Artur Smolski był jednym z bohaterskich strażaków, którzy w 1971 roku gasili rafinerię w Czechowicach-Dziedzicach, po tym jak wybuchł w niej pożar.
Od lat mieszkał w wieżowcu na terenie SM Pojezierze. W wyniku miażdżycy przed ponad 6 laty amputowano mu nogi powyżej kolan. Od tamtej pory poruszał się tylko na wózku. Nie mógł opuszczać bloku, ponieważ winda zjeżdża na wysoki parter, a zostają jeszcze do pokonania strome schody przed drzwiami wejściowymi. I to te schody stały się barierą nie do pokonania dla emerytowanego strażaka.
Był więźniem w swoim bloku. Prosił prezesa Spółdzielni Pojezierze o budowę podjazdu dla wózka, jednak bezskutecznie. Wiesław Barański zasłaniał się przepisami, mimo że m.in. strażacy nie widzieli żadnych przeszkód, aby taką platformę zamontować.. Sprawą zajęły się media. Do pomocy niepełnosprawnemu włączyli się ludzie z całej Polski.
– Dane mi go było poznać przed wielu laty, gdy przygotowywałem materiały do wystaw i publikacji. To bohater czystej wody, z prawdziwego zdarzenia! Pamiętnego czerwca 1971 roku wraz z Zakładowym Oddziałem Samoobrony Olsztyńskich Zakładów Opon Samochodowych przebywał na ćwiczeniach w podbielskich Błoniach, skąd został skierowany do akcji w czechowickiej rafinerii. Podczas nocnego wybuchu zbiornika został bardzo ciężko ranny. Jego ciało było poparzone w 30 procentach, ale dzięki troskliwej opiece prof. Franciszka Kokota z Katowic pozostał przy życiu. Dawniej był wysportowanym barczystym mężczyzną. W swoim życiu był pilotem – ukończył szkołę spadochronową w Nowym Targu, szkołę szybowcową w Lęborku, a także posiadał uprawnienia do dalekomorskiego pływania – uczestniczył w wielu rejsach po Bałtyku. W wydawnictwie „Wciąż widzę tamten ogień” napisałem, że życie do tej dramatycznej historii w 1971 roku dopisało dalszy ciąg, bowiem bohaterski strażak sprzed 45 lat jest starszym schorowanym człowiekiem. Wówczas to zorganizowano zbiórkę środków dla pana Artura, który pilnie potrzebował protez obu nóg. Ostatnio były potrzebne środki na dalszą rehabilitację, zgodę i wykonanie platformy do zjazdu wózka z parteru do wejścia. W ostatniej rozmowie telefonicznej z panem Arturem usłyszałem: „Michale, głową muru nie przebijesz, słyszę tylko paragrafy i centymetry… dalej jestem przykuty”. Nie mogłem powstrzymać łez – powiedział w rozmowie z portalem Beskidzka24.pl Michał Kobiela, autor książki „Wciąż widzę tamten ogień”, gdzie znalazły się wspomnienia Artura Smolskiego dotyczące gaszenia pożaru w rafinerii.
Czego nie chciał zrobić prezes, starali się wykonać mieszkańcy nie tylko Olsztyna, ale i Bielsko-Białej oraz okolic, w tym Michał Kobiela.
Niestety, na pomoc było już za późno.
We wtorek o godz. 10.30 w parafii św. Józefa w Olsztynie odbyła się msza w intencji pana Artura. Pogrzeb bohatera miał miejsce na cmentarzu przy ul. Poprzecznej.
Komentarze (5)
Dodaj swój komentarz