Cóż więc począć w takim przypadku mają drogowcy, których zaskakuje już nie tylko zima, ale jeszcze i na dodatek mieszkańcy wsi. Z jednej strony chciałoby się zakrzyknąć: kudy tam indywidualne interesa, bo jak mają się marzenia kilkuset mieszkańców wsi, do wygody dla wielu podróżujących do i z Olsztyna. A więc buzia w ciup, wywłaszczamy i do widzenia. Ale przecież mamy państwo demokratyczne. Są określone procedury, ceny za grunty itd. Te procedury też jednak trwają.
W tej sytuacji aż się ciśnie na usta przykład z lat siedemdziesiątych ubiegłego już wieku. Przed igrzyskami w Monachium (Anno 1972) gospodarze chcieli wybudować nową autostradę wokół bawarskiej metropolii. Wszędzie grunty pod inwestycję mieli już ugadane. Tylko jeden zapiekły Bawarczyk (pewnie popijając piwko i zagryzając golonką) stwierdził: nie zgadzam się. Oczywiście to weto teoretycznie było związane z przywiązaniem tegoż Bawarczyka do rodzinnych gruntów. Ale wścibscy reporterzy rychło ujawnili tajemnicę negocjacji drogowców z tym, niech mu będzie, Muellerem. Okazało się, że ten człek zwęszył interes swojego życia. Za kawałek gruntu pod autostradę wymyślił sobie taką kwotę, że pewnie starczyłoby mu na lot na księżyc i jeszcze z powrotem. A budowniczowie drogi dawali mu pewnie na lot w jedną tylko stronę. Negocjacje się przeciągały bo Mueller wcale nie miał ochoty ustępować. Drogowcy apelowali do jego poczucia obywatelskiego, apelowali też do władz landu Bawaria, a nawet do ówczesnej stolicy w Bonn o zastosowanie prawa do wywłaszczeń. Sprawa się przeciągała jednak. Aż w końcu zdziwiony Mueller stwierdził, że już nikt go o nic nie nagabuje, że może sobie, tak ukochaną, ojcowiznę zostawić. Drogowcy bowiem kupili ziemię od…jego sąsiada. I autostrada powstała. A Mueller pewnie do tej pory płacze w rękaw bo zamiast lotu na księżyc zostało mu trochę zakamienionej, podgórskiej gleby.
A może i taką metodę zastosować w Dywitach?!
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (4)
Dodaj swój komentarz