówek zbudować kompleksową ofertę pozwalającą, bez szkody dla naszych pacjentów, świadczyć nowoczesne usługi medyczne dla pacjentów z Polski i z zagranicy, np. z Rosji, krajów nadbałtyckich czy Skandynawii. To mogłaby być jedna z naszych specjalizacji i element przyciągania międzynarodowych „turystów” medycznych akurat do Olsztyna. …
- Są jeszcze fundusze europejskie. Mają jednak one to do siebie, że zawsze trzeba mieć udział własny. Skąd brać na to pieniądze?
- Podwyżka podatków to droga donikąd. Zamiast zwiększać obciążenia podatkowe, lepiej sprawić, by było więcej podatników. Wtedy i wpływy będą większe. Przypominam, że miasto czerpie przychody z podatku od nieruchomości, zatem im więcej firm go płaci, tym lepiej. Poza tym dostajemy pieniądze z odpisu od podatku CIT, też płaconego przez firmy zarejestrowane w Olsztynie. Czyli znowu – im więcej firm, tym lepiej. Poza tym mamy udział w podatku PIT – czyli im więcej zarabiamy, tym lepiej dla miasta. Dlatego w tym kierunku powinna iść polityka miasta: wspieranie przedsiębiorstw, ułatwianie zakładania działalności gospodarczej, a przy tym odpowiednio elastyczne działania podatkowe, stymulujące rozwój działań biznesu w kierunkach, na których zależy miastu. Ot, choćby zwiększanie ilości miejsc pracy, przyciąganie handlu, na powrót, do Starego Miasta. Poza tym normalną formą finansowania zadań jest kredyt. Oczywiście tylko wtedy, gdy jest on traktowany jako dźwignia finansowa i służy zadaniu inwestycyjnemu. Bo tylko wtedy mamy pewność, że pieniądze nie są przejedzone, lecz właściwie wykorzystane.
- Olsztyn ma w swoich granicach obszar specjalnej strefy ekonomicznej…
- I władze miasta tego w ogóle nie wykorzystują. Olsztyn nie jest nawet udziałowcem strefy. A przecież to przynosi wymierne korzyści miastu. Co tu zresztą mówić o strefie, jeśli u nas szwankuje codzienny kontakt władz miasta z biznesem. Bywa, że prezydent zwołuje biznesmenów na spotkanie konsultacyjne w jakiejś sprawie, w którejś już wcześniej podjęto decyzje. To nie jest poważne traktowanie ludzi.
- Wielu obserwatorów życia politycznego w Olsztynie twierdzi, że jednym z podstawowych błędów obecnego prezydenta jest zabranie jakiejkolwiek decyzyjności wiceprezydentom, dyrektorom wydziałów. Wszędzie swój podpis może postawić tylko prezydent.
- Urzędnik powinien mieć duży zakres swobody przy podejmowaniu decyzji. Przecież ci ludzie pracują na stanowiskach kierowniczych, biorą pieniądze, mają często świetne wykształcenie i bogate doświadczenie – dlaczego im się nie ufa? Prezydent nie jest geniuszem znad Łyny, nie zna się na wszystkim najlepiej, od tego są fachowcy w poszczególnych dziedzinach. Gdyby dzisiaj zapytać mieszkańca Olsztyna o nazwiska wiceprezydentów miasta to pewnie większość nie potrafiłaby ich wymienić. Znaczy to, że są oni (wiceprezydenci) sprowadzeni do roli wykonawców poleceń szefa i najczęściej występują w roli „zderzaków” na trudnych dla szefa spotkaniach z mieszkańcami. To nie jest właściwe. Ja swój model prezydentury chciałbym oprzeć na fachowcach, o szerokich kompetencjach, którym ufam. Partnerem dla prezydenta powinny być także rady osiedlowe, organizacje pozarządowe. Bo model autorytarny absolutnie mi nie odpowiada.
- Największą pozycją w budżecie miasta jest oświata. To ponad 300 milionów złotych rocznie, przy budżecie niewiele przekraczającym jeden miliard.
