Data dodania: 2006-04-30 00:00
Fetor spowił miasto
- Na ul. Murzynowskiego śmierdzi obornikiem, pomóżcie, bo nie można wytrzymać! - zaalarmowała nas w czwartek Czytelniczka. Podobne telefony dostała straż miejska. Strażnicy ruszyli na poszukiwania...
Chwilę później zadzwoniła do nas mieszkanka z ul. Wyszyńskiego. Właśnie w tym rejonie - a także na Pieczewie i w śródmieściu - smród był najbardziej dokuczliwy. - Przy bloku nr 18 ogrodnicy rozrzucają jakiś nawóz, strasznie śmierdzi - mówiła kobieta. - Dzieci pouciekały z dworu, ludzie zamykają okna, bo na wymioty się zbiera. Dlaczego oni to rozrzucają w środku miasta?
Jeszcze w czasie naszej rozmowy na miejsce przyjechała straż miejska. Wystarczył rzut oka, a właściwie dobry węch, by stwierdzili, że to nie ogrodnicy z osiedla Kormoran są winni. - To typowy smród nawozu naturalnego - mówił jeden z ogrodników z ul. Wyszyńskiego, gdy z nim wczoraj rozmawiałem.
Straż miejska do wieczora odebrała kilka telefonów zaniepokojonych mieszkańców. - Pierwszy o godz. 18 "przy sklepie Malwa czuć fetor jakby azotu" - czyta zgłoszenie Jarosław Lipiński, zastępca komendanta straży miejskiej. - Fetor potwierdziliśmy, jego źródła nie znaleźliśmy.
Ma jednak niemal stuprocentową pewność, że za zapach odpowiadają rolnicy z okolic Olsztyna. Ostatnio wielu z nich wywoziło na pola obornik lub gnojówkę. Rok temu straż miała podobne zgłoszenia - obornik rozrzucał rolnik spod Starego Olsztyna.
- Intensywność zapachu zależy od stężenia siarkowodoru - mówi prof. Teofil Mazur z Katedry Chemii Środowiska na olsztyńskim uniwersytecie. - Jeśli jest go dużo, to wystarczy beczka takiego nawozu, by zapach był wyczuwalny na kilka kilometrów. Jakby wtedy przejechać w pobliżu samochodem z otwartym oknem, to trzeba byłoby go ze trzy dni wietrzyć.
Nawożenie pól nawozami naturalnymi nie jest zabronione. Mimo to patrole straży ruszyły na poszukiwania źródła fetoru. - Trzeba było sprawdzić, czy nie pochodzi z porzuconych odpadów zwierzęcych czy chemikaliów, które mogą być szkodliwe dla ludzi - tłumaczy Lipiński.
Olsztyńscy strażnicy pojechali w rejon Starego Olsztyna, bo stamtąd wiał wiatr i tam najbardziej śmierdziało. Szukając źródła zapachu sprawdzili pola. Bezskutecznie.
Wczoraj ja pojechałem w stronę Szczytna. W Szczęsnem w sklepie sprzedawca zapewnił, że zapach nie pochodzi z ich wsi. - Ale wie pan, wczoraj jechałem przez Klewki i tam czułem gnój - mówił.
W Klewkach rzeczywiście zapach czuć, choć nie tak intensywny, jak w Olsztynie dzień wcześniej. W największym sklepie przy głównej drodze rozmawiałem z dwiema ekspedientkami. - O matko, jacy to ludzie teraz delikatni - odparła jedna z nich oblizując patyk po lodach.
W słynnym na całą Polskę gospodarstwie w Klewkach przyznali, że rozwozili obornik, ale w środę, a nie w czwartek. - Rozrzucaliśmy przy przejeździe kolejowym w Klewkach, tam będzie kukurydza - tłumaczy pracownica zakładu. - Ale to nie od nas śmierdziało w Olsztynie. My nawet drogę zamiatamy, żeby ślad po oborniku nie został na szosie.
Następny duży gospodarz - pan Jacek - mieszka w Starym Olsztynie. Ale nie nawozi pól naturalnymi nawozami. Przyznaje jednak, że kiedyś przez niego było niezłe zamieszanie w Olsztynie, gdy wywiózł na pole kurzy nawóz. - Leżało to ze trzy dni - wspomina. - Mieszkam blisko, ale wiatr wieje w drugą stronę, więc nawet nie wiedziałem, że taki smród idzie w stronę miasta. Później czytałem w gazecie, że olsztyński sztab kryzysowy szukał winowajcy, a na zdjęciu był jakiś urzędnik nad mapą Olsztyna i okolic. Komedia.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz