Piotr Piskorski pochodzi z Płocka, natomiast piękno akwenów Warmii i Mazur, skłoniło go wiele lat temu do osiedlenia się w naszym regionie na stałe. Już jako dziecko przejawiał zainteresowanie wędkarstwem. Podczas wywiadu wspominał, iż niezbędny element wszystkich podróży wakacyjnych, na które zabierał go tata, stanowiły wędki.
Z biegiem lat hobby pochłonęło naszego gościa do tego stopnia, iż ryby stały się dla niego jedynym tematem do rozmów.
- Poszło to u mnie w stronę pasji nieokiełznanej, która wzbudzała nawet u moich rodziców obawę. Nie mogłem usiedzieć w domu, wszystko było mniej ważne od tego, żeby pójść nad jakąkolwiek wodę i zarzucić wędkę. To zawsze jest ciekawa historia, dlaczego osoba opanowana przez tę wędkarską pasję, nie potrafi rozmawiać na inne tematy, kiedy inne traktują to bardziej rozsądnie – mówił.
Dzięki zgłębianej przez lata wiedzy, nasz rozmówca połączył zainteresowanie rybami z pracą zawodową. Udało mu się rozwinąć biznes, który odniósł międzynarodowy sukces. Piskorski jest założycielem firmy Salmo, zajmującej się produkcją woblerów (sztucznych przynęt imitujących małe rybki).
Wyznacznik poziomu biznesu stanowiły dla Piskorskiego czołowe firmy zachodnie.
- Moim celem od początku było, aby nie poprzestać na naszym kraju. Przymiarki pokazywały, że te produkty przyjmą się nie tylko w Polsce. Zaczęliśmy wyrabiać opakowania po angielsku. Niektórzy się dziwili i radzili, żeby nie umieszczać napisu „made in Poland”. Wtedy to nie był synonim jakości ani dobrego towaru. Natomiast ja się uparłem i udało się lepiej, niż zakładałem. Z czasem stało się tak, że największe firmy wędkarskie kopiowały moje pomysły – wspominał.
Piskorski zarządzał firmą Salmo przez ponad 30 lat, do początku 2024 r. Zajmował się wówczas tworzeniem projektów woblerów, które służyły do połowu ryb drapieżnych.
Przynęty wykonuje się z drewna bądź tworzywa sztucznego, a następnie w odpowiedni sposób uzbraja w haczyki i inne elementy techniczne. Finalnie wobler zwijany w stronę wędkarza, porusza się jak mała rybka.
W okresie szczytowym produkty firmy Salmo eksportowano do 40 krajów na świecie.
- Kiedyś usłyszałem taką konkluzję, że Polska znana jest na świecie z Wyborowej i woblerów Salmo. To była moja wielka pasja, a nagrodą, oprócz ciekawych zamówień z różnych krajów, były pochwały od wędkarzy z całego świata. Posiadam mnóstwo historii z tym związanych. Koledzy namawiają mnie nawet do napisania książki – mówił Piskorski.
Podczas rozmowy z redakcją portalu Olsztyn.com.pl wędkarz wspomniał, iż dzięki prowadzonej działalności, miał możliwość podróżowania po wielu krajach, w których spotykał mistrzów profesji wędkarskiej, którzy przekazali mu ogrom wiedzy. Zdobyte doświadczenia nakłoniły Piskorskiego do założenia konta w serwisie YouTube, którego celem jest edukowanie miłośników wędkarstwa.
- Prowadzę kanał Q&A, czyli pytania i odpowiedzi. Wykorzystuję swoją wiedzę, jako ichtiologa, aby podpowiadać wędkarzom. Pokazuję tam również zdjęcia i filmy z moich wycieczek. Do tej pory odnoszę wrażenie, że jestem coś winien osobom, które mi zaufały, kupując produkty. Dzięki temu mogłem tak wspaniale spędzić swoje życie – wskazał.
Zapytany o słynne stwierdzenie wielu wędkarzy, że „ryba dzisiaj nie bierze”, Piskorski stwierdził, iż w dzisiejszych czasach mamy do czynienia z ogromną presją wędkarską. Dodatkowo, jako ogromny problem, wskazał zanieczyszczenie środowiska oraz obumieranie kolejnych ekosystemów.
Rozwiązaniem, które w znacznym stopniu wpłynęłoby na poprawę wskazanych zjawisk, byłoby według niego zaangażowanie władz w zaprzestanie degradacji rzek i jezior, np. poprzez zadbanie o dobrze działające oczyszczalnie ścieków. Piskorski stwierdził, iż środowisko ma swoją pojemność i w pewnym momencie przyroda przestaje sobie radzić.
- Warszawiacy, którzy budują domki w naszej okolicy, latem są zdziwieni, że woda przypomina zupę szczawiową. To jest wynik wieloletnich zaniedbań. Gdy jakość wody się pogarsza, to np. pstrąg potokowy, dominujący kiedyś w Pasłęce, wycofuje się z tych obszarów. Najgorsza jest w tym wszystkim bezradność. Potrzebne są decyzję i konkretne działania – mówił.
Piskorski dodał, iż temat pogarszającego się stanu wód, jest dla niego szczególnie przykry, ponieważ zdecydował się zamieszkać w Olsztynie, właśnie z powodu zachwytu akwenami.
W 1989 r. powstało Stowarzyszenie Miłośników Pasłęki „Passaria”, którego nasz rozmówca od lat pozostaje prezesem. Organizacja zajmuje się szeroko pojętą ochroną środowiska oraz monitorowaniem jego niekorzystnych zmian. „Passaria” opiekuje się również wodami pstrągowymi, ze szczególnym uwzględnieniem rzeki Pasłęki i jej dopływów w granicach województwa warmińsko-mazurskiego.
Stowarzyszenie współpracuje z Polskim Związkiem Wędkarskim oraz tworzy raporty środowiskowe do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Dodatkowo, cel stanowi zapobieganie kłusownictwu oraz zasadzanie drzew, które wpływają na poprawę kondycji rzecznego ekosystemu.
Nasz gość wspomniał, iż podczas swojej wieloletniej wędkarskiej kariery udało mu się złowić wiele ciekawych, zagranicznych okazów oraz jednego z największych szczupaków w Polsce, o długości 130 cm.
Piskorski podkreślił, iż złowione ryby, po obejrzeniu i sfotografowaniu, zostają wpuszczane z powrotem do wody.
O problemie nielegalnych wędkarzy, projekcie renaturyzacji Pasłęki, wspomnieniach z wędkarskich podróży, pięknie Nowej Zelandii, setkach wielkich pstrągów, a także w jaki sposób dopasować przynęty do rynku, Piotr Piskorski opowiedział redakcji portalu Olsztyn.com.pl.
Komentarze (3)
Dodaj swój komentarz