- Teoretycznie oświata powinna być utrzymywana, z otrzymanej z Warszawy, subwencji oświatowej. Te środki wystarczają jednak na nie więcej jak 60% potrzeb. Pozostałe środki miasto przeznacza z własnych dochodów. Nowy prezydent będzie więc musiał przyjrzeć się całemu systemowi olsztyńskiej oświaty. Zamiast straszyć likwidacją szkół, lepiej myśleć o zmniejszeniu liczby uczniów w klasach.. W miejskiej oświacie jest obecnie wielka stagnacja. Środki przekazywane z ratusza starczają praktycznie tylko na płace. To oznacza dekapitalizację bazy. Trzeba więc podjąć rozmowy, tak z nauczycielami jak i z rodzicami, nad niezbędnymi reformami. Trzeba np. koniecznie znaleźć dodatkowe pieniądze na zajęcia pozalekcyjne. Przecież obecnie jest coraz mniej uczniów, ale ciągle brakuje miejsc w przedszkolach i żłobkach. Trzeba to jakoś zbilansować, rozmawiać z nauczycielami o zmianie specjalności. Do tej pory ratusz starał się nie widzieć problemu, przedkładając święty spokój nad przyszłościowe rozwiązania. A jednocześnie, w tejże oświacie, od 10 lat pracownicy administracji, nie dostali żadnej podwyżki płac. Tak nie może być.
- Przez wiele lat mówiło się w Olsztynie o szansie jaką daje ustanowienie małego ruchu granicznego z Obwodem Kaliningradzkim. Tymczasem Rosjanie owszem jeżdżą do Polski, ale do Braniewa i Bartoszyc na zakupy oraz turystycznie i na większe zakupy, do Trójmiasta. Co zrobić by jednak kaliningradczycy zaczęli również przyjeżdżać do Olsztyna.
- Kaliningrad jest formalnie miastem partnerskim Olsztyna. Mam wrażenie, że obecne władze miejskie całkowicie o tym zapomniały. Porozumienie o współpracy dwóch miast jest całkowicie martwe. Trzeba więc przywrócić normalne, robocze kontakty z merem tego miasta. Potem trzeba ustalić jakieś codzienne działania, mające skutecznie promować Olsztyn w Kaliningradzie. Trzeba wypracować atrakcyjną ofertę dla Rosjan. Ot choćby turystyka medyczna, specjalistyczne usługi. Trzeba jednak pamiętać, że promocja powinna być poparta także innymi działaniami. Należy zacząć od spraw najdrobniejszych. Ot choćby napisy w języku rosyjskim. Ja ich obecnie w Olsztynie nie widzę. A w Trójmieście jest ich mnóstwo. Oczywiście nie uda nam się, jako władzom miasta wyremontować drogi przez Bartoszyce do Olsztyna, bo to jest droga krajowa. Władze miejskie jednak powinny przymierzyć się do, wspólnego z marszałkiem, dofinansowania połączenia kolejowego Kaliningradu z Olsztynem.
- Co pan uważa za najważniejszą cechę prezydenta miasta?
- Osoba na tym stanowisku musi być nie tylko budowniczym czy administratorem. Bo to potrafi wielu. Dobry prezydent to człowiek z wizją. Ktoś, kto potrafi wyobrazić sobie miasto i zapytać mieszkańców, czy im takie wyobrażenie odpowiada. To ktoś, kto umie budować porozumienie w sytuacjach trudnych. Kto nieustająco pracuje nad wizerunkiem miasta i ma świadomość, że jego ewentualne złe postępowanie może rzucać cień na ogólnopolską opinię o mieście i 170 tysiącach ludzi. Który dba o to, by olsztynianie, gdzieś tam w Polsce, nie wstydzili się miejsca swojego zamieszkania.
Nie twierdzę, że mam właśnie w teczce wszystkie najlepsze pomysły na rozwiązanie wszystkich miejskich problemów. Tylko niepoważny człowiek może mówić, że wie wszystko od razu i wszystko od jutra załatwi, tylko trzeba go koniecznie wybrać na prezydenta. Mam natomiast określone i sprawdzone przez lata umiejętności i doświadczenie w pracy z ludźmi. Liczbę moich współpracowników, z którymi pracowałem przez lata w różnych instytucjach, liczę dziś w tysiącach i myślę, że oni mogliby wystawić mi całkiem niezłą rekomendację. Gdyż moja filozofia zarzadzania opiera się na współpracy i pracy zespołowej. W przypadku całego miasta takim zespołem są mieszkańcy. A więc zapraszam Państwa do mojego zespołu. Zacznijmy 16 listopada!
- Dziękuję za rozmowę.
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (4)
Dodaj swój komentarz