Weekendowy, majowy poranek. Przez korony drzew przebijają się pojedyncze promienie słońca. Z przyjemnością wsłuchujemy się w śpiew ptaków. Nagle zadumę przerywa jednak głośny krzyk pawia. Znajdujemy się w „Parku Ptaków” w Lesie Miejskim, przy ulicy Wrzosowej 3.
Artur Stalewski, właściciel olsztyńskiej „Ptaszarni”, oprowadza nas po swoim królestwie. W umieszczonych pośród natury wolierach, znajduje się ponad 40 różnych gatunków ptaków. Oprócz tego, park zamieszkują również kozy, ostronos oraz króliki. Przystajemy na chwilę przy tych ostatnich. To właśnie od nich się wszystko zaczęło.
- Park prowadzę od 8 lat. Od tego czasu jest on otwarty dla zwiedzających. Wszystko zaczęło się od królików. Z czasem dokupowałem inne zwierzęta. Budowałem im woliery i zagrody. Wszystko, co tutaj widoczne, zrobiłem samodzielnie – opowiada nam Stalewski, właściciel „Ptaszarni”.
Zwierzęta, nad którymi sprawuje pieczę, nie są oswojone. Stalewski szanuje ich dziką naturę. Nie zmusza ich do dotyku. Niektóre z nich same jednak podchodzą do ludzi.
- Czasami ptaki wykazują chęć kontaktu z człowiekiem. Jeżeli ktoś się dobrze postara, podejdą. Jednak tylko w momencie, kiedy one tego chcą. Wydaje mi się, tak właśnie powinno być – komentuje mężczyzna.
Dodaje również, że wszystkie okazy, które mieszkają w parku, zostały zakupione u hodowców bądź zostały przyjęte od prywatnych właścicieli. Stalewski nie akceptuje zamykania w klatkach zwierząt, które urodziły się „na dziko”. Mówi, że to nieetyczne. Ze szczególnym rozrzewnieniem wspomina historię pierwszego spotkania z mieszkającym w parku ostronosem.
- Pamiętam, że byłem wtedy w Holandii w hurtowni zwierząt. Ta nazwa brzmi okropnie, ale tak to tam niestety wygląda. Ostronos siedział w kojcu o wielkości metr na metr. Podszedłem do niego. On spojrzał mi w oczy, ja spojrzałem w jego i już wiedziałem, że wróci ze mną do domu – mówi uśmiechając się nostalgicznie.
Stalewski nie nazywa „Parku Ptaków” biznesem. To dla niego hobby, któremu poświęca większą część wolnego czasu. Z wykształcenia jest fitopatologiem (osoba badająca choroby roślin – przyp. red.).
- Kiedyś chciałem, aby park stał się moim źródłem utrzymania, ale nie udało się. Niewielu ludzi wiedziało o moim istnieniu, przez co nie zarabiałem. Od początku działalności parku, właściwie nie było okresu, w którym odnotowałbym jakiś szczególnie wysoki ruch. No może z wyjątkiem momentu, w którym w Olsztynie otworzyła się papugarnia. Wtedy ludzie mylili mnie z nimi i przyjeżdżali tutaj – śmieje się Stalewski. I dodaje: - Od zawsze musiałem dokładać na utrzymanie parku z własnej kieszeni. Nie wychodziłem nawet na „zero”.
Niestety, „lata chude” miały dopiero nadejść. W kwietniu miejsce, któremu właściciel poświęcił ponad 8 lat ciężkiej pracy, stanęło na granicy upadku. Wówczas, pisaliśmy o tym w artykule: Park Ptaków w Olsztynie na granicy upadku. Co stanie się ze zwierzętami?. Z powodu koronawirusa, pan Stalewski nie mógł przyjmować odwiedzających. Jego dzienny budżet wówczas wynosił 0 zł.
- Wcześniej, przed koronawirusem, miałem średnio 16 zł na dzień. Co miesiąc, na utrzymanie wszystkich zwierząt potrzebne było natomiast 1500 zł. Później, kiedy nie zarabiałem nic, uznałem, że to już koniec. Wywiesiłem kartkę, żeby pożegnać się ze wszystkimi, którzy odwiedzali park. Nie miałem nadziei – wspomina właściciel.
Niedługo potem pojawił się jednak promyk nadziei. Rozpaczliwe ogłoszenie znalazła kobieta, która postanowiła pomóc właścicielowi. Na Facebooku poprosiła znajomych o wsparcie dla parku. Nie minął tydzień, a akcja nabrała rozpędu. Po naszym artykule oraz dzięki zaangażowaniu pani Mileny, sprawa została nagłośniona. Powstała również zbiórka. Ludzie zaczęli przywozić do parku jedzenie oraz wspomagać właściciela finansowo.
- To było bardzo wzruszające. Parę osób przyniosło dla zwierząt warzywa i owoce oraz karmę, ale też nie było tak, że podjeżdżały tutaj ogromne tiry z jedzeniem. Ta słynna kartka, którą wywiesiłem na płocie, miała tak naprawdę zakończyć działalność, a rozpoczęła ją na nowo. Ja jestem z tego faktu zadowolony, natomiast moja rodzina trochę ubolewa, bo więcej uwagi poświęcam „Ptaszarni” niż im – mówi, śmiejąc się serdecznie.
Karma dla ptaków, którą jedna z olsztyńskich firm obdarowała właściciela
Do tej pory łącznie udało się zebrać ok. 5 tys. zł. Zbiórka poświęcona parkowi zakończy się za 37 dni. Okazuje się jednak, że pomimo tak dużego zainteresowania ludzi, przyszłość „Ptaszarni” nie jest do końca pewna.
- Jak na razie nie wiem kiedy otworzę park. Kwota, którą zebraliśmy, pomoże mi utrzymać to miejsce do połowy, może do końca lipca. Jeżeli dodatkowo nałożone zostaną na mnie jakieś wymogi sanitarne, przez co będę musiał zakupić środki do dezynfekcji itp., może być nieciekawie. Wtedy niestety, ale zamknę park dla odwiedzających – mówi właściciel.
Co wówczas stanie się ze zwierzętami?
- Miejsce pozostanie, ale nie będzie już otwarte dla gości. Część zwierząt będę musiał sprzedać. Zostawię tylko te najbardziej ukochane. Na pewno oddam wszystkie kury, pawie i bażanty – wzdycha Stalewski.
Jednak przyszłość nie musi rysować się w tak czarnych barwach. Z dniem 11 maja 2020 roku, „Park Ptaków” oficjalnie zyskał miano „stowarzyszenia”. Z inicjatywą ponownie wyszła pani Milena oraz osoby, które założyły wcześniej wspomnianą zbiórkę.
- Podobno jestem tam prezesem – śmieje się Stalewski. - Zobaczymy, jak to będzie. Dzięki temu, że teraz park stał się stowarzyszeniem, na pewno będziemy mogli starać się o jakieś dofinansowania i to nie tylko na bieżące potrzeby, ale i na rozwój. Ale wiadomo, teraz zapewne będzie ciężko cokolwiek uzyskać – komentuje właściciel.
Stalewski ma nadzieję na pozytywny obrót spraw. Na razie nie wie jednak czy i kiedy „Park Patków” w Olsztynie ponownie otworzy się na zwiedzających.
Komentarze (8)
Dodaj swój komentarz