O interwencji w Radysach pisaliśmy już wielokrotnie. Przedstawiciele Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt „Animals”, policja, funkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej, a także setki wolontariuszy od czerwca odebrali kilkaset zwierząt ze schroniska pod Białą Piską. Właściciel przybytku oraz osoba zarządzająca usłyszały zarzuty m.in. znęcania się nad zwierzętami.
Ciężka praca miłośników zwierząt przyniosła efekty, jednak teraz większość psów potrzebuje domów tymczasowych lub stałych. W trakcie interwencji doszło też do niezwykłych spotkań właścicieli, którzy od lat szukali swoich pupili, a okazywało się, że zwierzęta przebywały w „psim piekle”, jak nazywane jest schronisko w Radysach.
Pewna kobieta szukała od dwóch lat swojego ukochanego pieska, Maxa. Dzwoniła do Radys, jednak tam mówiono jej, że nie ma u nich opisanego zwierzęcia. Była to nieprawda. Dlaczego tak robiono?
- Za część zwierząt schronisko dostawało regularnie pieniądze od gmin. To, czy wpłata była jednorazowa, czy stała, zależało od rodzaju umowy. Poza tym liczba zwierząt w schronisku miała się zgadzać w papierach, chociaż to akurat im nie wyszło, bo w dniu naszej interwencji w placówce było o kilkaset zwierząt mniej, niż wynikało to z dokumentacji – powiedział w rozmowie z TOK FM Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt, które koordynuje akcję ratowania psów ze schroniska w Radysach.
Niestety, nie każdy pies ma szansę po latach wrócić do właściciela. Wiele z nich potrzebuje domu, każdy, kto chce zaopiekować się uratowanymi zwierzętami, może skontaktować się z OTOZ Animals lub Pogotowiem dla Zwierząt. Na stronach wspomnianych stowarzyszeń znajdują się szczegóły na temat adopcji.
Więcej:
Horror w schronisku dla zwierząt w Radysach. Psy ledwo żywe leżały w boksach [WIDEO]
Areszt dla zarządcy schroniska w Radysach. Usłyszał zarzut m.in znęcania się nad zwierzętami
Komentarze (8)
Dodaj swój komentarz