W środę (18 października) Polską wstrząsnęły wydarzenia z Poznania, gdzie nożownik zaatakował grupę przedszkolaków. Śmierć poniósł pięcioletni Maurycy, którego mężczyzna ugodził w klatkę piersiową. Jak relacjonowali świadkowie, przed zabójstwem 71-latek groził sprzedawczyni w sklepie. Później zaczepiał przypadkowych ludzi na ulicy. Nikt jednak nie zgłosił sprawy organom ścigania.
Sytuacja z Olsztyna ma kilka punktów wspólnych z poznańskimi wydarzeniami. Również mamy do czynienia z niebezpiecznym mężczyzną, który - póki co - pozostaje bezkarny.
Jakiś czas temu z naszą redakcją skontaktowała się zaniepokojona kobieta, która była świadkiem agresywnego zachowania mężczyzny w wieku ok. 35-40 lat w rejonie poczty przy ul. Limanowskiego. - Bardzo agresywny facet, kopnął z całej siły mojego psa, z łapami leciał do nas i naszych dzieci, było o krok od tragedii! - denerwuje się Czytelniczka.
Świadkowie opisują mężczyznę jako szczupłego, wysokiego, o blond włosach do ucha. Ubrany był w brązową bluzę i podarte spodnie. Sprawiał wrażenie osoby po zażyciu środków odurzających i/lub chorej psychicznie.
Kilka dni po opisanej sytuacji, Czytelniczka spotkała podejrzanego mężczyznę, siedzącego na jednej z ławek w mieście. Tym razem zachowywał się spokojnie. - Chciałabym przestrzec mieszkańców, bo słyszę od kilku osób, że widują go na Zatorzu. Sprawa zgłoszona na policję, ale umywają od tego ręce, bo nikogo nie zabił, ani nie okaleczył - twierdzi zaatakowana kobieta.
Jak przekazał nam mł. asp. Andrzej Jurkun z Komendy Miejskiej Policji otrzymano zgłoszenie o agresywnym mężczyźnie, który miał zaczepiać osoby postronne na jednej z ulic. Interweniujący funkcjonariusze w pobliżu nie zastali jednak wskazanego mężczyzny, który oddalił się przed przyjazdem patrolu.
Komentarze (40)
Dodaj swój komentarz