Data dodania: 2004-12-20 00:00
Dobry styl na kiepskim papierze
Polski plakat filmowy stał się ewenementem na skalę europejską, światową ? mówi Bogdan Rudak, właściciel kolekcji plakatów z lat 70 i 80. - Zbierać zacząłem z zainteresowania i filmem, i sztuką.
Na witrynie biblioteki przy ul. Limanowskiego rozpierają się oprawione w szkło plakaty filmowe tytułów sprzed lat. Tych pamiętanych do dziś ( z "Akademią Pana Kleksa" i "Klasztorem Shaolin" na czele) i tych pamiętnych nieco mniej (kto dziś pamięta "Wielką majówkę"?). Za to niezależnie od tytułu każdy plakat robi wrażenie. Już same nazwiska mówią za siebie: Waldemar Świeży, Andrzej Pągowski, Franciszek Starowieyski, Edward Lutczyn. Dzieła też: skróty myślowe, symbole i obrazy wyobraźni wyrażone są doskonałą kreską i plamą barwną. Plakaty pochodzą ze zbiorów olsztynianina, Bogdana Rudaka.
Dobre, bo polskie
- Zawsze byłem związany z filmem - wspomina Bogdan Rudak. - Pamiętam seminaria filmowe w WDK. Prelegentem był Krzysztof Zanussi, jeszcze student. Pracowałem w Okręgowym Przedsiębiorstwie Rozpowszechniania Filmów, potem w Neptun Filmie. Ale niezależnie od pracy plakat interesował mnie zawsze. Przecież polski plakat filmowy stał się po wojnie ewenementem na skalę europejską, a na przykład Waldemar Świeży zalicza się do najlepszych plakacistów światowych. W latach 70, 80 na ekran wchodziło mniej więcej 100 filmów rocznie. Z tego 25 proc. polskich! Największy nacisk był kładziony na promocję właśnie naszych filmów. Wtedy plakat był sztuką, która wyszła na ulicę. Co prawda z tego, co wiem, to nie były zlecenia dobrze płatne... I działali graficy głównie z Warszawy. Jedyny plakat filmowy plastyka z Olsztyna to był "Dersu Uzała" Bożeny Jankowskiej.
Coraz mniej roboty
Polski, rumuński czy amerykański - każdy film otrzymywał staranną oprawę graficzną. Każdy kto pamięta z jakim nabożeństwem szło się do kina na amerykański film, z przyjemnością zobaczy choćby imitujący komiksową scenę plakat z "Butch Cassidy i Sundance Kid". Zbiór kończy się razem z nowymi czasami.
- Po 1990 roku polscy graficy mieli coraz mniej roboty - mówi pan Bogdan. - Pojawił się plakat komercyjny, po prostu kolaże zdjęciowe, takie same przy dystrybucji na całym świecie. Plakat graficzny zdarza się wyjątkowo.
Papier z życzeniami
Znaczną część zbioru Rudaka tworzą plakaty małych rozmiarów, dziś już niespotykane.
- Spodobał mi się ten niezobowiązujący format - wspomina Bogdan Rudak. - Małe plakaty często trafiały, na przykład, do kina objazdowego. W terenie nie zawsze była gablota i mały plakat łatwiej było gdzieś powiesić.
Wszystkie: i duże, i małe mają jedną cechę. Może są i doskonałe artystycznie, ale dziedzictwo siermiężnych czasów daje się we znaki z zupełnie przyziemnej strony.
- Papier z czasów PRL pozostawia wiele do życzenia... - wyjaśnia Bogdan Rudak usiłując równo ułożyć w teczce marszczące się płachty papieru. - Nie zawsze nawet kolor wychodził. Teraz to co innego: drukuje się na świetnym papierze kredowym.
Na razie na wystawie jest część zbioru.
- Działam z biblioteką w przyjaznej kooperatywie - śmieje się właściciel. - Kiedy opatrzą się te plakaty, może zmienimy je na kolejne.
Joanna Piotrowska
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz